Ethan Blackmore spoglądał spod półprzymkniętych powiek na wahadłowe drzwi Królewskiej Czerwieni. Były dokładnie takiego koloru, jaki sugerowała nazwa baru. Podłogę wyłożono czarno-czerwonymi kafelkami, czerwone akcenty w postaci symboli kier i karo można było znaleźć również na stolikach czy ścianach. Ethanowi całkiem podobał się ten wystrój, przywodził na myśl stare, nieco kiczowate bary, takie, jakich już prawie nie było. No i podawali tu przyzwoite żarcie, to przede wszystkim. Do jego nozdrzy dolatywał aromat świeżo parzonej kawy oraz pieczonego indyka, z którym lada moment dostanie kanapkę.
Odchylił głowę, tak że ciemne włosy dotknęły kołnierzyka drogiej czarnej koszuli. Garnitur, który miał na sobie, również był drogi, szyty na zamówienie. I również czarny. Ethan lubił ten kolor, uważał, że jego dusza – jeśli faktycznie posiadał duszę – była właśnie taka, czarna jak smoła. Pewnie dlatego, w ślad za Stonesami, najchętniej pomalowałby wszystko na czarno. No, może poza tymi cholernymi drzwiami.
Kątem oka widział jednego ze swoich ludzi. Wyszedł z toalety i zajął pozycję przy wejściu. Drugi siedział za Ethanem, podzwaniając łyżeczką o filiżankę. Łup, łup, łup, łup-łup, łup. Regularnie, jakby robił to według metronomu.
Ethan odwrócił się w jego stronę i spokojnym głosem powiedział:
- Przestań, do kurwy nędzy.
Mężczyzna stropił się i wypuścił łyżeczkę z dłoni.
- Przepraszam, szefie. Tak tylko... – Zamilkł, kiedy Blackmore zmierzył go spojrzeniem.
- Po prostu siedź.
W tle cicho grała muzyka, bezimienny kawałek brzmiący jak wyjęty z lat sześćdziesiątych. Nie żeby Ethan pamiętał tamte czasy, był na to o wiele za młody. Wystarczyło jednak zamknąć oczy, wciągnąć zapach smażonego jedzenia, przejechać opuszkami palców po winylowym siedzeniu i teoria podróży w czasie urastała do rangi faktu. Na krótką chwilę, zaledwie parę sekund. Ale czasem to wystarczało. Czasem decydowało o życiu i śmierci.
Kelnerka w bordowym uniformie wyszła zza lady, niosąc w dłoni dzbanek z kawą, w drugiej miała zamówioną przez Ethana kanapkę. Podeszła do niego, postawiła talerz na stoliku i uśmiechnęła się promiennie.
- Życzę smacznego. – Zerknęła na pustą filiżankę obok jego prawej ręki. – Dolać panu?
Ethan skinął głową.
- Mi tak – kciukiem wskazał za siebie – jemu nie.
Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę, ale nic nie powiedziała. Napełniła filiżankę Ethana kawą, po czym odeszła w stronę stolika na końcu, okupowanego przez dwóch starszych mężczyzn pochłoniętych grą w karty. Blackmore obrzucił jej tyłek obojętnym spojrzeniem. Miała niezłą figurę, ale niekoniecznie była w jego typie. Wolał brunetki. O zdecydowanie mniej banalnej urodzie.
Uniósł kanapkę do ust i ponownie wbił wzrok w drzwi. Kiedy odgryzał pierwszy kęs, jedno czerwone skrzydło uchyliło się i wszedł przez nie jasnowłosy mężczyzna w kurtce z demobilu. Był spięty, znać to było po jego ruchach, rozbieganym spojrzeniu. Zlustrował pomieszczenie, następnie podszedł do stolika Blackmore'a i zajął miejsce naprzeciwko.
- Pozwoliłem ci usiąść? – zapytał Ethan.
Blondyn wykonał ruch, jakby chciał się podnieść, ale Blackmore przytrzymał jego rękę.
- Żartowałem, Eddie. Siedź.
Mężczyzna nazwany Eddiem przyglądał mu się niepewnie. Jego twarz pobladła o kilka tonów.
CZYTASZ
NIECZYSTE ZAGRANIA
RomanceNOWA ODSŁONA ROMANSU MAFIJNEGO! Ethan Blackmore jest wysoko postawionym członkiem mafii. Wie jednak, że nigdy nie zasiądzie na samym szczycie, dlatego postanawia wcielić w życie plan, który pozwoli mu opuścić szeregi instytucji, z której się nie wyc...