2. Będziesz cierpiał

424 43 32
                                    

Na sali sądowej panowała gęsta, przytłaczająca cisza. Przyjaciele i bliscy ofiary zamilki w napiętym oczekiwaniu, zaprzestając wykrzykiwać dotychczasowe obelgi pod adresem oskarżonej, za które część z nich za nakazem sędziego zdążyła opuścić już pomieszczenie.

Serce Jimina biło mu w piersi tak mocno, jakby miało połamać nastolatkowi wszystkie żebra.

Biegli psychiatrzy wykluczyli u kobiety wszelkie choroby psychiczne, które mogłyby mieć wpływ na przebieg wydarzeń, więc nie istniała najmniejsza szansa, aby uniknęła odpowiedzialności karnej.

Jednak to nie ten fakt najbardziej dręczył chłopaka.

Jego matka przyznała się do winy.

– Zrobiłam to – słowa te były jedynymi, jakie wypowiedziała tamtego pochmurnego dnia, zanim zapadł ostateczny wyrok.

Otrzymała dożywocie.

O ściany sali obiły się głośne krzyki aprobaty, zagłuszające słaby, cichutki szloch przepełniony czystą rozpaczą.

Roztrzęsiony Jimin wyswobodził się z silnego uścisku ciotki, przekraczając gwałtownie barierkę, po czym uchwycił delikatnie bladą dłoń matki.

– Powiedz im prawdę, słyszysz? Powiedz im, że to nie ty!

Ciało chłopca przeraźliwie drżało, młodzieńcze tęczówki przepełniało niebywałe cierpienie, a iskra złudnej, nawinej nadziei zaczęła wygasać w chwili, w której krótkowłosa szatynka cofnęła swoją rękę, nawet nie spoglądając w kierunku własnego syna.

– Mamo! – wykrzyczał z niedowierzeniem, oczekując rozpaczliwie na odpowiedź przeczącą.

Nigdy jej nie usłyszał.

– Moja mama jest niewinna, zostawcie ją! – Niemal dławił się własnymi łzami goryczy, gdy został odciągnięty od kobiety przez postawnego ochroniarza i bezsilnie obserwował, jak zakuta w kajdanki kieruje się wraz z dwojgiem policjantów do głównego wyjścia. – Mamo! – powtarzał bezsilnie. Miał  wrażenie, że to jedynie kwestia czasu, nim z nadmiaru niewyobrażalnie negatywnych emocji osunie się z nóg.

Niespodziewanie, tuż przed przekroczeniem progu, odwróciła nieznacznie głowę.

Spojrzała mu beznamiętnie prosto w twarz.

Wzrok kobiety był przerażająco pusty niczym otchłań nicości. Jimin nie odnalazł w nim znajomego błysku ciepła oraz miłości. Zastępował je obcy dotąd chłód, jakby stała przed nim zupełnie inna osoba.

W tamtym momencie Jimin zrozumiał.

Nadzieja wygasła.

Chłopiec przebudził się nad ranem zalany strużkami potu. Bezwiednie trząsł się niczym oszalały, a przytłaczającą ciszę panującą w ciemnym pomieszczeniu przeciął niepokojąco przyspieszony oddech, który Jimin bezskutecznie starał się unormować. Nieświadomie łkał niczym dziecko, nawet nie wyczuwając momentu, w którym jego plecy zderzyły się boleśnie z twardymi panelami. Ból ten jednak nieporównywalny był z uczuciem, jakie wypełniało go od wewnątrz. Miał wrażenie, jakby się dusił.

Nie potrafił określić, kiedy znalazł się w łazience. Resztkami sił przeszukał górne półki pełne lekarstw, a gdy w końcu udało mu się uchwycić tabletki uspakajające, jego drżąca dłoń ześlizgnęła się z kurczowo trzymanej szafki, wskutek czego upuścił pudełko, uderzając głową o kant wanny.

– Jimin? – Po drugiej stronie rozbrzmiał niepewny, łagodny głos, poprzedzony delikatnym pukaniem w drzwi. Klatką piersiową nastolatka ponownie szarpnął niekontrolowany szloch. Klamka poruszyła się gwałtownie, ukazując w progu zmartwioną starszą kobietę.

Obudź mnie, gdy skończy się grudzień | JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz