sleeping in

520 59 25
                                    

– hej, obudź się, ty leniu śmierdzący – mamroczę delikatnie uderzając nicka w policzek. jego głowa spoczywa na moim ramieniu, ja dalej siedzę w tej samej pozycji, w jakiej zasnąłem, oparty o ścianę. dzisiaj nick wcale nie wygląda lepiej, jego skóra jest szorstka i poszarzała.

– stary, daj mi spać – jęczy.
– musimy dostać się do centrum handlowego, clay dzisiaj przyjeżdża.
– clay? już mamy poniedziałek? – zastanawia się na głos. przytakuję. – cholera, myślałem, że jest jakaś, nie wiem, sobota.

– jesteś najebany. co wczoraj wziąłeś? – pytam zapalając papierosa.
– stary, nie mam pojęcia. praktycznie nic nie pamiętam.
– lepiej żeby to nie było nic mocnego, wiesz, że prochy mogą cię zabić.
– nie martw się, to pewnie było tylko ecstasy czy coś – nick ziewa, przeciąga się i siada.

– dobrze. nie chcę cię stracić przez jakieś głupie używki.
– ja ciebie też nie, więc lepiej trzymaj się z daleka od takich gówien.
– będę się trzymał – mówię wydmuchując dym.

używam resztek sił, jakie we mnie pozostały i staję na równe nogi. chwieję się, ponieważ moje mięśnie są osłabione i zdrętwiałe. nick próbuje zrobić to samo, jednak przewraca się do tyłu i uderza dupą w twardy chodnik.

– boże, zaczynasz zachowywać się jak prawdziwy ćpun – wzdycham.
– przepraszam – robi do mnie maślane oczy. – obiecuję, że się poprawię, a teraz, możesz pomóc mi się podnieść?

mimo, że nie chcę tego robić i tak mu pomagam. otrzepuję spodnie i zaczynam iść w stronę centrum handlowego. słońce mocno grzeje i pali mnie w skórę, sądząc po jego położeniu jest jakoś po dwunastej. jednocześnie jestem super głodny i jest mi niedobrze. wydaje mi się, że nie mamy już żadnych pieniędzy, będę więc musiał głodować aż do przyjazdu claya.

fakt, że tak od niego żebrzę jest naprawdę żenujący. on sam nie ma dużo pieniędzy, mimo wszystko ciągle wydaje je na dwójkę ćpunów mieszkających na ulicy w los angeles. nie wiem, czy to ma jakieś głębsze znaczenie, mimo wszystko jestem pewien, że gdyby mu na mnie nie zależało nic by mi nie dawał.

myśl o tym, że mogę coś dla niego znaczyć sprawia, że do mojego żołądka przylatuje chmara motyli. uśmiecham się i opuszczam głowę.

– dlaczego wyglądasz jak joker? – pyta nick wyrywając mnie z rozmyślań.
– p- po prostu cieszę s-się, że zobaczę c-claya, to wszystko – odpowiadam, mentalnie dając sobie plaskacza.
– stary, jesteś tak beznadziejnie zakochany!
– wcale że nie, on jest po prostu... bardzo uroczy?
– awww – mówi nick, oplata mnie ramieniem i przyciąga do siebie. – ship roku?
– uspokój się, nawet go jeszcze nie poznałem.
– czuję, że poznacie się aż za dobrze.

zastanawiam się, jak clay zareaguje na mnie, prawdziwego, w rzeczywistości. zarówno ja jak i nick jesteśmy bardzo przytulaśni, nie mamy problemu ze spaniem w swoich objęciach lub po prostu przytulaniem, aby okazać sobie miłość. mam nadzieję, że z clayem będzie podobnie.

parę minut później wchodzę do budynku i wyciągam telefon, aby złapać wi-fi. gdy tylko łapię zasięg, na ekranie mojej komórki pojawia się wiadomość.

clay
już widzę miasto :)
prawie jesteśmy na miejscu
wyślij mi adres jak tylko to zobaczysz

szybko wysyłam mu adres centrum handlowego wzdrygając się, gdy nick łapie mnie za ramię. podskakuję z podekscytowania i uśmiecham się do niego szeroko.

– już jedzie? gdzie jest?
– za niedługo będzie – mówię przewracając oczami.

california world - dreamnotfound (PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz