Skrzydło szpitalne było miejscem bardzo rzadko odwiedzanym przez uczniów, pod kątem przebywania tam z własnej woli. Nie stanowiło to nic zaskakującego. W końcu kto chciałby przebywać tam, gdzie panoszą się choroby, a czasem może polać się krew?
Pomieszczenie było całe w bieli. Brudnobiała farba na ścianach, jasna podłoga, łóżka przykryte białą pościelą. Tuż obok głównego pomieszczenia znajdował się mały gabinet należący pielęgniarki. Bladoniebieskie ściany sprawiały, że wyróżniał się nieco na tle całego skrzydła szpitalnego. Na środku pokoju stało biurko wykonane z ciemnego drewna oraz krzesło do kompletu, a miejsce na blacie zajmowały różne papiery oraz książki nie tylko o tematyce uzdrawiania. Znajdowało się tam również wiele szafek i schowków, w których stały eliksiry lecznicze, opatrunki, lekarstwa i inne rzeczy niezbędne w zwalczaniu dolegliwości mieszkańców Hogwartu.
Miejsce to jednak zyskało na popularności, gdy do szkoły przyjęto nową pielęgniarkę. Było to spowodowane głównie tym, że niespodziewanie zaczęło wzdychać do niej wielu uczniów ze starczych roczników. Wciągali ją w rozmowy, nieraz konkurując ze sobą w zwróceniu uwagi i zainteresowania kobiet. Ta jednak często tłumaczyła się natłokiem obowiązków i odsyłała chłopców, upominając, że w skrzydle szpitalnym nie można wciąż ot tak sobie przebywać. Było to miejsce przeznaczone wyłącznie dla osób potrzebujących leczenia.
Z tego powodu ci właśnie uczniowie całkowicie przypadkowo nabywali drobne kontuzje podczas popularnych meczów Quidditcha. Dzięki temu mogli przebywać w towarzystwie atrakcyjnej kobiety i nie bojąc się o to, że ta ich wygoni.
Za to pozostali traktowali ją jak dobrą znajomą, zapewne przez uprzejmy charakter kobiety, która potrafiła dogadać się z każdym z Gryfonem, Ślizgonem, Krukonem czy Puchonem. Nawet najwredniejsze jednostki nie były jej straszne.
Może poza jedną.
-Proszę się nie ruszać. -rzekła spokojnie Alice, wcierając maść leczniczą ramię mężczyzny. -Już prawie skończyłam.
-Mówi to pani od dziesięciu minut. -warknął swoim nieprzyjemnym tonem nauczyciel. -Mam ciekawsze zajęcia niż marnowanie czasu tutaj.
-Wiem o tym bardzo dobrze profesorze, ale to nie moja wina, że wylał pan na siebie eliksir.
-Nie ja, tylko ten idiota Longbottom! Cholerna niezdara. -na jego twarzy pojawił się grymas, gdy spojrzał na oparzenie.
Profesor Snape sprawdzał postępy uczniów przy nowym eliksirze, który mieli wykonać na lekcji. Przechodził obok stołu Neville'a, kiedy chłopiec przez pomyłkę dodał o dwa listki mięty za dużo, a cały wywar wypłynął z kociołka, jakby przestała działać na niego grawitacja i uderzył w pobliską ścianę oraz ramię nauczyciela.
Młody Gryfon otrzymał czterdzieści ujemnych punktów, zanim Severus opuścił pospiesznie klasę i skierował się prosto do skrzydła szpitalnego.
Mężczyzna wolałby sam zająć się swoim problemem, ale nie miał czasu ani możliwości na wytworzenie lekarstwa za pomocą jednej ręki. Dodatkowo z każdą minutą skóra paliła co coraz mocniej.
-Tak śliny wywar żrący nie jest chyba zbyt bezpieczny dla uczniów trzeciego roku. -mruknęła jakby do siebie kobieta, lecz czarnowłosy wyraźnie usłyszał jej słowa.
-Kwestionuje pani mój sposób prowadzenia lekcji? -zmierzył ją groźnym spojrzeniem, przez co pielęgniarkę przeszedł dreszcz.
Ten wzrok budził strach w każdym bez wyjątku.

CZYTASZ
Śmierciożerca |Severus Snape
Fiksi PenggemarŻycie bez miłości wydaje się niezwykle puste. Pozbawione jakiegokolwiek sensu. Dlatego ludzie robią różne rzeczy, aby zachować to uczucie przy sobie. To z jej przyczyny mogą podejmować z pozoru dobre decyzje. Decyzje, które po czasie okazują się zup...