Na zewnątrz panował wczesny, chłodny poranek. Śnieg skrzypiał pod ciężkimi traperami, a skąpana w delikatnych, zimowych promieniach słonecznych twarz ich właściciela wykrzywiła się nieznacznie, gdy źródło dźwięku za jego plecami nie ustawało. Szesnastoletni wówczas Jungkook westchnął ciężko, wyjął białą jak puch wokół słuchawkę z lewego ucha i odwrócił się zirytowany w kierunku młodszego o dwa lata chłopca. Intruz pod groźnym spojrzeniem przybranego brata zatrzymał się w pół kroku, spoglądając na niego niewinnie spod wachlarzu gęstych rzęs.
– Przestań za mną łazić – burknął nerwowo, po czym po prostu wznowił poranny spacer do szkoły, celowo zwiększając tempo, aby krótkie nogi czternastolatka o pulchnych, zaczerwienionych od zimna policzkach nie mogły nadążyć za tymi znacznie dłuższymi. Chłopiec wydawał się jednak nie poddawać. Mimo wyrażonej przez bruneta zdecydowanej dezaprobaty wobec jego postępowania, kontynuował wcześniejszą czynność.
– Nie rozumiesz, co do ciebie mówię? – Jungkook oburzył się niemało, kiedy po kilku błogich minutach wypełnionych rozbrzmiewającym w słuchawkach utworze eminema i oczekiwaniu na kolejną piosenkę ze swojej ulubionej listy odtwarzania, zarejestrował znajome, a nawet nieco urocze – do czego nigdy by się nie przyznał – kichnięcie.
– Mama mówiła, że mam się z tobą zaprzyjaźnić – usprawiedliwił się spokojnie, wycierając rękawem kurtki swój czerwony niczym u Rudolfa mały nos. Jungkook otaksował go wzrokiem od drobnych stóp po sam czubek głowy ze złością, ale i zaskakująco narastającą w sercu troską.
– Tak? I co w związku z tym? – założył ręce, unosząc dumnie podbródek. Szesnastolatka irytował fakt, że ilekroć starał się odstraszyć od siebie chłopca na wszelkie możliwe sposoby, ten w zamian stawał się jedynie bardziej natrętny.
Nie mógł zaprzeczyć – Jimin mimo swojej filigranowej sylwetki, małych rączek oraz niewinnych tęczówek, wykazywał się dużą odwagą. Mało kto potrafił się mu sprzeciwić.
– Zawsze słucham mamy. – Młodszy wzruszył ramionami, a bębenki nastolatka musnęło kolejne, tym razem donośniejsze kichnięcie. Jungkook zacisnął szczękę, rozpoczynając ze sobą wewnętrzną walkę – ostatecznie poniósł klęskę.
Wypuścił głośno powietrze spomiędzy spierzchniętych mrozem warg, odwijając z szyi swój bawełniany, czarny szal.
– Jesteś głupi? Naucz się ubierać adekwatnie do pogody. – Zbliżył się do przybranego brata i owinął go szczelnie materiałem. Czarnowłosy zachichotał, niezrozumiale uradowany, co tylko dodatkowo rozjuszyło szesnastolatka.
Swoją mroczną aurą, postawną, umięśnioną sylwetką oraz twardym charakterem budził respekt w niejednym starszym osobniku, a ten kruchy, żałośnie słaby dzieciak, który dokładnie sześć miesięcy temu wkroczył butami w jego poukładane dotąd życie wraz ze swoją przygłupią, przesadnie miłą matką, bezczelnie patrzył mu prosto w oczy bez żadnej iskry strachu i ignorował wszelkie znaki ostrzegawcze. Cholerny smarkacz.
– Twoja szkoła nie jest przypadkiem w przeciwnym kierunku? O ile sobie przypominam, nie jesteś jeszcze licealistą – odkaszlnął po chwili gęstej, niezręcznej ciszy, po czym odsunął się prędko od czternastolatka.
– Chciałem cię odprowadzić, hyung – wyjaśnił, ignorując wcześniejsze pytanie. Jungkook zmarszczył brwi z jawnym niezadowoleniem.
– Nie nazywaj mnie tak. Nie jesteśmy dla siebie nikim bliskim.
– Nieprawda. Moja mama kocha twojego tatę, a ja kocham ciebie – odparł jakby nigdy nic. Prawdopodobnie nie zastanawiał się nad tym, w jaki sposób zabrzmiał. Prawdopodobnie.
CZYTASZ
Obudź mnie, gdy skończy się grudzień | Jikook
FanficBiały puch pokrył się szkarłatną cieczą. Jimin upadł na kolana, a jego klatką piersiową szarpnął rozrywający serce szloch. Zdręczona dusza chłopaka rozdzierała się boleśnie, podczas gdy niedaleko dzieci bawiły się wesoło. I choć wokół nie brakowało...