Leżę sobie poprzek fotela i oglądam z Abby jakąś komedię. Śmiejemy się jak głupie. Chłopacy co chwilę przychodzą do salonu, żeby dosłownie po pięciu minutach biec z powrotem do łazienki. Największe jaja są wtedy, gdy dwóch chłopaków z tego samego pokoju musi na kupkę, ponieważ kibelek jest tylko jeden. Na szczęście film maskuje mój śmiech na całą obecną sytuację.
Po godzinie biegania w te i z potworem Nixon wpada do pokoju jak rozjuszony byk i zawisa nade mną nad fotelem. Unoszę pytająco brew skupiając na nim całą swoją uwagę. Ciemne tęczówki ciskają we mnie gromami, które nie robią na mnie wrażenia, bo ja przecież nic nie zrobiłam prawda?
- Coś nie tak? Potrzebujesz jakiegoś leku na powstrzymanie sraczki? - pytam dobrodusznie, ale wcale go to nie przekonuje.
- Wiem, że to ty. Ty i te twoje zasrane babeczki - syczy i chwyta mnie za gardło.
- Odpierdol się od moich babeczek. Mówiłam was idioci, że macie ich nie jeść, bo są moje.
Palce zaciska coraz mocniej, ale o dziwo nie na tyle, żeby zrobić mi krzywdę. Daje ostrzeżenie, chociaż jego oczy zabiłyby mnie teraz, od razu, na miejscu jak siedzę.
- W takim razie dlaczego nasz wszystkich przepędziło, akurat po zjedzeniu twoich wypieków? - warczy walcząc ze swoją cierpliwością.
Marszczę niezrozumiale brwi. Przecież nie jestem taką idiotką, żeby mu się przyznać, że tak to ja dodałam im leku na sranie. Przewracam w myślach oczami i wymyślam najsensowniejszą wymówkę na jaką mnie stać.
- Mleko może było przeterminowane czy coś. Nie wiń mnie za coś czego nie zrobiłam z premedytacją - chwytam go za nadgarstek i stanowczo próbuje odsunąć od siebie jego dłoń.
- Nixon przestań. Po co miałaby to robić? - do rozmowy wtrąca się Abby.
- Po to, żeby nam dać nauczkę za Nico - odpowiada, ale nie zwraca się do dziewczyny tylko do mnie. Prostuje się puszczając moją szyję. Kręcę głową patrząc na niego jak na wariata.
- Tak, bo ja wiedziałam, że wy przyjdziecie i zjecie te babeczki. Bo ja wiedziałam, że lubicie coś takiego. Bo ja wiedziałam, że mogą popędzić i sama bym się naraziła? - ironizuje i przewracam oczami.
Reed bacznie mnie obserwuje, ale moje słowa chyba w jakimś niewielkim stopniu go przekonują. Pada na sofę obok Asha i Hardina, którzy mają minę jakby właśnie ktoś ściągnął ich z krzyża.
- Powiem wam tylko, że to gówniana sprawa - mówię poważnie patrząc na nich, a wtedy Abby wybucha śmiechem. Parskam słysząc to i sama zaczynam tarzać się po fotelu powstrzymując łzy spływające mi po policzku.
- Vi to jest dobre. Gówniana sprawa i to dosłownie- dyszy Abby klepiąc ręką poduszkę. Ryczę ze śmiechu, aż w pewnym momencie zaczyna mi brakować tchu. Próbuję skupić się na czymś mało śmiesznym, żeby zaraz się nie udusić. Udaje mi się to pod bacznym spojrzeniem Reeda.
Kończymy z Abby się chichrać kiedy do salonu wchodzi Matteo i pada na siedzeniu.
- Powiem wam, że nigdy nie wydaliłem z siebie tyle gówna co dzisiaj - jęczy, a ja znowu wybucham. Przechodząca obok mnie koleżanka słysząc to krzyżuje nogi i pada na mnie.
- Boże zaraz się posikam.
Śmieję się niekontrolowanie, tak samo jak leżąca na mnie dziewczyn. Zasłaniam ręką oczy. Gdyby byli milsi współczułabym im, bo na milion procent tak ich szczypią dupy, że to szok. Pewnie co nieco im tam pewnie też wypaliło.
Gdy do moich uszu dochodzi odgłos otwieranych drzwi do skrzydła przestaję się śmiać i podrywam głowę do góry. W pokoju zalega cisza. Abby wstaje ze mnie i również spogląda na drzwi. Te powoli się otwierają i gdy staje w nich Nico wypuszczam przeciągle powietrze z płuc. Chłopak wsuwa walizkę do pomieszczenia i zamyka za sobą drzwi.
Zrywam się w miejsca i biegnę w jego stronę. Zauważa mnie w momencie, w którym wbiegam w niego wtulając się w twardą klatkę piersiową. Obejmuje mnie ramionami, a nos zanurza w moich włosach. Wdycham jego zapach, chociaż czuję jaki jest zmęczony. Trwamy tak chwilę, aż w końcu ktoś chrząka przez co się odsuwam. Moje miejsce zajmuje Abby, ale gdy chłopak tuli swoją kuzynkę jego wzrok nie opuszcza mojej osoby.
Uśmiecham się do niego delikatnie, a wtedy słyszę jak ktoś biegnie do łazienki. Przegryzam wargę co nie uchodzi jego uwadze.
- Gdzie ty się podziewałeś? - pyta go kuzynka.
- Podpinam się do pytania.
Blondyn patrzy na coś za moimi plecami z wyzwaniem w oczach. Domyślam się, że spogląda na Reeda.
- Byłem trochę tu trochę tam - wzrusza obojętnie ramionami. Mrużę oczy na jego wyznanie. Wiem, że nie przyzna nam się do tego w obecności Nixona. Abby odsuwa się od kuzyna, a wtedy ponownie do niego podchodzę. Kładę mu dłoń na policzku i delikatnie gładzę opuchnięte miejsce. Wzdycha czując mój dotyk. Nie wiem czy sprawiam mu tym ból czy nie. Odważnie staje na palcach i składam delikatny pocałunek na posiniaczonej szczęce.
- Dobrze, że do nas wróciłeś - mówię, a wtedy kiwa na mnie głową. Wracamy całą trójką na siedzenie. Nico siada na fotelu, a ja i dziewczyna na podłokietnikach po obu jego stronach.
- Dużo się działo jak mnie nie było?
- Powiedzmy, że ominęła cię sraczka stulecia - chichra się Abby, a ja parskam pod nosem. Nico patrzy na nią niezrozumiale, więc dziewczyna tłumaczy mu wszystko co i jak. Zdaję sobie sprawę, że blondyn na pewno wie, że to moja sprawka, a żadna wymówka o zepsutym mleku nie zmieni jego zdania.
Gdy dziewczyna kończy swoją opowieść chłopak kręci głową i opiera się o oparcie fotela. Podkulam nogi na podłokietniku i kładę ostrożnie głowę na jego barku. Ignoruję palący mnie wzrok Nixona, którego mam teraz głęboko w d... poważaniu.
Nico odpowiadając na pytania Abby w pewnym momencie chwyta moją dłoń. Splatam palce z jego palcami, a wtedy słyszę wściekłe warknięcie Nixona, który zrywa się i biegnie do łazienki. W salonie zostajemy tylko w trójkę i gdy Reed znika za drzwiami wybuchamy wszyscy głośnym śmiechem.
CZYTASZ
Elite school
RomansaNixon Reed to boss Elite school. Każdy boi się jego i jego ludzi. Są przestrachem całej szkoły. Nikt nie chce z nimi zadrzeć, bo ten co to zrobi następnego dnia pojawia się cały w siniakach i ranach ciętych. Ten chłopak bierze co chce. Dla niego nie...