Rozdział piąty

1.1K 102 10
                                    


Judith Knight zbudził ostry dźwięk budzika. Uniosła się na łokciu, wyciągnęła rękę i namacała komórkę leżącą na nocnej szafce. Wyłączyła irytujące brzęczenie, po czym odrzuciła telefon na pustą połowę materaca. Opadła na poduszkę, jednak nie zamykała oczu. Starała się zwalczyć ochotę, by na powrót zapaść w sen. Aż szkoda, ten był taki przyjemny. Wciąż był z nią Brian i, tak dla odmiany, nie okazał się kutasem. A ona nie była dziwką, tylko szanowaną tancerką. Miała swoją szkołę tańca i wszyscy byli szczęśliwi. Nikt nie uciekł z forsą, nikt nikogo nie zostawił z długami. Żyć, nie umierać.

Telefon ponownie zaczął brzęczeć i nie od razu zrozumiała, że to nie budzik. Teraz był to dźwięk przychodzącego połączenia. Poczuła, że żołądek zaciska się w supeł. Nie miała wielu przyjaciół, właściwie wcale ich nie miała. Nikt nie dzwonił, żeby zapytać, jak się miewa. Jeśli już ktoś przypomniał sobie jej numer, przeważnie oznaczało to kłopoty.

Niechętnie sięgnęła po aparat, odczytała imię z wyświetlacza i skrzywiła się. Zastanowiła się, czy nie zignorować tego telefonu, udać, że wcale go nie słyszy. Chciała, naprawdę chciała tak zrobić, wiedziała jednak, że nie przyniesie to niczego dobrego. Unikanie problemu nie sprawi, że problem zniknie. Albo jakoś tak.

Przeciągnęła palcem po ikonce zielonej słuchawki, zanim połączenie zostało automatycznie przerwane i rzuciła:

- Czego chcesz?

- Przypomnieć ci, że dziś pracujesz, Jude.

Wzniosła oczy do sufitu.

- Wiem, mówiłeś mi o tym wczoraj. – Dlatego nastawiłam ten pierdolony budzik. – A ja prosiłam cię o wolne. To naprawdę tak dużo?

Usłyszała chrapliwe kaszlnięcie i odsunęła telefon od ucha. Pomyślała, że byłoby miło, gdyby facet udławił się tym swoim cholernym cygarem. Niestety, nie udławił się.

- Dziś nie da rady, przykro mi – powiedział, ale wcale nie brzmiał, jakby było mu przykro. Sukinsynom pokroju Ala Eleziego nigdy nie było przykro.

- Mam umówioną wizytę u okulisty – palnęła Jude. – Oczy mi szwankują, muszę to zbadać.

- Twoim oczom nic nie jest.

- Podwójne widzenie to nie takie nic. To może być przemęczenie albo początek jakiejś groźnej choroby.

- Skończ pierdolić.

- Mam ci umrzeć w klubie? Tego chcesz?

- Wiesz, Jude... – zaczął obrzydliwie słodkim głosem. – Nie pracujesz oczami, tylko dupą, jeśli już wchodzimy w takie szczegóły. Więc nawet jak, kurwa, oślepniesz, nie zrobi to na mnie wrażenia.

Judith mocniej zacisnęła palce na komórce. Kłykcie jej pobielały.

- Mam nadzieję, że zdechniesz. Że dostaniesz pierdolonego raka i zdechniesz.

Elezi się zaśmiał.

- O wpół do ósmej widzę cię w Orionie. Jasne?

- A jeśli nie, to co?

Po drugiej stronie słuchawki zapadła kilkusekundowa cisza.

- Jeśli nie, kwota do spłaty wzrośnie czterokrotnie.

Dziewczyna zaklęła bezgłośnie. Pięścią zaczęła uderzać się w czoło. Mocno, coraz mocniej.

- Przyjdę. Ale w takim razie policz mi poczwórną dniówkę.

W słuchawce znów rozległ się śmiech.

- To tak nie działa, Jude. Nie ty stawiasz warunki.

- To ktoś wyjątkowy? Jakiś dupek, któremu chcesz zaimponować? Dlatego to mam być właśnie ja? A może to jakiś popieprzony psychol? Chcesz się mną pochwalić jak małpą w cyrku? Chcesz, żebym poszła na rzeź?

NIECZYSTE ZAGRANIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz