Pierwsza transza

445 36 10
                                    

Minął już ponad miesiąc, od kiedy Sora zawitał w progach posiadłości Miyi. Zdążył przyzwyczaić się już nie tylko do morderczego grafiku idola, ale także do jego humorów i wszelakich innych dziwności, które lepiej, by nigdy nie przedostały się do prężnej rzeszy jego fanów. Niektórzy pewnie nazwaliby je utrapieniem, ale ochroniarz bardzo je lubił. Sprawiały, że żaden dzień jego pracy nie był nudny ani schematyczny; jak, skoro zachowania jego chlebodawcy nigdy nie dało się przewidzieć? Sora, choć zdążył poczynić parę znaczących obserwacji na jego temat, wszystkie skrzętnie zachowywał dla siebie. Bo wiedział, że Miya nienawidził, gdy ktoś potrafił go przejrzeć.

Ochroniarz nie miał w zwyczaju podsłuchiwać rozmów idola ani wypytywać o szczegóły jego pracy, ale czasem mimo woli nawet wyłapywał rozmaite nowinki odnośnie dalszych jego planów. Od jakiegoś czasu wiedział naprzykład, że czekał na jakieś piosenki. Nie znał szczegółów – po prostu ktoś był w trakcie pisania mu, jak to nazywał, "pierwszej transzy". I nie minęło dużo czasu, nim ten ktoś się z tego zadania wywiązał. Sora nie musiał się tego domyślać. Miya sam mu powiedział, i to tonem, który nie sugerował wcale radości z tego powodu.

Nie, on nie cierpiał tych piosenek. Mówił o tym otwarcie, ale równie dobrze mógł milczeć – i tak zdradzała go jego mina za każdym razem, gdy je ćwiczył, nucił, choćby o nich myślał. Sora sam musiał przyznać, że tekst nie należał do wybitnych. Wcześniej jakoś nie zwracał na to uwagi, ale gdy patrzył na to, jak bardzo Miya się męczył, zaczął dostrzegać tanie metafory i prosty język. Wszystko o miłości, ale nieprawdziwej. Cukierkowej, o jakiej słuchacz miał marzyć, kiedy włączał utwór. Miya tego nie kupował. W ogóle.

Osobą, która najsurowiej pilnowała jego grafiku i najczęściej przypominała mu, by ćwiczył nowe utwory, była Higuchi. A im bardziej Higuchi naciskała, tym mocniej idol pił i tym częściej zadawał się z jednorazowymi kochankami. Ale robił to. Kiedy ona mówiła "śpiewaj", on śpiewał, kiedy mówiła "graj", on grał. Choćby odchodziła mu ochota na całe życie, słuchał się jej, jakby wierzył mimo wszystko, że ona wie najlepiej.

Raz wzięło go na nocne ćwiczenia po pijaku, czym obudził najpierw Suzukiego, a potem Sorę. Po krótkiej naradzie obaj zbiegli na dół, by zobaczyć, czy na pewno wszystko w porządku. Zastali Miyę w stanie, w którym o krok był od utraty przytomności, siedzącego przy klawiszach i próbującego grać którąś z piosenek "pierwszej transzy". Nie należało to do zadań prostych, zważywszy na to, że impulsy ledwie dochodziły z jego strutego alkoholem mózgu do jego palców. Blondyn wiedział to i musiało strasznie go to denerwować, bo zanim Suzuki z Sorą zdążyli podejść i zapytać, czy mogą mu jakoś pomóc, nagle uderzył w instrument zamkniętą pięścią.

– Pieprzyć to! – krzyknął. Całkiem możliwe, że klawisze skończyłyby w kawałkach, gdyby nie interwencja dwójki mężczyzn, którzy chwycili go wtedy za ramiona i odprowadzili do łazienki, żeby nie zwymiotował na dywan.

Sora martwił się o niego. Ot, empatia, rzecz rzadka w stosunku do kogoś takiego jak Miya. Wiedział, że większość osób idol niemożebnie denerwował – trudno było tego nie rozumieć. Ale on widział go inaczej. I widząc go inaczej, chciał mu jakoś...pomóc.

Być może dlatego od incydentu z klawiszami stał się jakieś sto razy bardziej czuły na dźwięk swego imienia.

– Wołałeś mnie, Miya? – krzyknął, wbiegłszy z zewnątrz, gdzie z altany obserwował nawiedzaną ponoć w ostatnim czasie przez jakiegoś stalkera bramę.

– ...to nic pilnego... – odparł idol, ale Sora usłyszał w tym zdaniu tylko, że owszem. Wołał.

Bez słowa zamknął za sobą drzwi i wszedł do salonu. Miya siedział przy klawiszach, jak zwykle ostatnio, a z telewizora prawie bez głosu leciało jego ulubione nagranie z występu Incubus X. Zdawał się potwornie zmęczony, choć pod względem grafiku dzień ten należał do wyjątkowo łaskawych; w końcu nie nastał jeszcze zmrok, a on był już w domu.

Idol | bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz