slumped

443 60 38
                                    

śmiech claya zagłusza wszystkie otaczające mnie dźwięki, nawet te najgłośniejsze i najbardziej przykuwające uwagę. nie przeszkadza mi to. jego śmiech jest jak najpiękniejsza, najsłodsza melodia. 

zapomniałem już z czego się śmiejemy, o czym przed chwilą rozmawialiśmy. nie pamiętam nawet gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy ani skąd przyszliśmy. w mojej głowie jest tylko clay, moje myśli skupiają się tylko na nim. jestem tak beznadziejnie zakochany. jak długo będę w stanie to ukrywać?

– okej, co powiesz na... – clay mruczy gdy śmiech ustaje. – [...] 
– o mój boże, co jest z tobą nie tak – chichoczę ocierając z kącików oczu łzy zażenowania.

no tak, teksty na podryw. padały dzisiaj w co drugim zdaniu, każdy kolejny sprawiał, że moje policzki robiły się coraz bardziej czerwone, co tylko dodawało clayowi śmiałości. czy on uważa, że jestem uroczy? mam nadzieję, że tak.

gdy na chwilę milknie, prawdopodobnie wytężając umysł w poszukiwaniu następnej gadki odwracam się widząc nicka idącego samotnie parę metrów za nami. boże, czuję się okropnie z faktem, że jest dzisiaj piątym kołem u wozu. chciałem spędzić czas wspólnie w trójkę, cieszyć się życiem razem z clayem. nick ciągle patrzy w ziemię, sprawia wrażenie zażenowanego. 

– chodź, nick – mówię i wyciągam dłoń w jego stronę tylko po to, by spotkać się z jego oskarżającym wzrokiem i martwą ciszą. mruczy coś pod nosem i kręci głową. z powrotem skupiam się na clayu, który - jak zwykle - wydaje z siebie świszczące dźwięki. postanawiam, że wynagrodzę to nickowi później, kupię mu paczkę fajek albo jakieś zioło, cokolwiek zechce. co jak co, jednak jest to mój najlepszy przyjaciel, nie mogę tak po prostu się od niego odwrócić. 

przytulam mojego misia, ponieważ zaczyna robić się zimno. wzdycham i patrzę na rozciągającą się przed nami panoramę miasta w międzyczasie słuchając wygłupów claya. 

gdzieś w oddali kolorowe światła zaczynają gasnąć, gdy imprezowicze powoli zbierają się do domów, prawdopodobnie pijani i naćpani do nieprzytomności.

pamiętam mój pierwszy rok wolności, gdy takie imprezy były moją codziennością. byłem w stanie pójść na pierwszą lepszą imprezę, jaką byłem w stanie znaleźć, wziąć i wypić wszystko co tylko mi dali aby zapomnieć lub po prostu "się rozerwać". próbowałem wyluzować i napawać się moją wolnością. nie mam pojęcia, dlaczego się tak zachowywałem.

przeczesuję wzrokiem pobliższe wybrzeże w poszukiwaniu dobrego miejsca na nocleg, gdy naglę słyszę głos claya tuż przy moim uchu.

– bolało, kiedy spadłeś z nieba?

momentalnie czuję, jak moje policzki nabiegają krwią. o dziwo clay nie zaczyna się naśmiewać, jedynie patrzy na mnie z szelmowskim uśmieszkiem i oczami błyszczącymi z radości.

– co?
– widziałem, że ktoś zleciał z nieba. to nie byłeś ty?

chowam moją czerwoną twarz w dłoniach chichocząc z treści tego pytania. to już za dużo. nie potrafię dłużej kontrolować moich emocji, boję się, że z ich nadmiaru zaraz ze mnie wypłyną i cały świat dowie się o uczuciach, jakimi darzę claya. dlaczego on ciągle ze mną flirtuje? gdyby tylko znał prawdę.

– stop! – czerwienię się jak nastoletnia dziewczynka.
– nie podoba ci się to, george? widzę twoje czerwone policzki – droczy się clay.
– czy możemy już iść spać?  mam dość twoich głupich tekstów.

nick odzywa się po raz pierwszy od dłuższego czasu wskazując na ciemną uliczkę za włoską restauracją.

– to miejsce wygląda spoko. za niedługo powinni wyrzucić jakieś jedzenie, więc załapiemy się na darmowe śniadanie.
– dobra – zgadzam się ciągnąc jego i claya za budynek.

smród oleju i zepsutego sera dociera do nas gdy tylko siadamy na ziemi pod restauracją, lecz żaden z nas się tym nie przejmuje. sporo się dzisiaj nachodziliśmy, jedyne na co mamy ochotę to usiąść i odpocząć.

clay zajmuje miejsce po mojej prawej, jak najdalej od drzwi, nick siada po lewej stronie. dobrze czuję się siedząc w środku, mam po parę metrów odstępu zarówno od jednego jak i od drugiego. już mam zwinąć się w kłębek i pójść spać, gdy nick ziewa i rozkłada szeroko ramiona.

– chodź tu – mamrocze.

przysuwam się do niego i zatapiam w uścisku. ciepło bijące od jego ciała pomaga mi się rozluźnić.

– dawaj clay, nie wstydź się – śmieję się cicho. clay w ciszy przytula się do nas sprawiając, że świat zaczyna zwalniać. zanim zdążę się obejrzeć już zasypiam razem z blond loczkami claya łaskoczącymi moją szyję.

california world - dreamnotfound (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz