Ethan wszedł do głównej sali i zobaczył Luke'a pogrążonego w rozmowie z niską blondynką z pałeczkami wsuniętymi w upięte nad karkiem włosy. Była ubrana w kostium, który miał narysowane klawisze, przez co wyglądał jak fortepian. Wylde pochwycił spojrzenie szefa i chciał ruszyć ku niemu, jednak Blackmore dał mu znak, by się nie śpieszył. Miał wszakże jeszcze jedną sprawę do załatwienia. Rozejrzał się za Elezim, jednak nigdzie go nie dostrzegł. Namierzył za to kelnerkę i zamówił whisky.
- Szefie, takie pytanie – zaczął Wylde, podszedłszy do niego.
Ethan uniósł brwi.
- Hm?
- Ta panienka. – Luke dyskretnie skinął głową na blondynkę. – Pryskamy stąd czy mam chwilę na wypieprzenie jej?
- I ja za to płacę?
- Nie, no coś ty, szefie.
Blackmore udał, że się zastanawia, czym wprawił Luke'a w konsternację.
- Idź – powiedział wreszcie. – Będę czekał tu lub w wozie.
Wylde jeszcze chwilę lustrował szefa, spodziewając się chyba, że jest w tym jakieś drugie dno. Zaraz jednak uznał, że nie i oddalił się, zgarniając po drodze dziewczynę z pałeczkami we włosach.
- Proszę. – Kelnerka podała Ethanowi alkohol. – Z pozdrowieniami od pana Eleziego.
Blackmore stłumił uśmiech. A więc Al kręcił się gdzieś tu, przyczajony niczym szczur. Obserwował, starał się trzymać rękę na pulsie, gotowy na wszystko, byle tylko wycisnąć ze swojego interesu jak najwięcej. I przy okazji ukręcić na boku jeszcze parę innych.
- Nie mógł mi ich przekazać?
Dziewczyna oblała się rumieńcem.
- Jest zajęty – wyjaśniła. – Zaległe faktury.
Ethan patrzył, jak odchodzi, mieszając się z gęstniejącym tłumem, następnie przeniósł wzrok na tancerkę; ta była zdecydowanie bardziej uzdolniona od swojej poprzedniczki. Pociągnął łyk whisky i skrzywił się. Alkohol był mocny, palił w gardło, rozgrzewał. Blackmore wypił resztę, odstawił szklankę na czyjś stolik i ruszył do wyjścia. Dziewczyna na scenie nie przykula jego uwagi na dłużej niż parę sekund, a on nagle zapragnął znaleźć się daleko stąd. Przejść pod światłem innych neonów, stąpać po innych gwiazdach.
Wyszedł z sali i dalej, korzystając z przejścia dla personelu, ciemnym korytarzem na tyły Oriona. Pchnął metalowe drzwi i znalazł się na wybetonowanym parkingu. Nie było tu wiele samochodów, większość parkowała od frontu. Alkohol krążył mu w żyłach, zaprawiając krew ogniem, powietrze było przyjemnie chłodne, pieściło policzki, bawiło się kosmykiem włosów na czole. Muzyka stanowiła echo samej siebie; przytłumiona, lecz wciąż słyszalna, zmieniona w niskie buczenie. Blask lamp sodowych sprawiał, że niebo wydawało się niemal jednolicie granatowe. A szkoda.
Powiódł wzrokiem przed siebie i zauważył drobną, zakapturzoną postać idącą w stronę budynku. Rozpoznał ją niemal od razu, głównie przez to, jak się poruszała. Przyjemny zbieg okoliczności, tak wtedy pomyślał. Z czasem jednak nabrał przekonania, że było w tym coś więcej.
Cofnął się w cień i poczekał, aż dziewczyna się zbliży. Szła z opuszczoną głową, nie odrywając spojrzenia od swoich butów, jak gdyby sprawdzała, czy tu również można stąpać po gwiazdach. W uszach miała słuchawki. Nierozsądnie, ktoś mógłby zajść ją od tyłu, ogłuszyć i okraść. Chyba że było jej wszystko jedno. Ethan przypomniał sobie wrogość, z jaką się do niego odnosiła, i uznał, że prawdopodobnie tak, że jest jej wszystko jedno.
CZYTASZ
NIECZYSTE ZAGRANIA
RomanceNOWA ODSŁONA ROMANSU MAFIJNEGO! Ethan Blackmore jest wysoko postawionym członkiem mafii. Wie jednak, że nigdy nie zasiądzie na samym szczycie, dlatego postanawia wcielić w życie plan, który pozwoli mu opuścić szeregi instytucji, z której się nie wyc...