3. Zatracenie

396 36 25
                                    

Jeon Jungkook liczył sobie niewiele ponad szesnaście zim, gdy po raz pierwszy przekroczył próg wysokiego, obskurnego budynku. Placówka opiekuńczo – wychowawcza usytuowana była w spokojnej, cichej dzielnicy, zdala od potencjalnych świadków sytuacji, jakie niejednokrotnie rozgrywały się za ciężkimi, drewnianymi drzwiami.

Chłopak powitany został rozbitym porcelanowym talerzem na głowie, gdyż jeden ze starszych osiłków uważał, iż sierociniec posiadał już wystarczającą liczbę dzieciaków, a dodatkowe osoby zmniejszały tylko niepotrzebnie racje żywnościowe.

Uderzenie okazało się być na tyle poważne, że Jungkook uchylił irytująco ciężkie powieki dopiero późnym wieczorem, leżąc na zimnych, twardych panelach, dokładnie w tym samym miejscu, w którym został zaatakowany.

Odruchowo przyłożył drżące palce do rany. Rozcięta skóra bolała jak diabli, a widok krwi sprawił, że niewielka zawartość żołądka nastolatka cofnęła się niebiezpiecznie. Młody, wrażliwy umysł począł kreować przed załzawionynymi oczami bruneta obraz pozbawionego życia, bezwładnego ojca. Świeże, wypalone na psychice bolesnym żarem blizny otworzyły się ponownie, odbierając oddech, rozdzierając serce, doprowadzając do krawędzi rozpaczy.

Łkał przez resztę długich godzin, dopóki spazmy szlochu nie ucichły nad ranem, zagłuszone podekscytowanymi krzykami przebudzonych młodych mieszkańców, zmierzających grupami na niewielką stołówkę.

Nikt nie udzielił mu pomocy.

Niestety pierwsza noc w ośrodku zwiastowała jedynie zapowiedź tego, co w rzeczywistości szykował dla Jungkooka okrutny, perfidny los.

Spanie na podłodze bez żadnego okrycia, nieustanne poniżanie, przemoc fizyczna – przypalanie alabstrowej skóry papierosami ''w celach rozrywkowych'', wymierzanie ciosów do utraty przytomności, wykręcanie palców – to wszystko stanowiło codzienność.

Początkowo naiwna, bezsilna i zdesperowana dziecina liczyła na pomoc wychowawców.

Przynajmniej dopóki chłopiec nie zrozumiał, kto tak naprawdę był gorszy.

Podczas gdy młodsza grupa dzieciaków zajadała się w jadalni, starsze głodowały.

Kiedy jednych chłonął mocny sen, drudzy otrzymywali za ścianą bestialskie kary, zdzierając sobie gardła przerażającymi wrzaskami.

Nikt nie mógł ich usłyszeć.

Wtedy Jungkook zrozumiał, że musi stać się silniejszy.

Pół roku później nie spał już na podłodze, nie naruszano jego przestrzeni osobistej, a niektórzy nie patrzyli mu nawet w oczy, zawsze kłaniając się nisko z szacunkiem.

Gdy pewnej letniej nocy wychowawca po raz kolejny starał się go przydusić pod pretekstem niesubordynacji, to nie Jungkook skończył w sali szpitalnej.

Po tym wydarzeniu mężczyzna nigdy więcej nie wrócił do pracy.

Po tym wydarzeniu Jungkook zdał sobie sprawę, jak wielkie, skrywane pokłady siły drzemały wewnątrz niego.

**

– Jesteś taki odważny. – Osiemnastolatek uśmiechnął się gorzko, przykucając nieśpiesznie przy trzęsącym się tuż przed nim pierwszoklasiście. – Wciąż masz czelność patrzeć mi prosto w oczy.

Jimin klęczał bezsilnie na kolanach. Wzrok upokorzonego chłopaka wbity był w przewróconą srebną tacę z jedzeniem, które spływało teraz po jego ciemnych włosach, wsiąkając w ubrania i lądując na zabrudzonej rozmaitą żywnością podłodze.

Obudź mnie, gdy skończy się grudzień | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz