W poniedziałek oprócz zajęć z finansów firm rodzinnych mam jeszcze dwie godziny funkcjonowania rynków kapitałowych, godzinę inwestycji rzeczowych i półtora godziny rynków finansowych. Pomiędzy wykładami z inwestycji i rynków finansowych idę na stołówkę pisząc do znajomej czy ma teraz czas się spotkać. Wysyłam wiadomość w tym samym czasie, w którym ktoś zatrzymuje się przede mną blokując mi drogę. Unoszę głowę i widząc Tobby'ego i Hardina splatam ręce na klatce. Bacznie mnie obserwują, a gdy nic więcej nie robią próbuję ich wyminąć, żeby dostać się na stołówkę. Otrząsają się z transu.
- Pójdziesz z nami - odzywa się Hardin, a ja prycham pod nosem.
- Po moim trupie, więc lepiej zejdźcie mi z drogi.
- Problem polega na tym, że nawet gdybyśmy chcieli to nie możemy. Wykonujemy tylko polecenia Nixona, a tak się składa, że on chce cię u siebie na obiedzie, więc rusz tą śliczną dupcię - informuje mnie Tobby. Unoszę brew poprawiając torbę na ramieniu.
- Przekażcie swojemu panu, żeby cmoknął mnie w dupę - próbuję się przepchnąć pomiędzy nimi, ale łapią mnie za ramiona prowadząc w stronę skrzydła dla elity. - Puśćcie mnie dupki - używam łagodniejszej obelgi, ale chyba niepotrzebnie. Prowadzą mnie tak do wyjścia z budynku, aż w końcu wyrywam im się warcząc na nich pod nosem. - Dobra pójdę, ale jeżeli mnie uderzy to wbija wam szpilki w dupy co wy na to? Umowa stoi?
Patrzą po sobie wymieniając się porozumiewawczymi spojrzeniami, aż w końcu ponownie skupiają na mnie spojrzenie.
- Nie powinniśmy wchodzi z tobą w układy, ale zgoda. Niech tak będzie - zgadza się Hardin, a wtedy ruszam raźnym krokiem w stronę internatu, gdzie jest miejsce zamieszkania snobów.
- Oj przygotuję największe szpilki jakie mam - mówię złowieszczo i po kilku minutach wchodzę do budynku kierując się do windy. Mężczyźni wchodzą za mną, a Tobby wpisuje odpowiedni kod przez co winda jedzie w górę. Niepostrzeżenie włączam dyktafon w telefonie na wszelki wypadek, żeby mieć na nich jakiegoś haka, gdyby zaczęli mnie za bardzo wkurzać.
Wychodzę z windy i bez czekania na moich "ochroniarzy" wchodzę do salonu, który wczoraj odwiedziłam. Nikogo nie ma dlatego od razu kieruję się do pokoju gdzie reszta zapewne spożywa posiłek. Przechodzę przez kuchnie i robię wejście smoka od razu zauważając wszystkich przy stole.
- Ronnie - Elena wstaje, ale unoszę rękę powstrzymując ją.
- Czego chcesz Nixon? - zaczynam bez zbędnych uprzejmości. Nie zwraca na mnie uwagę tylko upija łyk wody ze szklanki.
- Dzięki Tobby. Dzięki Hardin.
Wspomniani chłopacy siadają do stołu i zabierają się za jedzenie. Wszyscy są zdziwieni widząc mnie tutaj. Zresztą sama się dziwię po co tutaj przyszłam. Daje sobie włosy przefarbować na zielono, że Reed za chwilę mi z czymś dosra.
- Może i zmieniłaś sobie pokój, ale dalej należysz do elity - oświadcza, a ja patrzę na niego jakby uciekł z wariatkowa. Wyraźnie pokazał, że nie chce mnie w swoich szeregach, więc co się właśnie zmieniło?
- Czy ja ci nie za szczegółowo odpowiedziałam na pytania na zajęciach? Jeśli tak i to przepaliło ci styki to może powinnam przeprosić?
Jego ciemne oczy skupiają się na mnie, a gdy wstaje nie ruszam się z miejsca. Podchodzi do mnie i staje za moimi plecami pochylając głowę w stronę mojego ucha.
- Należysz do mnie. Nie wymigasz się tak szybko. Zawsze dostaję to czego chcę, a chcę ciebie w elicie, więc niech to dotrze do twojej ślicznej główki - mówi, a jego perfumy dochodzą do moich nozdrzy.
CZYTASZ
Elite school
RomanceNixon Reed to boss Elite school. Każdy boi się jego i jego ludzi. Są przestrachem całej szkoły. Nikt nie chce z nimi zadrzeć, bo ten co to zrobi następnego dnia pojawia się cały w siniakach i ranach ciętych. Ten chłopak bierze co chce. Dla niego nie...