Dochodziła północ, gdy Jimin przekroczył próg znajomego domu z dozą niepewności. Nastolatek trząsł się z zimna, a jego organizm wydawał się zupełnie wyziębiony, bowiem po przytłaczającej wizycie na cmentarzu jeszcze długo błąkał się po okolicy niczym bezpański pies, jakby w ten sposób poszukiwał sensu dalszej egzystencji. Niestety wciąż go nie odnalazł.
Chłopak zdjął niespiesznie przemoczone śniegiem buty, odwiesił kurtkę na wieszak przy wejściu i minął wąski przedpokój. Jak zwykle przywitał go chłód samotności. W zamyśleniu zaczął przemierzać przestrzeń salonu. Pomieszczenie ozdabiały liczne antyki oraz bibeloty. Jego ciotka zdecydowanie uwielbiała je kolekcjonować. I choć ich widok z jakiegoś powodu przyprawiał go o mdłości, nie mówił o tym głośno. Ona, w przeciwieństwie do niego, przynajmniej posiadała pasję.
– Cholera – jęknął pod nosem, potykając się nagle o stojące przy mahoniowym stole krzesło, przez co stracił równowagę, niefortunnie uderzył się małym palcem u stopy o róg pobliskiej szafki i runął na perski dywan. W tamtym momencie pożałował, że nie włączył światła.
Jimin stęknął cierpiętniczo. Od solidnego uderzenia zawirowało mu w głowie.
Położył się na wykładzinie, zaśmiał się ponuro i uniósł wykrzywioną w agonii twarz do sufitu. Mimowolnie wrócił myślami dwa lata wstecz. Wciąż dokładnie pamiętał pierwsze, koszmarne tygodnie po przeprowadzce do tego miejsca. Ukryty w ciemnym kącie, z podkulonymi pod samą brodę kolanami, nie kontaktujący z rzeczywistością. Nie jadł, nie spał, nie odzywał się. W zalanym czystą rozpaczą umyśle niezmiennie ukazywał mu się tylko jeden okrutny obraz – zakrwawionej matki i krzyczącego Jungkooka.
Pamiętał bezsilność pani Park, która wręcz siłą zaciągała siostrzeńca na terapię. Niestety nikt nie mógł ulżyć jego cierpieniu. Jimin, mimo wszystko, doceniał pomoc oraz starania kobiety, dlatego absolutnie nie chciał dokładać jej dodatkowych problemów. W tym celu postanowił ukryć demony przeszłości szczelnie wewnątrz siebie, bez dalszej obserwacji osób trzecich pozwalać im rozdzierać aksamitną skórę ostrymi szponami, ucztować we krwi swojej ofiary, dopóki łakomie nie wyssą z niej ostatniej kropli. Za wykreowaną maską skrywał śmiertelny ból i wiedział, że dzień, w którym odzyska upragniony spokój, nadejdzie po jego śmierci.
Na szczęście dalsza droga obyła się już bez większych przeszkód. Z powodzeniem pokonał drewniane stopnie schodów, wręcz pragnąc znaleźć się wreszcie w swoim niewielkim azylu, gdzie zwyczajnie mógłby się ukryć przed wszelkim niebezpieczeństwem świata zewnętrznego.
Wtedy, przechodząc przez spowity mrokiem korytarz, usłyszał nieznaną mu melodię. Źródłem dźwięku okazała się sypialnia ciotki chłopaka. Zaciekawiony zatrzymał się przy uchylonych drzwiach.
– Uciekaj, szaraczku, mój miły, uciekaj. Wilk już czeka, obserwuje. Jego kły lśnią krwią i śmiercią twą. Odejdź albo giń, odejdź albo giń – śpiewała bez emocji.
Kołysała się z boku na bok, wpatrując się przerażająco pusto w kryształowe lustro, podczas gdy gładziła grzebieniem swoje długie, kruczoczarne włosy. Na jej odsłoniętych plecach widniała rozległa, szpecąca blizna.
Sparaliżowany tym widokiem nastolatek szybko oprzytomniał i niemal bezszelestnie wycofał się w głąb korytarza, jednak w tej samej chwili podłoga zaskrzypiała pod jego stopami, co zwróciło uwagę kobiety, która momentalnie zawiesiła spojrzenie na drzwiach. Jimin poczuł przebiegający wzdłuż kręgosłupa lodowaty dreszcz. Ostatecznie uciekł do swojego pokoju, zakopując się szczelnie pod miękką, bawełnianą kołdrą. Tej nocy nie zmrużył oka.
**
Około południa szesnastolatek wybudził się z krótkiej drzemki pod wpływem irytującego dzwonka do drzwi. Westchnął ciężko, kiedy natarczywy dźwięk nie ustawał i ostatkiem sił wygramolił się z łóżka, aby zejść na parter.
CZYTASZ
Obudź mnie, gdy skończy się grudzień | Jikook
FanficBiały puch pokrył się szkarłatną cieczą. Jimin upadł na kolana, a jego klatką piersiową szarpnął rozrywający serce szloch. Zdręczona dusza chłopaka rozdzierała się boleśnie, podczas gdy niedaleko dzieci bawiły się wesoło. I choć wokół nie brakowało...