Tykanie zegara sprawiało wrażenie, jakby odliczało czas do końca.
Jego końca.
Brzmiało to jak ratunek, ale jednocześnie miał tak wiele do zrobienia. Nie mógł tak po prostu odejść.
Nie teraz. Jeszcze nie.
Tylko jedna myśl kłębiła się jego w głowie.
Uciec stamtąd jak najdalej.
-Panie profesorze, proszę się nie wiercić. -rozkazał Alice, oczyszczając rany Severusa w Skrzydle Szpitalnym.
-To cholernie piecze. Jak mam się nie ruszać? -wysyczał Snape, zaciskając zęby z bólu.
W trakcie pełnie nauczyciel stanął obronie uczniów przed wielkim wilkołakiem, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, ten rzucił się na niego. Gdyby nie interwencja pielęgniarki oraz odciągnięcie uwagi Lupina, Severus skończyłby jako przystawka, a drugim daniem stałaby się trójka Gryfonów.
Skończyło się tylko na podrapanych plecach. Sukces stanowiło to, że uniknął ugryzienia.
-Podałam już panu eliksir. Przykro mi, ale mogę zwiększyć dawki. Specyfik jest zbyt silny.
-Po prostu zrób szybko co masz robić, bo zaraz sam po niego sięgnę, żeby mieć wieczny spokój.
-Nie dopuszczę do tego. -zwróciła się do mężczyzny, który prychnął cicho. -Widzę, że zachowaniem u pana wszystko w porządku, nadal jak u pięciolatka.
Powoli traciła cierpliwość do humorów Severusa. Wiedziała, że cierpiał, ale starała się zrobić wszystko, aby mu pomóc. On jednak nie okazywał ani knuta wdzięczności. Nie oczekiwała tego, bo zdążyła już zauważyć, że to nie leżało w jego naturze.
Rudowłosy siedzący za parawanem zaśmiał się cicho.
-Trzymaj język za zębami Weasley. -wysyczał Snape, a chłopaka widząc oczami wyobraźni wzrok profesora, ucichł natychmiast.
-Ron, wszystko w porządku? -Alice zwróciła się do chłopaka, który leżał na łóżku dalej z już opatrzoną nogą.
-Nie najgorzej. Eliksiry pomogły. -uśmiechnął się, zjadając kolejną czekoladową żabę, którą dostał od przyjaciół.
-Czuje się na pewno lepiej niż profesor Snape. -dodała za niego Hermiona, jakby nie słysząc przyjaciela.
Severus zacisnął szczękę, lecz nie skomentował tego na głos.
-Cholerna Granger.
-Chyba miała pani coś wyjaśnić Hermionie. -mruknął Harry, siedząc na jednym z łóżkek obok przyjaciółki.
Dziewczyna spojrzała z zaciekawieniem na Alice.
-Ah tak. Dziękuję, że mi o tym przypomniałeś. -dokończyła zajmowanie się nauczycielem i spojrzała na niego z powagą. -Proszę leżeć i niczego nie dotykać.
Obdarował ją lodowatym spojrzeniem, którego nie zauważyła, gdyż podeszła do szafek, wycierając po drodze ręce z krwi w szmatkę.
Stamtąd wyjęła kilka spiętych ze sobą kartek i z lekkim niepokojem podała je Hermionie. Dziewczyna od razu zaczęła czytać wszystko, nawet drobny druczek umieszczony na samym dole strony. Jej oczy z każdą przeczytaną linijką rozszerzały się coraz bardziej.
-Dam ci chwilę na przetrawienie tych informacji.
Nie zajęło jej to dużo czasu, już po kilku minutach wstała i odłożyła dokumenty.
-Jak to możliwe?
-No cóż... -zaczęła pielęgniarka, lecz ta je przerwała.
-Dlaczego ja o tym nic nie wiedziałam? Gdzie pani była przez cały ten czas? -milion pytań cisnęło się wtedy na usta dziewczyny, lecz na początku chciała poznać podstawy.
-Powoli Hermiono. -kobieta westchnęła głęboko. -Może zacznę od tego, że z pewnością wiecie, jak niektórzy czarodzieje nie przepadają za tymi, którzy mają inną krew niż czysta. Z mugolami jest podobnie, tylko, że w drugą stronę. Jeśli w rodzinie urodziło się dziecko z magicznymi zdolnościami, rodzice jak najszybciej się go pozbywali. -wszyscy przysłuchiwali się z zaciekawieniem tej historii. -Ja też byłam takim dzieckiem. Miałam kilka miesięcy, gdy trafiłam do sierocińca i tam też pozostałam do moich jedenastych urodzin. Kiedyś myślałam, że moi rodzice nie żyją, ale prawda okazała się całkiem inna. -zakończyła ze smutnym uśmiechem.
-Ta rodzina... -wskazała na kartki. -Ja nie miałam pojęcia.
-Zaraz zaraz. O co tu w ogóle chodzi? -spytał w końcu Ron, przerywając tajemniczą rozmowę.
Podobnie jak pozostali chciał się dowiedzieć, co zatajały przed nimi obie Granger, lecz tylko od zdobył się na odwagę lub po prostu stracił cierpliwość i musiał się wtrącić.
-Nie wiedziałam, że mój tata ma siostrę. -dokończyła ze szklanymi oczami Hermiona. -Dlaczego mi nie powiedzieli?
-Widocznie nie chcieli cię martwić. -Alice uśmiechnęła się lekko.
-Czyli pani jest ciocią Hermiony? -spytał dla pewności Harry.
-Zgadza się.
Snape zdecydowanym krokiem ruszył w stronę biblioteki po nowy egzemplarz Magicznych Kociołków, gdzie jak co tydzień szukał inspiracji na nowe i wymyślne tematy lekcyjne.
W jego zajęciach najważniejsze było to, że prawie nikt nie potrafił poprawnie wykonać zadania, a sam nauczyciel miał ogrom zabawy, patrząc na bezradne miny nawet najmądrzejszych Krukonów.
Choć nie okazał tego, był zdumiony, kiedy Hermiona Granger postawiła na jego biurku fiolkę z poprawnie wyważonym eliksirem, który sprawiał trudność nawet siódmemu rocznikowi.
Zacisnął mocniej pięści ze zdenerwowania, kiedy pomyślał o tej Gryfonce, a dokładniej o jej nazwisku, którego właścicielką była również szkolna pielęgniarka. Wszędzie było jej pełno, a on jedynie marzył o tym, aby znaleźć się jak najdalej.
-Dzień dobry panie profesorze. -uśmiechnęła się kobieta, trzymając książki w rękach.
-Nawet tutaj musiała mnie dopaść.
Dostrzegł kilka lektur dotyczących przedmiotu, którego nauczał i pochwalił ją za to w myślach.
Już od roku Alice chciała poprawić ich relacje, lecz nie potrafiła zrobić w tej sprawie kroku naprzód. Inni nauczyciele oraz pracownicy darzyli sympatią tę niską brunetkę, nawet Argus Filch uchylał głowę nisko, gdy przechodziła obok i nie robił tego ze zwykłej grzeczności.
-Dzień dobry. -mruknął ozięble i odwrócił się w stronę półki, jakby rozmowę uważał za zakończoną.
-Jak się pan czuje?
Alice nie zamierzała się tak szybko poddawać. Właśnie tego najbardziej się obawiał. Miał dzień wolny i ostatnim, o co prosił, było towarzystwo natrętnej kobiety.
Ruszył dalej i odparł dopiero po chwili, gdy spostrzegł, że kobieta nadal przy nim stoi. Nie zniechęciła się. Czyżby wyszedł z wprawy, a jego demoniczna aura przestała działać?
-To chyba nie pani sprawa.
-Właśnie, że moja. -mruknęła z uśmiechem. -W końcu jestem pielęgniarką.
-Nie moją, lecz uczniów. Radzę skupić się na nich. Przepraszam, ale się spieszę. -minął ozięble, nie chcą tracić czas na niepotrzebne gadanie i wszedł do biblioteki.
Severus był nieczuły i zawsze ją zbywał, do czego mogła już przywyknąć. Alice westchnęła głęboko, a uśmiech z jej twarzy zniknął.
Nie rozumiała, co robiła źle.
Nie wiedziała też, z jakiego powodu do Snape'a wszyscy pałali taką niechęcią.
Nie miała pojęcia, dlaczego tak bardzo się zmienił.

CZYTASZ
Śmierciożerca |Severus Snape
FanfictionŻycie bez miłości wydaje się niezwykle puste. Pozbawione jakiegokolwiek sensu. Dlatego ludzie robią różne rzeczy, aby zachować to uczucie przy sobie. To z jej przyczyny mogą podejmować z pozoru dobre decyzje. Decyzje, które po czasie okazują się zup...