i don't feel a thing

1.2K 83 86
                                    

siedzę na twardym kamiennym chodniku i opieram plecy o solidną ceglaną ścianę. jestem w takiej pozycji praktycznie cały dzień, ponieważ nie mam nic lepszego do roboty. parę dni temu wyrzucili mnie z kolejnego schroniska, od tamtej pory jedynie siedzę i rozmyślam.

powtórzę to po raz kolejny, moje życie zupełnie nie ma sensu, nie ma w nim żadnego konkretnego celu. w tym momencie powinienem być w pracy, ciężko harować i zarabiać pieniądze, aby z czegoś się utrzymać, zamiast tego gniję na ulicy, zbyt zmęczony, aby zrobić coś pożytecznego. nie mam również żadnych przyjaciół, ponieważ ulice wypełnione są narkomanami i alkoholikami, nie mogę więc nikomu ufać.

do moich uszu dobiega dźwięk znajomego głosu.

– george! 

zrywam się na równe nogi i zaczynam rozglądać wokół mnie.

– george! – słyszę znowu. to nick. biegnie w moją stronę z szeroko rozwartymi ramionami.

– nick! to naprawdę ty!
– o mój boże, george – podekscytowany siada obok mnie na krawężniku. cieszę się, że cię widzę, minęły wieki odkąd się rozstaliśmy! czasami nawet myślałem, że wąchasz już kwiatki od spodu.
– minął jakoś tydzień, no ale okej – mówię i śmieję się.
– to SĄ wieki. nieważne, patrz co mam!

wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i sugestywnie przechyla ją w moją stronę.

– stary, ratujesz mi życie! – mówię i biorę jednego do ręki. – ile zarabiasz?
– odważnie, że stwierdzasz, że je kupiłem.

oboje się śmiejemy, paląc fajki i obserwując prawie pustą ulicę.

– więc, jak tam życie mija? jakieś panienki się przewijają?
– niestety nie – wzdycham. – znowu wywalili mnie ze schroniska, więc nie jest za dobrze.
– kurwa, serio? miałem nadzieję, że uda mi się tam wślizgnąć.

– a co u ciebie? dalej pieprzysz się z tą blondyną?
– julią? – pyta wydmuchując dym. – dawno jej już nie widziałem.
– przykro mi, stary. widziałem, że ją lubiłeś.
– ta, nigdy nie widziałem kogoś takiego jak ona.

konwersacja się urywa. biorę ostatnie pociągnięcie papierosa i rzucam go na rozgrzany asfalt. wyciągam z kieszeni komórkę aby sprawdzić, która godzina. urządzenie wskazuje prawie dwudziestą pierwszą, mam więc trochę ponad godzinę, aby dostać się do centrum handlowego i skorzystać z darmowego wi-fi, aby zadzwonić do claya.

nie cierpię do niego dzwonić i błagać o pieniądze, bo wiem, że też nie jest u niego najlepiej, ale zawsze mówi, że kocha mi pomagać i nie jest to dla niego żaden problem. przez ostatnie kilka miesięcy nasz kontakt zdecydowanie się polepszył i jesteśmy teraz naprawdę dobrymi przyjaciółmi. wiemy, że zawsze możemy na sobie polegać, nieważne jak głęboko w gównie jesteśmy.

wydaje mi się, że czuję do niego nawet coś więcej, i nie jest to spowodowane tym, że zawsze mi pomaga, jest po prostu świetnym gościem, który jest zdecydowanie zbyt atrakcyjny.

wstaję, ziewam i przeciągam się.

– muszę pogadać z clayem, bo potrzebuję kasy. idziesz?
– znowu? biedny facet – mówi nick.
– wiem, wiem, ale wolę się przed nim płaszczyć niż głodować i spać w śmietniku.
– racja.
– to idziesz czy nie?
– jasne, że tak. podaj mi rękę – nick chichocze.

biorę go za rękę i pociągam do góry.

powoli zmierzamy w stronę centrum handlowego napawając się słabymi promieniami zachodzącego słońca.

– nie chcę cię już więcej zostawiać.




california world - dreamnotfound (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz