* 28 (ostatni) *

2.7K 148 140
                                    

Rok później.

- Harry długo jeszcze? Powinniśmy byli wyjść piętnaście minut temu. - Louis krzyknął w głąb mieszkania, gdzie ukrywał się brunet. Nerwowo zerkał na zegarek obserwując poruszające się po tarczy wskazówki. Jeśli jego chłopak nie wyjdzie z pokoju w ciągu najbliższej minuty jego cały misterny plan, nad którym tak wiele rozmyślał, się posypie. Właściwie to nie spędził nad nim tak wiele czasu, dużo więcej natomiast poświęcił go na pilnowaniu tych idiotów, zwanych jego przyjaciółmi. Na ten moment miał już pięć wiadomości od Nialla. Co prawda nie odczytał ani jednej z nich, ale założył, że miały one związek ze wspomnianą sprawą.

- Nie rozumiem dlaczego nie mogliśmy po prostu pojechać twoim samochodem - westchnął Harry, gdy zszedł na dół.

Szatyn poświęcił chwilę. Dosłownie malutki ułamek sekundy, by przyjrzeć się jak wyglądał jego ukochany, który dodatkowo założył koszulę, którą Louis ostatnio mu kupił. Możliwe, że zawiesił swoją uwagę na postaci stojącej przed nim nieco zbyt długo, bo ocknął się dopiero, gdy Harry'ego nie było w zasięgu wzroku.

- Musimy być bardziej ekologiczni, kochanie. - Podszedł do drugiego chłopaka, by pomóc mu założyć płaszcz. Był prawdziwym gentlemanem. Harry przyjął jego pomoc, lecz skwitował to podejrzliwym spojrzeniem.

Możliwe, że Louis nie powinien był wczoraj zjeść wszystkich ulubionych płatków młodszego chłopaka.

- Dlatego jedziemy taksówką?

- Czepiasz się. A teraz proszę, tutaj masz szalik i wychodzimy, bo nam minie rezerwacja.

Gdy wyszli na zewnątrz, owiało ich chłodne powietrze. Louis złapał Harry'ego za rękę, a następnie wsadził ją do kieszeni swojej kurtki. Otrzymał za to delikatny uśmiech, który wystarczająco ocieplił jego serce.

- Nie zamówiłeś taksówki?

- Po prostu złapiemy jakąś z ulicy. - Louis wzruszył ramionami i faktycznie po chwili zatrzymał się przed nimi samochód.

Louis przetaksował okolicę wzrokiem upewniając się, że każdy jest na swoim miejscu i kiedy Harry już łapał za klamkę, zatrzymał go, zaczynając oklepywać się po ciele.

- Coś się stało?

- Chyba nie wziąłem portfela.

Zanim jednak Harry zdążył coś powiedzieć, wysoki mężczyzna z kaszkietem i kapturem na głowie, ubiegł ich wsiadając do samochodu i odjeżdżając, zanim brunet zdążył się zorientować.

- No pięknie! - wyrzucił ręce w powietrze. - Właśnie dlatego taksówkę zamawia się wcześniej Louis, teraz twój chłopak odmrozi sobie wszystkie kości.

- Naprawdę masz dzisiaj dzień na marudzenie Hazz. Patrz, właśnie jedzie kolejna.

- A pieniądze?

- Pieniądze? A tak, jednak mam - uśmiechnął się i popchnął bruneta w stronę taksówki.

- Naprawdę dziwnie się dzisiaj zachowujesz. - Harry spojrzał na szatyna z ukosa, gdy już siedzieli w samochodzie.

- Mam po prostu dobry humor. Ty za to wstałeś lewą nogą.

- Zjadłeś moje płatki Louis! - Powiedział poważnym, oskarżycielskim tonem głosu. - Nie dostałem nawet głupiego buziaka na przeprosiny - odparł niczym naburmuszone dziecko, któremu zabrało się lizaka.

Przez chwilę wydawało mu się, że usłyszał śmiech kierowcy, w dodatku znajomy śmiech, lecz nie miał czasu, by o tym pomyśleć, bo wargi szatyna znalazły się na tych jego, a prawa ręka Louisa powędrowała do włosów Harry'ego, pociągając za jego kosmyki.

A Piece Of Love ~ Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz