Przemierzałem zakrwawiony korytarz z metalowymi drzwiami. Każdy kolejny krok sprawiał u mnie coraz większy lęk. Podszedłem do metalowych drzwi z numerem pięć, a za nimi zobaczyłem, trzy kobiety klęczące na podłodze a między nimi było naczynie z czerwoną cieczą. Jak zgaduje, była to krew. Po chwili owe postacie spojrzały się w moją stronę szepcząc niezrozumiałe dla mnie słowa. Nie mogłem oderwać od kobiet wzroku aż do momentu, kiedy zniknęły, a następnie pojawiając się obok mnie.
-Siostry patrzcie- Wskazała na mnie palcem jedna z nich- Taki jak my- Dodała, wyciągając z szaty starą księgę.
-Niemożliwe- Odpowiedziała najniższa.- Nie wygląda jak my.- Szepnęła, podchodząc do mnie bliżej.- Chociaż jego energia jest potężna. Wręcz demoniczna.- Na jej słowa cofnąłem się, o dwa kroki do tyłu opierając się plecami o metalowe drzwi.- Z jakiego sabatu jesteś- Spytała, również wyciągając swoją księgę.
-Co? Nie rozumiem- Szepnąłem, starając się brzmieć naturalnie.- Nie pochodzę z żadnego sabatu. Kompletnie nie rozumiem, o co wam chodzi- Dodałem, patrząc na nie pytająco.
-Ciekawe. Bez sabatowy a taki potężny- Szepnęła dziewczyna o czarnych włosach- Davina- Dodała, wyciągając w moją stronę rękę.
-Liam- Odpowiedziałem, ściskając jej dłoń.
-A to jest Erin- Wskazała na najniższą z nich- A to Jana- Wskazała na dziewczynę o blond włosach.- Mam w sumie jedno pytanie. Skąd się tu wziąłeś- Spytała, uśmiechając się delikatnie.
-Nie mam pojęcia- Dopowiedziałem, drapiąc się po karku- Jedyne co pamiętam to moje omdlenie w kuchni.- Dodałem, przyglądając się czarnowłosej.
-Musimy cię stąd wydostać jak najszybciej- Dopowiedziała, wyciągając niebieski medalion z kieszeni- Masz, to pomoże nam się połączyć w swoim czasie- Podała mi medalion, który szybko zawiesiłem na szyi.
Po chwili czarownice narysowały na ziemi okrąg z soli, w którym kazały mi stanąć. Szybko spełniłem ich rozkaz. Po przekroczeniu kręgu poczułem przyjemną falę ciepła uderzającą w moje ciało. W mojej głowie echem odbijały się szepty czarownic. Poczułem, jak moje ciało odpływa do innego świata. Spojrzałem jeszcze na Davine, która wyszeptała "Niedługo" i zniknęła mi z oczu.
Zerwałem się z łózka na równe nogi chaotycznie oglądając się wokół siebie. Byłem już u Issaca. Spojrzałem się jeszcze na spokojnie wokół siebie i zobaczyłem ich patrzących się na mnie z przerażeniem. Czułem, jak by serce chciało wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Po chwili, kiedy uspokoiłem swoje serce, jak i myśli ręką dotknąłem szyi, na której nadal był zawieszony kamień od wiedźm.
-Liam- Odezwał się Derek, przyglądając się mi uważnie- Co się z tobą dzieje- Spytałeś, podchodząc do mnie.- Wyglądasz, jak byś przed chwilą umarł.
-Nie wiem, gdzie byłem- Szepnąłem, ściskając kamień w ręku- Pamiętam tylko trzy czarownice, które pomogły mi tu wrócić- Dodałem, pozwalając łzą swobodnie spłynąć po policzkach.
-Czarownice- Spytałeś, stając naprzeciwko mnie- Przecież one umarły setki lat temu- Twoja dłoń opadła, na moje ramie ściskając je delikatnie.
-Wiem, co mówię- Rzekłem, wpatrując się w twoją rękę.- Jak wytłumaczysz to- Pokazałem ci niebieski kamień.- Niemiałem tego wcześniej- Dodałem, pozwalając ci go dotknąć. Kiedy tylko twoje dłoń dotknęła, kamienia odleciałeś ode mnie, uderzając plecami o najbliższą ścianę.
-Kurwa- Szepnąłeś, po chwili wstając z podłogi- Magiczny przedmiot, który wybrał już właściciela.
-Jaki przedmiot- Spytała Allison podchodząc do swojej torby i wyciągając z niej oprawioną w skórę księgę.- Zaraz się dowiemy co to za kamyczek- Dokończyłaś, dając nacisk na kamyczek.
-Chodź tu- Powiedział, Theo wskazując na swoje kolana, a ja momentalnie znalazłem się na nich- Jeszcze raz zemdlejesz, to chyba zwariuję- Wyszeptałeś, składając na moim policzku delikatny pocałunek.
-Mam- Krzyknęła Allison wstając z kanapy- Owy kamień ma za zadanie trzymać wież między pustka a życiem. Osoba, która podarowała, medalion drugiej osobie może kontaktować się z nią za pomocą telepatii. Również talizman gromadzi moc magiczną, która pozwala chronić osobę noszącą ją, jak i jego poprzednika. Czyli Liam i owa czarownica są odporni praktycznie na wszystko.- Dokończyłaś, dając nacisk na słowo czarownica.
-Davina- Rzekłem- Czarownica miała na imię Davina i dzięki niej jestem tu- Spojrzałem na wasze twarze, na których mieszało się zdziwienie z pogardą.
Po chwili wstałem, zakładając na siebie kurtkę i wyszedłem. Nie mogłem spędzić w tej nieludzkiej ciszy ani sekundy dużej. Tylko Theo się o mnie naprawdę troszczył, chociaż nie powiem postawa Dereka wmurowała mnie w ziemie. Stanąłem, przed budynkiem a w moją twarz uderzył podmuch zimnego powietrza. Grudzień wręcz idealna pora na spacery. Wyjąłem z, kieszeni telefon sprawdzając na wyświetlaczu datę. Dwudziesty czwarty grudnia. Wigilia a kompletnie nie czuć świątecznego nastroju. Co roku wigilia wyglądała tak, że jej nie było. Nie obchodziliśmy jej, lecz tym razem będzie inaczej. Pomimo iż nie powinienem tego robić, bo i tak nie macie, do mnie szacunku to szybkim krokiem udałem się w stronę galerii handlowej. Chodziłem, po sklepach wybierając prezenty dla stada. Derek'owi kupiłem jego ulubione perfumy. Allison nową torebkę, o której gadała od dwóch tygodni. Nigdy nie słyszałem, żeby dziewczyna gadała o ciuchach poza tą torebką. Musi jej się naprawdę podobać. Issac'owi kupiłem trzy nowe szaliki. Niech zna moją łaskę. Zostali mi jeszcze Lydia, Theo i Stiles, czyli trzy najgorsze osoby. Lydia ma praktycznie wszystko na świecie. Stiles nigdy nie mówi o tym, co mu się podoba, a Theo jest zbyt ciężki to prezentów. Pamiętam, jak raz mu dałem, to wyśmiał mnie mówiąc, że zupełnie go nie znam. Przy okazji kupowania prezentów. Kupiłem również różne potrawy związane z wigilią. Czasami dziękuje swoim rodzicom, że ich nazwisko jest tak znane w mieście, bo inaczej nie dostałbym niczego dzisiejszego wieczoru. Po dobrych dwóch godzinach wróciłem do domu z obładowany zakupami. Lydi i Stiles'owi wykupiłem romantyczną kolacie, bo nigdy nie mają czasu, żeby, gdzieś wyskoczyć a dla ciebie Theo mam niespodziankę. Wparowałem, do mieszkania od razu kierując, się w stronę kuchni kładąc przy okazji wszystkie torby na stole. Powyciągałem wszystkie potrawy na różne pół miski, talerze czy miski i zająłem się pakowaniem prezentów. Już po chwili wszystko było gotowe.
-Stado- Krzyknąłem, odwracając się w stronę drzwi, które po chwili się otworzyły. Stanęliście, jak wryci patrząc się przed siebie.- Wesołych świat- Krzyknąłem, łapiąc w rękę pierwszy prezent, który był dla Allison.- Mam nadzieje, że ci się spodoba- Dodałem, cofając się delikatnie.
-Boże- Szepnąłeś, wyciągając z pudełka torebkę- Liam. Niebyło trzeba- Dodałaś, rzucając mi się na szyje. Poczułem, jak byś łamała mi wszystkie kości.
-Proszę Allsion- Rzekłem, uwalniając się z uścisku dziewczyny.- A teraz coś dla was- Wskazałem na Lysie i Stlies'a.- Nigdy nie macie, na siebie czasu więc pomyślałem, że po prostu wam się przyda.- Wręczyłem im kopertę z rezerwacją na kolacje.
-Liam- Odpowiedzieli, równo otwierając kopertę. Spojrzeli na kartę znajdującą się w środku i wyszeptaliście tylko krótkie, ale wyraźne dziękuje.
-Derek i Issac. To dla was- Podałem im opakowana z prezentami.- A dla ciebie mam coś specjalnego- Wskazałem, na Theo uśmiechając się przy tym szeroko.- A teraz zapraszam do stołu.
+_________________________________
Dajcie znać czy się podobało!
miłego wieczoru!
CZYTASZ
Winter//thiam
FanfictionZima bywa niezwykle czarująca a tym bardziej jak spędzasz ją u boku potwora. Druga część "Who are you in the dark"