12. Niepewność

163 15 23
                                    

– Długo tam będziesz jeszcze stał? – Jungkook zwrócił się do Jimina, uważnie lustrując dokumenty rozłożone na marmurowym blacie baru, przy którym siedział na wysokim środkowym stołku.

Chłopak nieśmiało przyglądał mu się od dłuższego czasu zza filaru. Pochłonięty czytanym tekstem, w czarnej, rozpiętej o dwa guziki za nisko koszuli opinającej muskularne przedramiona i niecodziennie opadającej na czoło zmierzwionej grzywce wyglądał wyjątkowo spokojnie, a przy tym zadziwiająco atrakcyjnie.

Blondyn drgnął, gdy o uszy niespodziewanie obił mu się zachrypnięty, skutecznie sprowadzający go na ziemię głos. Kiedy Jungkook dostrzegł jego obecność?

– Kazałeś mi zostać po godzinach.

– Ach, racja. – Uśmiechnął się zawadiacko, odłożył wcześniej studiowane papiery na bok i obrócił się na krześle przodem do kelnera. Jimin momentalnie założył, że widniejący na dziwnie rozpromienionej twarzy mężczyzny uśmiech zdecydowanie nie zwiastował niczego dobrego.– Powiedz mi... Jak bardzo zależy ci na tej pracy?

– Chciałbym ją zatrzymać – przyznał, nieco zbity z tropu. Po co w ogóle pytał o tę kwestię, skoro i tak od początku planował się go pozbyć? – Przynajmniej do końca miesiąca. Potem odejdę sam.

– Ciekawe – mruknął brunet, obracając długopis między szczupłymi palcami. – Wcale nie wygląda, jakbyś chciał ją zatrzymać.

Przez chwilę w restauracji zapanowała głucha cisza. Jimin zacisnął pięść, po czym westchnął nerwowo. Dla Jungkooka była to tylko zwykła zabawa, podczas gdy on ledwo wiązał koniec z końcem. Zalegał z czynszem i tonął w długach. Zbliżała się też nieszczęsna zima. Gdyby ponownie wylądował na ulicy, nie miałby już szansy spotkać się z matką. Umarłby żałośnie z głodu bądź wychłodzenia – o ile wcześniej nie dorwaliby go lichwiarze, u których w desperacji zaciągnął pożyczkę, gdyż z powodu braku zdolności kredytowej banki omijały go szerokim łukiem.

Teraz pozostały mu już jedynie niebezpiecznie narastające z dnia na dzień odsetki oraz walka o przetrwanie. Choć czuł się poniżony, a jego duma dotkliwie cierpiała, los nie pozostawiał mu wyboru.

– Robię, co mogę. Czego jeszcze ode mnie oczekujesz? - zapytał z rozpaczą, przerywając niewygodny kontakt wzrokowy.

– Ostatnio coś za bardzo łasisz się do tego kucharzyka, zamiast zajmować się swoimi obowiązkami – stwierdził nagle, zupełnie odbiegając od tematu. – Wciąż nie wyleczyłeś się z pedalstwa?

Jungkook podniósł się ze stołka, luźno wsunął dłonie do kieszeni spodni i mozolnie okrążył milczącego chłopaka.

– Drogi pamiętniku, chyba go kocham – zacytował rozbawiony, górując nad młodszym. – Nie pamiętasz, jak dopiero co wyznawałeś mi miłość? – zachichotał, gdy ciemne zranione oczy Jimina zaszkliły się w ciężkim szoku, a ich twarze znalazły się niepokojąco blisko.

Przebłysk wydarzeń sprzed lat rozgrywających się na szkolnej stołówce uderzył w dwudziestodwulatka niczym rozpędzony pociąg.

Jungkook wiedział. Wiedział, że wyznanie zapisane na kartkach pamiętnika dotyczyło bezpośrednio jego osoby. Od początku wiedział.

– Nie powiem. Trochę mi przykro, że już nic do mnie nie czujesz. – Nie przestawał drwić, podczas kiedy odłamki serca odbiorcy bezszelestnie sypały się na podłogę jeden po drugim.

Wtedy zrozumiał jedną zasadniczą rzecz – czas nie leczył ran, ani nie usuwał uczuć. Dotknięty cierpieniem człowiek po prostu naiwnie chciał w to wierzyć.

Jimin wciąż kochał Jungkooka w szczególny sposób, nawet jeśli nie miał prawa tego robić.

– Tylko do końca miesiąca. Potem mnie już nie zobaczysz – wtrącił zadziwiająco opanowanym tonem, choć nadmiar bólu psychicznego, jaki został mu dostarczony, sprawiał, że pragnął bezpowrotnie zniknąć.

Obudź mnie, gdy skończy się grudzień | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz