Po wyjściu przemierzaliśmy las w totalnej ciszy. Oby dwoje nie wiedzieliśmy co tak naprawdę mamy ze sobą zrobić, czego szukać i czy w ogóle jest czego szukać. Nasze błąkanie po lesie trwało jakieś sześć godzin aż natrafiliśmy na stary zniszczony domek w lesie. Ten budynek to było nasze zbawienie, ponieważ zmęczenie zaczęło brać nad nami górę. Powoli weszliśmy do środka, rozglądając się dokładnie czy nie napotkamy kogoś w tym miejscu. Oprócz miliona pajęczyn, starych odpadających desek i paru nietoperzy o dziwo nikt tu nie przebywał. Czemu akurat opuszczony dom a nie nasze domy rodzinne spytacie, ale odpowiedź jest prosta. To byłoby zbyt niebezpieczne dla naszych rodzin. Oni się nie obronią tak jak my. Nasze torby odłożyliśmy w pierwszym pokoju, który kiedyś musiał być salonem, a następnie rozejrzeliśmy się za rzeczami, które mogłyby nam się przydać. Sprawdzaliśmy dokładnie każdy kont tego zepsutego domu, lecz on bym dosłownie rozebrany na części. Wszystkie wartościowe rzeczy, które mogły tu kiedyś być zostały zwyczajnie zabranie. Nie czekając do Stilesa, aby zajrzał, jeszcze na drugie piętro a sam poszedłem przed domu w celu rzucenia drobnego zaklęcia ochronnego. Na jakiś czas powinno to pomóc. Została nam już tylko jedna przeszkoda, czyli jedzenie. Nie wzięliśmy, nic ze sobą a polowania w tych lasach graniczą z cudem, bo zwierzyna już dawno została tu wybita. Nie myśląc, dłużej otworzyłem mały portal prowadzący tuż do najbliższego sklepu. Jeżeli dobrze się postaram, to upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Zdobędę dla niego ciało a dla nas żarcie. Krzyknąłem do Stilesa, że zaraz wracam i nie czekając, na jego odpowiedz przeszedłem na drugą stronę. Portal przeprowadził mnie do stacji benzynowa na skraju lasu. Świetnie muszę lepiej formować swoje intencje co do miejsc, w które chce się przenieść. Wszedłem, do środka rozglądając się powoli w celu zlokalizowania wszystkich kamer. Dwie przy kasach i trzy nad półkami sklepowymi. Jedno zaklęcie powinno dać radę. Rzuciłem szybkie "Dzień Dobry" i wyszeptałem parę słów, które sprawiły, że wszystkie kamery umarły. Podszedłem do kasjera z lekkim uśmiechem na twarzy. Chłopak nie zdążył wypowiedzieć ani jednego słowa, bo jego od razu stanęło w płomieniach. Ruchem ręki zatrzasnąłem, wszystkie drzwi a następnie wszystkie szyby stały się totalnie czarne. Wywlokłem jego ciało za kas, narysowałem, szybo na około parę znaków a następnie powoli przeglądałem pierwsze stanowisko przy kasach.
-Nie próżnujesz, widzę- Usłyszałem jego głos za swoimi plecami- Twoje zaangażowanie jest nieziemskie- Dodał, podchodząc do mnie.
-Potrzebuje jedzenia, a on akurat się przyplątał- Odpowiedziałem, przyzywając obok siebie mały worek bez dna.- Wyjebałem od tych debili- Dodałem, po chwili wrzucając wszystkie batony do środka.
-Co zrobiłeś- Zapytał, zdziwiony odwracając mnie w swoją stronę- Jesteś w końcu wolny- Wyszeptał ucieszony. Delikatnie dziwne, że tak go to ucieszyło.
-Nie do końca. Na swojej głowie mam Stilesa, który odszedł ze mną- Rzekłem, a uśmiech na jego twarzy powoli znikał- I muszę znaleźć Theo, bo wysłali go gdzieś na szkolenie- Patrzyłem mu prosto w jego ciemne oczy, które rozświeciły się na imię chłopaka. - Stiles jest niegroźny. Lubię, go dlatego wziąłem go ze sobą a on zdecydowanie mnie też, bo sam wyszedł z tą inicjatywą. Zna magiczne stworzenia jak mało kto i wiedział, ze sam prędzej zwariuje. - Dodałem, na koniec podnosząc swój drogocenny worek z ziemi.
-Chociaż jeden normalny. - Krzyknął, tamten podchodząc do spalonego ciała- Wyczuwam piekielny ogień- Wyszeptał podekscytowany- Już niedługo nikt nie stanie ci na drodze- Dodał, znikając z ciałem.
Jego ostatnie słowa sprawiły mnie w delikatne zaskoczenie. Jak to nie długo. To są potężniejsze stworzenia ode mnie. Ciekawe czy kiedykolwiek je spotkam. Nie myśląc, o tym dłużej ruszyłem dalej prątkować tą wspaniałą stację, która o dziwo okazała się dobrze zaopatrzona. Po jakiejś chwili na półkach sklepowych zostały już tylko płyny do spryskiwaczy i niedobry alkohol. Na jakiś czas nam to starczy, lecz bez lodówek to wszystko i tak się roztopi. Nie czekając, dłużej otworzyłem portal a wolną ręką chwyciłem z jedna z lodówek, w której zazwyczaj trzyma się lody. Pojawiłem się przed domem a Stiles, czekał już na mnie w progu drzwi. Gdy mnie zobaczył, na jego twarzy pojawiło się zdziwienie na co ja tylko wzruszyłem ramionami. Lodówkę postawiliśmy w koncie dawnej kuchni. Jak dobrze wiemy, lodówki raczej nie działają bez prądu, ale spokojnie tu z pomocą przychodzi magia. Wyjąłem, z worka puszkę z jakiś napojem a następnie naładowałem ją ładunkiem elektrycznym i postawiłem, tuż obok kabla a lodówka zwyczajnie w świecie zaczęła działać.
-Ile osób zraniłeś- Szepną Stiles przerażony- I nie mów, że żadną, bo i tak nie uwierzę. - Dodał, szybko stając tuż obok mnie.
-Musisz uwierzyć, bo ani jednej- Odpowiedziałem mu z całkowitym spokojne- Była tam tylko jedna osoba. Rozbroiłem, kamery a wspomniana osoba poszła spać na pół godziny co dało mi możliwość zabrania potrzebnych nam rzeczy- Dokończyłem, odwracając się w jego stronę.
-Cieszy mnie to- Dopowiedział zdecydowanie rozluźniony. - Ile rzeczy wziąłeś- Spytał, jeszcze siadając na zakurzonym blacie, który pod jego ciężarem wydał parę nieprzyjemnych dla ucha dźwięków.
-Praktycznie wszystko- Dopowiedziałem a przed nami, pojawiła się ogromna sterta rzeczy- Musimy je tylko teraz rozdzielić i pochować rzeczy do lodówki. - Jego oczy na widok tylu produktów aż zapłonęły. Chłopak uwielbia jedzenie a myśl, że będzie mógł jeść wszystko bez myślenia, że trzeba, wpierw za to zapłacić doprawiła go do istnej euforii.
Po moich słowach chłopak od razu rzucił się do układania na odpowiednie miejsca. Trochę mnie zaskoczył, nie powiem, bo zazwyczaj w domu był odbierany za dość leniwego a tu taka miła niespodzianka. Może ta wyprawa go czegoś nauczy i w końcu sam będzie mógł robić większość rzeczy. Nie czekając, dłużej wziąłem się do pracy, a byśmy to wszystko mieli gotowe jak najszybciej. Po jakiś piętnastu minutach pracy na pełnych obrotach wszystko było gotowe i mogliśmy się cieszyć chwilą spokoju. Chłopak od razu po skończonej pracy wziął się za wyjęcie części rzeczy z swojej terby ładnie, układając je na wcześniej delikatnie wyczyszczonej półce. Oczywiście od razu ruszyłem w jego ślady, co spowodowało, że to miejsce wyglądało delikatnie przytulniej. Kurczę jakby to odnowić to by był to wspaniały dom. Przez resztę wieczoru tak naprawdę spędziliśmy, na ustalaniu czego jeszcze będziemy potrzebować jak i wymyśliliśmy parę miejsc, gdzie może znajdywać się Theo. Minęło już za dużo czasu bez tego chłopaka. Cholernie za nim tęsknie. Nasze spokojne posiedzenie przerwały, dziwne odkłosy z dworu co od razu postanowiłem sprawdzić. Tylko przekroczyłem, próg domu a moim oczom ukazało się małe stado wilkołaków chcących przedostać się do środka. Kiedy mnie zobaczyli automatycznie wyciągnęli pazury.
-Czego tu szukacie- Spytałem, spokojnie dokładnie im się przyglądając.
-Zajęliście jedno miejsce z naszego terytorium- Rzekł ,jeden z nich uderzając pięścią w barierę- Co to za parszywe czary- Fukną, jeszcze cofając się krok do tyłu.
-No to wybaczcie, ale to miejsce jest już nasze- Odpowiedziałem, im podchodząc bliżej bariery- A i radzę w to nie uderzać, bo sobie tylko ręce połamiecie- Dodałem, śmiejąc im się prosto w twarz.
-niby wilkołak, a jednak coś jeszcze- Szepnął jeden z nich- Kim ty kurwa jesteś- Dodał po chwili stając na przodzie.
-Mogę być nawet twoim najgorszym koszmarem, jeżeli chcesz- Rzekłem uśmiechając się przy tym- Wybór należy do was- Wiedziałem, że to nie obejdzie się bez walki.
Nie czekając, dłużej szybko wypowiedziałem, zaklęcie a tuż obok mnie pojawiły się dwa demony, które były gotowe, by zabić. Po zobaczeniu moich nowych dwóch przyjaciół ich postawa całkowicie się zmieniła. Podkulili, pod siebie ogony cofając się parę stup do typu aż zaczęli uciekać. Wiedziałem, że nie mogę ich zabić bez powodu, ale to tylko dlatego by Stiles się mnie nie bał. Po zgubieniu ich ze swojego wzroku nakazałem, dwóm demonom pilnować domu przez całą noc by nikt przypadkiem nie próbował nas zaatakować. Co ja muszę, robić by ten chłopak chociaż trochę czuł się bezpiecznie. Po chwili stania jeszcze i patrzenia czy przypadkiem nie wrócą, wróciłem, do domu gdzie od razu na wejściu stał on. Było widać po nim, że jest dumny, ze ich nie zaatakowałem. Chociaż ktoś to w końcu docenia. Wszedłem, do salonu gdzie ruchem ręki odsunąłem wszystkie meble, a po chwili na ich miejsce pojawiło się parę kocy i śpiwory. Na ta noc powinno wystarczyć, a jutro pomyślimy jak zdobyć resztę.
CZYTASZ
Winter//thiam
FanfictionZima bywa niezwykle czarująca a tym bardziej jak spędzasz ją u boku potwora. Druga część "Who are you in the dark"