1. Kwiat goryczy

874 52 24
                                    

Na zewnątrz panował wczesny, chłodny poranek. Śnieg skrzypiał pod ciężkimi traperami, a skąpana w delikatnych, zimowych promieniach słonecznych twarz ich właściciela wykrzywiła się nieznacznie, gdy źródło dźwięku za jego plecami nie ustawało. Szesnastoletni wówczas Jungkook westchnął ciężko, wyjął białą jak puch wokół słuchawkę z lewego ucha i odwrócił się zirytowany w kierunku młodszego o dwa lata chłopca. Intruz pod groźnym spojrzeniem przybranego brata zatrzymał się w pół kroku, spoglądając na niego niewinnie spod wachlarzu gęstych rzęs.

– Przestań za mną łazić – burknął nerwowo, po czym po prostu wznowił poranny spacer do szkoły, celowo zwiększając tempo, aby krótkie nogi czternastolatka o pulchnych, zaczerwienionych od zimna policzkach nie mogły nadążyć za tymi znacznie dłuższymi. Chłopiec wydawał się jednak nie poddawać. Mimo wyrażonej przez bruneta zdecydowanej dezaprobaty wobec jego postępowania, kontynuował wcześniejszą czynność.

– Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? – Jungkook oburzył się niemało, kiedy po kilku błogich minutach wypełnionych rozbrzmiewającym w słuchawkach utworze eminema i oczekiwaniu na kolejną piosenkę ze swojej ulubionej listy odtwarzania, zarejestrował znajome, a nawet nieco urocze – do czego nigdy by się nie przyznał – kichnięcie.

– Mama mówiła, że mam się z tobą zaprzyjaźnić – usprawiedliwił się spokojnie, wycierając rękawem kurtki swój czerwony niczym u Rudolfa mały nos. Jungkook otaksował go wzrokiem od drobnych stóp po sam czubek głowy ze złością, ale i zaskakująco narastającą w sercu troską.

– Tak? I co w związku z tym? – założył  ręce, unosząc dumnie podbródek. Szesnastolatka irytował fakt, że ilekroć starał się odstraszyć od siebie chłopca na wszelkie możliwe sposoby, ten w zamian stawał się jedynie bardziej natrętny.

Nie mógł zaprzeczyć – Jimin mimo swojej filigranowej sylwetki, małych rączek oraz niewinnych tęczówek, wykazywał się dużą odwagą. Mało kto potrafił się mu sprzeciwić.

– Zawsze słucham mamy. – Młodszy wzruszył ramionami, a bębenki nastolatka musnęło kolejne, tym razem donośniejsze kichnięcie. Jungkook zacisnął szczękę, rozpoczynając ze sobą wewnętrzną walkę – ostatecznie poniósł klęskę.

Wypuścił głośno powietrze spomiędzy spierzchniętych mrozem warg, odwijając z szyi swój bawełniany, czarny szal.

– Jesteś głupi? Naucz się ubierać adekwatnie do pogody. – Zbliżył się do przybranego brata i owinął go szczelnie materiałem. Czarnowłosy zachichotał, niezrozumiale uradowany, co tylko dodatkowo rozjuszyło szesnastolatka.

Swoją mroczną aurą, postawną, umięśnioną sylwetką oraz twardym charakterem budził respekt w niejednym starszym osobniku, a ten kruchy, żałośnie słaby dzieciak, który dokładnie sześć miesięcy temu wkroczył butami w jego poukładane dotąd życie wraz ze swoją przygłupią, przesadnie miłą matką, bezczelnie patrzył mu prosto w oczy bez żadnej iskry strachu i ignorował wszelkie znaki ostrzegawcze. Cholerny smarkacz.

– Twoja szkoła nie jest przypadkiem w przeciwnym kierunku? O ile sobie przypominam, nie jesteś jeszcze licealistą – odkaszlnął po chwili gęstej, niezręcznej ciszy, po czym odsunął się prędko od czternastolatka.

– Chciałem cię odprowadzić, hyung – wyjaśnił, ignorując wcześniejsze pytanie. Jungkook zmarszczył brwi z jawnym niezadowoleniem.

– Nie nazywaj mnie tak. Nie jesteśmy dla siebie nikim bliskim.

– Nieprawda. Moja mama kocha twojego tatę, a ja kocham ciebie – odparł jakby nigdy nic. Prawdopodobnie nie zastanawiał się nad tym, w jaki sposób zabrzmiał. Prawdopodobnie.

Obudź mnie, gdy skończy się grudzień | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz