Ethan opuścił pokój, cicho zamykając za sobą drzwi i wyszedł na korytarz. Do jego uszu doleciało dudnienie basów, stłumione przez podłogę; ktoś nie mógł się doczekać i już teraz podkręcił muzykę. Mickey stał przy ścianie, w niemal identycznej pozycji co poprzednio. Spojrzał na szefa, zachowując kamienną twarz.
- Dziś występy zaczęły się wcześniej – rzucił od niechcenia.
Blackmore zerknął na niego z lekkim zdziwieniem.
- A ty skąd, kurwa, wiesz takie rzeczy? Miałeś tu pilnować, a nie łazić na dół i oglądać panienki.
- Ten z cygarem tu był – wyjaśnił Mickey. – Kazał panu przekazać.
Ethan powoli pokiwał głową. Widać, Elezi obrał sobie za punkt honoru doprowadzić do tego, by jego wyjątkowy klient opuścił lokal bardzo zadowolony, gotów często wracać, najlepiej dzień w dzień.
- Chyba jeszcze coś mówił – podjął Mickey.
- Tak?
Mickey zmarszczył czoło w głębokim namyśle i wreszcie skapitulował.
- Nic ważnego, inaczej bym pamiętał.
Ethan zrobił wdech i wolno wypuścił powietrze.
- Skup się, Mickey.
Mężczyzna bezradnie pokręcił głową.
- Nic. Kompletna pustka.
Dlaczego mnie to nie dziwi, pomyślał Blackmore. Przejechał dłonią po twarzy w zdradzającym zmęczenie geście i zapytał:
- Gdzie Luke?
- Na dole. Razem z Timem.
- W porządku – Ethan klepnął mężczyznę w ramię – idziemy.
Na dole muzyka stała się głośniejsza. Klientów również było więcej, jak gdyby te elektroniczne, a równocześnie nieco orientalne dźwięki zwabiły ich na podobieństwo fletu szczurołapa. Ethan zauważył Luke'a pogrążonego w rozmowie z Timem, swoim drugim człowiekiem. Kiwnął na nich palcami, po czym skierował się do wyjścia.
I naraz gwałtownie przystanął.
Jego wzrok przykuła dziewczyna na scenie. Smukła, z prostymi ciemnymi włosami opadającymi za ramiona. Była boso. Miała na sobie czarny dwuczęściowy kostium i przepaskę na oczach w takim samym kolorze. W dłoniach trzymała coś, co wyglądało jak szalki wagi, balansowała nimi w rytm muzyki. Sprawiedliwość jest ślepa, błysnęło Ethanowi w głowie i niemal zdołał się uśmiechnąć.
Patrzył na jej ruchy idealnie zsynchronizowane z dźwiękami płynącymi z głośników, podziwiał jej doskonałe ciało. To nie był zwykły, ordynarny taniec, dziewczyna zrobiła z tego prawdziwy spektakl. Opowiadała historię nie za pomocą słów czy obrazów, lecz za pomocą gestów. Była taka niemożliwie śliczna, widział to nawet teraz, mimo że część twarzy miała przesłoniętą. Tutaj, na tej scenie, w świetle mocnych reflektorów, emanował z niej blask gwiazdy. Ona była gwiazdą. Najjaśniejsza, jaka świeciła w Orionie.
Odrzuciła szalki i poruszyła ramionami w geście przypominającym podrywającego się do lotu ptaka. Nie było już sprawiedliwości, ślepej czy nie, na skrzydłach wzbiła się ponad ludzkie podziały. A kiedy zerwała przepaskę, Ethan zobaczył najsmutniejsze i najbardziej zagniewane oczy. I piękne. Tak piękne jak żadne inne.
Ich spojrzenia skrzyżowały się na moment, lecz wątpliwe, że tancerka w ogóle go zauważyła. Był tylko twarzą w tłumie, cieniem pośród innych cieni. Odwróciła się i podeszła do chromowanej rury. Oplotła ją nogą, po czym zgrabnie na nią wskoczyła. Obróciła się raz i drugi, następnie wykonała osobliwy szpagat i zawisła głową w dół. Każdy ruch miał w sobie niesamowitą lekkość, a zarazem był precyzyjnie wyliczony. Ciało poruszało się z perfekcją maszyny. I jeżeli wcześniej wydawało się, że jej taniec jest poezją, to jak nazwać to, co robiła teraz?
- Panie Blackmore, dobrze, że jeszcze pana... – zaczął Elezi, ale Ethan nie dał mu skończyć. Chwycił go za koszulę i wskazał dziewczynę na scenie.
- Widzisz ją?
Elezi zamrugał.
- Tak. A co?
Ethan miał przemożną ochotę go uderzyć. Obić mu ten cholerny, głupi ryj.
- To jest wyrafinowany gust, Al, a nie te tanie dziwki, które mi podsyłasz.
Elezi oblizał wargi, w kąciku których zwisało niezapalone cygaro.
- Jakoś o niej nie pomyślałem.
- Duży błąd. – Blackmore szarpnął nim jak kukłą.
- Ona... Ta panienka jest... specyficzna.
- Właśnie widzę.
Elezi spróbował oswobodzić się z chwytu Ethana.
- Czego pan właściwie chce, panie Blackmore? Mam ją ściągnąć ze sceny?
- Nie – odparł Ethan, nie odrywając wzroku od dziewczyny. – Dopilnuj, żeby była tu w czwartek.
- Ona w czwartki nie pracuje – zaoponował Elezi. – Przynajmniej nie w te...
Ethan stuknął go w tył głowy.
- Ogłuchłeś? Ma tu być w czwartek.
Elezi uniósł dłonie w uspokajającym geście.
- W porządku, załatwione.
Ethan poklepał go w pierś.
- I postaraj się o jakiś ciekawszy pokój, a nie tę cholerną klitkę z akwarium.
- Nie podobało się panu w dziewiątce, panie Blackmore? – Cygaro Eleziego obwisło jeszcze bardziej.
- A czy wyglądam, jakby mi się, kurwa, tam podobało?
- W porządku, w porządku. Żadnego akwarium. Lustrzana sala? Może być? To spore pomieszczenie, tam ćwiczą dziewczyny.
Blackmore się zastanowił.
- Tak. Lustrzana sala brzmi dobrze.
CZYTASZ
NIECZYSTE ZAGRANIA
RomansaNOWA ODSŁONA ROMANSU MAFIJNEGO! Ethan Blackmore jest wysoko postawionym członkiem mafii. Wie jednak, że nigdy nie zasiądzie na samym szczycie, dlatego postanawia wcielić w życie plan, który pozwoli mu opuścić szeregi instytucji, z której się nie wyc...