Rozdział piętnasty

1.1K 100 33
                                    


Weszli do środka, do przestronnego pomieszczenia, gdzie dominowała czerń, przełamywana czerwonymi akcentami. Stylizowane na greckie posągi porozmieszczano w rogach, było też miejsce dla dziwacznych, egzotycznych roślin. Wyglądało tu jak w piekle, ale takim, gdzie za ekskluzywne potępienie płaci się platynową kartą kredytową. W powietrzu unosił się aromatyczny zapach grillowanego mięsa i masła czosnkowego. Brzuch Jude wydał z siebie kolejne, pełne protestu burknięcie, na szczęście utonęło pod dźwiękami sączącej się z głośników muzyki. Czy to śpiewał Lou Reed? Zdawało się, że tak.

Większość stolików była zajęta mimo dość wczesnej pory. To wcale nie zdziwiło Jude, Hades cieszył się wielką estymą. Gdyby przyszła tu sama, pewnie wyproszono by ją już przy drzwiach. Towarzystwo Blackmore'a zmieniało wszystko. Naprawdę mogłaby się do tego przyzwyczaić.

- Mam wrażenie, że samo oddychanie w tym miejscu kosztuje – wyznała.

- Pieniądze, pieniądze, jeszcze więcej pieniędzy. Nie tak to szło u Davida Herberta Lawrence'a? – odpowiedział pytaniem Ethan.

Jude lekko się zdumiała. Parafrazuje Zwycięskiego konia na biegunach, a w przerwie na lunch strzela do ludzi, taki z niego klawy facet, błysnęło jej w głowie. Nie powiedziała tego jednak na głos. Wtedy Blackmore pewnie skręciłby jej kark.

- Chyba jakoś tak – wybąkała.

Poprowadził ją do stolika i odsunął krzesło, jak nakazywała etykieta. Może naprawdę był tylko szarmancki? Bez żadnych ukrytych motywów? Tak, jasne, i może jeszcze wspierał sieroty.

- Wciąż głodna, mam nadzieję – zagadnął, zdejmując jej kurtkę.

Na usta Jude cisnęła się kolejna złośliwość, więc tylko pokiwała głową. Ewidentnie było z nią coraz gorzej. Pewnie zamiast pierwszej wypłaty dostanie kosę pod żebra. Niechby chociaż ktoś napisał o mnie piosenkę!, zakrzyknęła w duchu i poczuła wzbierający w piersi chichot. To nerwy, pojęła. Ja się po prostu denerwuję.

Kelner zjawił się niemal natychmiast; w takim miejscu, co oczywiste, nie wypadało na cokolwiek czekać. Wręczył im oprawione w skórę karty dań, następnie w jego dłoni pojawił się tablet.

- Dzień dobry, nazywam się Rupert. Bardzo mi miło. Będę obsługiwał państwa stolik.

- Hej. – Jude posłała mu uśmiech, facet jednak go nie odwzajemnił. Rupert był ponurakiem.

- Coś do picia? Mamy dziś dzień wina. Może Cheval Blanc, rocznik czterdzieści siedem?

- Szampan – rzucił Ethan. – Dom Perignon.

- Szampan, naturalnie. – Kelner wklepał coś na tablet. – Jako danie główne mogę zaproponować specjalność szefa, homara z...

- Poproszę stek – wyrwała się Jude. – Z polędwicy. Średnio wysmażony. I do tego takie cienkie frytki i masło czosnkowe z zielonym pieprzem. Macie?

- Proponowałbym jednak...

- Pani życzy sobie stek – włączył się Ethan. Miał zimny, nie znoszący sprzeciwu głos. – Głuchy, kurwa, jesteś?

Kelner pobladł i skłonił się z godnością na jaką w tej chwili było go stać.

- Stek, oczywiście. A dla pana?

- To samo.

Mężczyzna znów postukał w tablet.

- Czy to wszystko?

- Na razie tak – odparł Ethan.

Kelner ponownie się skłonił i odmaszerował w głąb sali.

NIECZYSTE ZAGRANIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz