Dziś muszę, dostarczyć mu pierwszą duszę co wiąże się z zabiciem pierwszej osoby. Nie powiem, jest to trochę przerażające, ale obietnic się nie łamię. Chociaż może i się łamię, ale na pewno nie z nim. Jedyne czego się boje, że to wyjdzie na jaw. Stado zacznie, uważać mnie za wroga a Theo zacznie mną gardzić. Nigdy nie mogło być lepiej. Wkładając, buty przelotnie spojrzałem na twoją śpiącą twarz. Obyś nigdy się nie dowiedział. Nie myśląc, o tym dużej wyszedłem z mieszkania kierując się w stronę najbiedniejszej dzielnicy miasta. Jeżeli umrze, ktoś stamtąd nie będą nawet szukać sprawcy. Co niby może pójść nie tak. O dziwo dużo. Przemierzałem rozwalające się kamienice w poszukiwaniu ofiary. Jak miasto może pozwalać mieszkać ludziom w takich warunkach. Nieludzkie. W samym zaułku dostrzegłem dorosłego mężczyznę w poszarpanych ubraniach. Cel idealny. Stanąłem, naprzeciwko niego wysuwając pazury. Pamiętaj szybko i bezboleśnie. Nim mężczyzna zdążył, na mnie spojrzeć moje pazury zostawiły mu sporą ranę na gardle. Facet upadł, na ziemie próbując kurczowo złapać powietrze. Jego "ubrania" były całe we krwi, którą również kurczowo próbował zatamować. Już po jakiś trzydziestu sekundach mężczyzna upad bezwładnie na ziemie. Zadanie wykonane pomyślałem, przyglądając się jeszcze jego osobie. Już się zbierałem, nim przed moimi oczyma zobaczyłem tego samego potwora co w lesie.
-Cudownie- Krzyknąłeś, tworząc powłokę uniemożliwiającą komukolwiek coś zobaczyć czy usłyszeć.- Jestem z ciebie taki dumy- Dodałeś, klękając obok ciała.
-ja z siebie nie do końca- Rzekłem, wpatrując się w niego.- Podasz mi ilość osób, które muszę dla ciebie zgładzić.- Spytałem, przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą.
-Teraz już tylko dwanaście- Odpowiedziałeś, rozstawiając wokół ciała świece.- Przed końcem dnia dostaniesz nagrodę- Szepnąłeś jeszcze zanim zniknąłeś z ciałem.
Dwanaście. Obawiałem się, że powiesz coś koło pięćdziesięciu, ale dwanaście da się zrobić. Miejmy nadzieje, że po tych dwunastu nie zwariuję. Nie czekając, dużej wyszedłem z zaułka kierując się w stronę domu. Jest, dopiero dziewiąta trzydzieści więc wszyscy pewnie jeszcze śpią. Mogę w sumie przygotować dla nich śniadanie w celu wyrównania. Jeden zły uczynek jeden dobry. Nie myśląc, dużej wszedłem do pobliskiego sklepu kupując jajka, chleb czy olej. Niby najpotrzebniejsze, rzeczy a w domu Issaca tego nie znajdziesz. Po drodze wszedłem jeszcze do pobliskiej kwiaciarni kupując jedną czerwoną różę. Czasami trzeba kupować sobie kwiaty. Wszedłem do domu zastając w przejściu Dereka. Spojrzałem się, na niego marszcząc przy tym delikatnie brwi. Ten za to obrzucił mnie swoim obojętnym spojrzeniem i wyszedł. Jak zwykle zabiegany i obojętny na cały świat. Chociaż nie, przepraszam. On tylko udaje, takiego a tak naprawdę jest mocno zraniony i samotny, a jego serce już dawno skamieniało. Nie zaprzątając, sobie tym dużej głowy udałem się w kierunku kuchni. Postawiłem torby na blacie i rozpakowałem produkty znajdujące się w nich. Przede mną najgorsze. Gdzie Issac może mieć patelnie czy choćby przyprawy. On jest tak nieprzewidywalny, że mogę posądzić go o wszystko. Po chwili poszukiwań znalazłem upragnioną patelnię, jak i przyprawy. Teraz tylko niczego nie przypalić. Niby to tylko jajka, ale z moimi zdolnościami nigdy nic nie wiadomo. Po kolei wbiłem dwanaście jajek na patelnie, dodałem cebulę i czekałem jak wspaniałe śniadanie będzie gotowe.
-Poczułem, jak twoje dłonie obejmują mnie w pasie. Twój zapach rozpoznam wszędzie.- Co tak pięknie pachnie.- Spytałeś, obracając moje ciało tak, że teraz patrzyłem ci prosto w oczy.- Czyżbyś w końcu wziął się za gotowanie.- Dodałeś, składając krótki pocałunek na moich ustach.
-W końcu może się nauczę- Odpowiedziałem, przykładając głowę do twojej klatki piersiowej- Serce ci wali- Dodałem, wsłuchując się w jego bicie- Koszmary- Spytałem, ponownie patrząc ci w oczy.
-Nawiedzają mnie, od kiedy znalazłem cię w lesie- Odpowiedziałeś, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Czyżby to była jego wina. Czy aż tak bardzo boisz się mnie stracić, że aż ci się to śni.- Ale nie zaprzątaj sobie tym głowy. Daję sobie radę.- Dodałeś, odbierając mi z ręki łyżkę i zamieszałeś jajka.
-Wiem, że sobie z tym poradzisz- Szepnąłem, podchodząc do lodówki.- Ale wiesz, że chciałbym być częścią tego- Wyjąłem z niej sok- Musisz mi mówić o takich rzeczach. Za ufaj mi- Dodałem, stawiając go na blacie.
-Ufam ci- Odpowiedziałeś, automatycznie odwracając głowę w moim kierunku.- Lecz kiedy jesteś tak długo sam. Prawie całe życie to ciężko jest przestawić się na mówienie wszystkiego drugiej osobie.- Szepnąłeś, rozkładając posiłek na talerze.
-To musisz się nauczyć, bo jestem tu dla ciebie- Powiedziałem, dotykając delikatnie twojego policzka- Kocham cię- Dodałem, odsuwając się od ciebie i kierując się w stronę wyjścia.
Czas obudzić pozostałych. Po wyjściu z kuchni skierowałem się wprost w pierwsze drzwi po prawej. Eureka krzyknąłem w myślach. Mamy Scotta. Podszedłem, do niego szturchając go w ramię. Po chwili spojrzał na mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami. Nie czekając, dłużej wyszedłem z pokoju zostawiając na oścież otworzone drzwi. Dobra czas na resztę. Jak znajdę Lydie to znajdę też i Stiles'a to potem zostanie mi tylko jeszcze Issac i Allison. Bułka z masłem. Udałem się w kierunku kolejnego pokoju, w którym natrafiłem na naszą ukochaną parę. W rogu pokoju stało małe radio, do którego podszedłem i włączyłem pierwszą lepszą stację rozwalając głośność na maxa. Chodziłem, po domu jeszcze piętnaście minut szukając pozostałych. Rozpłynęli się. Nie szukając, dalej wszedłem do kuchni, w której o dziwo zastałem wszystkich łącznie z Derekiem, Allison i Issacem. Świetnie są wszyscy. Nie myśląc, dłużej zająłem swoje miejsce przy stole. Rodzinne śniadanie tego mi było trzeba. Po skończonym posiłku, kiedy miałem wstać i odstawić talerz moje ciało momentalnie zostało sparaliżowane. Poczułem jak krew w moich żyłach płynie z zawrotną prędkością. Czułem, jak w moim ciele rozchodzi się energia, która sprawiała straszliwy ból.
-Liam- Rzekła Allison łapiąc mnie za dłoń.- Liam wszystko dobrze- Spytałaś, wstając szybko z krzesła i podbiegłaś do mnie.
-Zaraz mi przejdzie- Szepnąłem, skupiając się całkowicie na bólu. Mówił, że przyjdzie dopiero pod wieczór.- Kurwa- Krzyknąłem, zrywając się na nogi. Poczułem, jak moje ciało zalewa fala zimnego potu.- Kurwa- Krzyknąłem, ponownie ściskając pięści. Czułem wasz wzrok na swoim ciele. Spojrzałem się w waszym kierunku. Na waszych twarzach było widać przerażenie.- Kurwa.- Momentalnie poczułem, jak wszystko się stabilizuje, a ja mam nieprzerwaną chęć na spróbowanie czego się właśnie nauczyłem. Skierowałem, dłoń w stronę stołu a po chwili zobaczyłem, jak wszystkie naczynia zaczynają się unosić. A tuż po tym poczułem, jak z mojego ciała uchodzi całe życie...___________________________________
Hejka! Niestety rozdział może być gorszy od pozostałych za co przepraszam!
Dajcie znać co sądzicie!
CZYTASZ
Winter//thiam
FanfictionZima bywa niezwykle czarująca a tym bardziej jak spędzasz ją u boku potwora. Druga część "Who are you in the dark"