* 11 *

1.9K 171 111
                                    

Nie rozmawiali ze sobą do kolacji.

Louis próbował złapać ojca sam, lecz ten cały czas był niedostępny. Spędził więc cały dzień w hotelowym pokoju załatwiając rzeczy związane z pracą. Oczywiście na tyle, na ile mógł się skupić. Harry bowiem też nie opuścił pokoju. Zaszył się w kącie z książką i nawet ani razu nie spojrzał na pracującego szatyna.

To nie tak, że nie miał dokąd pójść. Miał dobry kontakt z niemal całą rodziną Louisa, więc mógł spędzić czas z nimi, ale nie chciał kolejnej kłótni. O ile można tak nazwać zajście z poranka. Czym innym bowiem było testowanie granic szatyna i włażenie mu za skórę, a co innego kłócenie się z nim. Wtedy i brunet tracił cały swój dobry nastrój, a nie chciał uprzykrzać sobie jeszcze bardziej pobytu tutaj.

To jednak wszystko było pomysłem Louisa, więc mógłby on wykazać się chociaż krztą zaufania. Czy Harry miał interes w tym, by denerwować szatyna przy każdej nadarzającej się okazji i czerpał z tego satysfakcję? Tak, a przynajmniej w pewnym stopniu. Czy miał interes w tym, by wygadać się przed jego rodziną? Nie. Dobrze wiedział, że bez tych pieniędzy nie uratują domu, a jego matka wyląduje na ulicy. On sam żył już w okropnych warunkach. Może i poczułby pewną satysfakcję, gdyby wszystko wyszło na jaw. Nie był tak dobrym człowiekiem za jakiego uważali go przyjaciele czy rodzina, ale satysfakcja minęłaby tak szybko jak przyszła i Harry znowu zostałby z niczym

- Otoczyli go bracia mojej mamy, więc zapewne rozmawiają o firmie. Pójdę tam, ty możesz zostać - powiedział Louis, zaraz po tym jak razem z Harrym weszli do kasyna.

To było Las Vegas, tutaj zawsze były tłumy, ale teraz to miasto gościło całą rodzinę Tomlinsonów - dalszą i bliższą. Bogatych Tomlinsonów warto dodać, którzy zostawią tutaj mnóstwo swoich pieniędzy.

- Zgubiłeś gdzieś Louisa, czy zszedłeś sam? - Zapytał dobrze znany Harry'emu głos, więc uśmiechnął się miękko, przyjmując od mężczyzny lampkę szampana.

- Poszedł porozmawiać z ojcem, nie widział się z nim od przyjazdu.

- Naturalnie. Martwiłem się, nie widziałem cię przez cały dzień. Mój kuzyn chyba nie jest zbyt towarzyski, skoro będąc w Las Vegas zamknął cię w pokoju.

- Bolała mnie głowa - skłamał lekko Nickowi - pewnie jeszcze nie doszedłem do siebie po podróży, naprawdę nienawidzę latać. Ale już jest lepiej - dodał, kiedy zobaczył jak mężczyzna marszy swoją twarz w zaniepokojeniu. - A gdzie Kelly?

- Też nie czuje się najlepiej, wolała zostać w pokoju. Chce wypocząć przed jutrzejszym rejsem.

- Rejsem?

- Oh Louis nic ci nie mówił? Ojciec wynajął kilkugodzinny rejs po Kolorado.

Okej.

Jeśli było coś czego Harry nienawidził bardziej od latania, było to pływanie. Miał nawet chorobę morską i pewnie spędzi cały rejs wymiotując za burtę, Lecz kiedy tylko wrócą do hotelu zamorduje Louisa, że przez niego musi to wszystko przechodzić.

- Tutaj jesteś, ojciec chce z tobą porozmawiać. Przekażemy mu dobre wieści.

I nagle Louis pojawił się znikąd, porywając Harry'ego za ramię i nie mówiąc w stronę Nicka ani słowa. Nicka, który za dużo czasu spędza z brunetem, a za mało z własną narzeczoną.

- Dobre wieści? Chcesz mu teraz powiedzieć, że się zaręczyliśmy? - Zapytał, kiedy szatyn prowadził go do miejsca, gdzie ostatnio widział ojca.

Minęli już jednego wujka, który klął siarczyście, więc założyli, że pewnie przegrał już tyle, że żona nie wpuści go z powrotem do pokoju. Oraz drugiego, który krzyczał radośnie, bo poszczęściło mu się w karty.

A Piece Of Love ~ Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz