Judith niechętnie wykonała polecenie. Coś w niej się buntowało i miała wrażenie, że za moment nie okiełzna tego buntu. Właściwie wcale nie chciała.
Zatrzymała się kilka kroków przed mężczyzną, spinając się w oczekiwaniu. Teraz miała okazję dobrze mu się przyjrzeć. Miał ciemne, zaczesane na tył włosy. Był przystojny w złowrogi, drapieżny sposób. Cechowała go pewna dostojność, szyk i klasa rodem z Long Island, ale Jude i tak wiedziała, że jest jednym z Tych Gości. Garnitur i koszula były drogie, czarne, tak samo jak jej strój. Czuła również emanujący od niego zapach. Pociągający, wręcz erotyczny, podobał się jej, chociaż wcale nie powinien.
- Bliżej – polecił, ale nie zareagowała.
Wstał, zbliżył się i złapał ją za twarz. Poruszał się szybko i zwinnie, jak kot. Jak łowca.
- Nie jesteś zbyt grzeczna.
Spróbowała go ugryźć, lecz mężczyzna cofnął rękę i zacisnął palce na jej gardle.
- Chcesz mnie zdenerwować czy po prostu taki masz sposób bycia? – Wydawał się rozbawiony, jednak w oczach miał chłód.
- Nie boję się ciebie – powiedziała i zaraz pożałowała tych słów. Dostrzegła rękojeść broni wystającą spod marynarki.
Uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Czyżby?
- Może odrobinę? – Spróbowała odwzajemnić uśmiech.
Mężczyzna przejechał jej kciukiem po wargach. Ten gest był jakoś tak nie na miejscu, tak zachowywał się namiętny kochanek, nie gość, który przyszedł zerżnąć dziwkę.
- Słusznie.
Judith wyciągnęła rękę i powoli przesunęła nią po piersi mężczyzny. Pod koszulą wyczuła twarde mięśnie. Spróbowała sięgnąć broni, ale domyślił się jej zamiarów. Złapał ją za kark, drugą dłonią wyrywając pistolet z kabury.
- Tego szukałaś? – zapytał, przesuwając lufą po jej policzku.
- Zastrzelisz mnie? – Jude nie odrywała spojrzenia od jego twarzy. – Proszę bardzo. Proszę, kurwa, bardzo.
W oczach mężczyzny zaszła jakaś subtelna zmiana i zamiast chłodu Judith zobaczyła fascynację.
- A ty co chciałaś zrobić?
Milczała, czując zimny metal sunący po szyi, potem piersi. Była w tym jakaś perwersyjna pieszczota, straszliwa i rozkoszna zarazem. Była w tym śmierć i obietnica wolności.
- To nieistotne – powiedziała cicho. – I tak tego nie zrobiłam.
Wargi mężczyzny wykrzywiły się w lekkim grymasie. Błękitne światło kładło się na jego twarzy, zmiękczało rysy. Gdzieś indziej mógł być zbawcą, powiernikiem sekretów, kochankiem, przyjacielem, tu był samym diabłem.
- Czerwień to kolor krwi, ale czerwień jest banalna – zaczął. – Ty nie nosisz czerwieni. Dlaczego?
Ponieważ każdy dzień tutaj jest jak mój mały pogrzeb, pomyślała, jednak nie powiedziała tego na głos.
- Lubisz ten kolor? – Lufa pistoletu pogładziła rozpięty top.
- Tak – potwierdziła Jude.
Mężczyzna pochylił się, dotykając czołem jej czoła.
- Ja też go lubię. – Ręka z bronią przesunęła się po brzuchu, zakreśliła kółko wokół pępka. – Jest elegancki, piękny... prawie tak jak ty.
CZYTASZ
NIECZYSTE ZAGRANIA
RomanceNOWA ODSŁONA ROMANSU MAFIJNEGO! Ethan Blackmore jest wysoko postawionym członkiem mafii. Wie jednak, że nigdy nie zasiądzie na samym szczycie, dlatego postanawia wcielić w życie plan, który pozwoli mu opuścić szeregi instytucji, z której się nie wyc...