Rozdział 2

85 5 0
                                    

Wciąż szliśmy przez las. Dochodziliśmy do jego skraju a zaczynało się ściemniać. Chłopiec, któremu wcześniej związałem ręce, żeby nie uciekał, był już zmęczony, może nawet wyczerpany. Swoją drogą ja też odczuwałem zmęczenie. Nie możemy iść już dzisiaj dalej. No cóż, a więc postój.
- Na dzisiaj koniec drogi- rzuciłem- Rozłożymy tu mały obóz.
Tim skinął głową i usiadł na trawie. Ognisko nie byłoby dobrym pomysłem, ktoś mógłby zauważyć, poza tym jest lato... no dobra noce są zimne. Ale i tak nie rozpalę ogniska. Ja jestem przyzwyczajony, mały wytrzyma, najwyżej dam mu swoją bluzę. Właściwie to czemu ja się tak o niego martwię?! Ano tak, przecież jeśli to ma być okup, muszę dopilnować by jednak wrócił cały i zdrowy. Ciekawe czy jego rodzicom będzie na tym zależało...

Moje rozmyślania przerwał głos dzieciaka:
- Nie rozpalimy ogniska, albo czegoś w tym rodzaju?
- Nie potrzebuję by ktoś nas zauważył- warknąłem.
- Nie będzie zimno?
Ahhh, ale ten mały mnie wkurza, może dlatego że...
- Nigdy nie nocowałem w lesie. Ty pewnie tak. A tak w ogóle to ile masz lat? Kim jesteś? Jak się nazywasz? Dokąd idziemy?
CO Z TYM MAŁYM JEST NIE TAK?! I dlaczego przypomina mi mnie z dzieciństwa?! Starałem się uspokoić, chociaż byłem naprawdę zły.
- Dobrze ci radzę- zacząłem- Odczep się ode mnie. Idź spać. Jutro idziemy dalej, jak nie będziesz miał siły to nie myśl sobie, że będę cię niósł.
- Nie chcę mi się spać. A nawet gdyby chciało to i tak bym nie usnął. Mam w głowie tyle myśli, pytań. Dlaczego mnie porwałeś? To pierwsze, najważniejsze, ale jest ich więcej. O! Zastanawia mnie także to, że masz podobne białe włosy, jak ja. Widziałem pod kapturem. I ta blizna. Co ci się stało?
Dobra, wcześniej byłem zły, ale teraz byłem naprawdę wściekły. Zacisnąłem zęby, zignorowałem chłopca, położyłem się na ziemi i obróciłem do niego tyłem.

- Ile masz lat?
Jednak Tim nie miał zamiaru dać za wygraną. Westchnąłem i obróciłem się ponownie do niego.
- Naprawdę nie masz dość?!- zapytałem że złością- Czy jak ci odpowiem na to pytanie, to dasz mi spokój i pójdziesz spać?
Mały kiwnął głową, a ja jeszcze raz westchnąłem.
- Szesnaście.
- ILE?!- dzieciak był wyraźnie zdziwiony- Myślałem że masz co najmniej dwadzieścia. Z zachowania na pewno jesteś starszy, z wyglądu może niekoniecznie, choć dobrze cię nie widziałem.
- Miałeś dać mi spokój- powiedziałem, teraz bardziej znudzonym, niż złym tonem.
Chłopiec zamilknął, położył się na ziemi, chociaż wcale nie miał na to ochoty. Próbował zasnąć. Dopiero po chwili, gdy myślałem, że już śpi, usłyszałem cichy płacz. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się go trochę żal. Sam siebie zganiłem za to uczucie i starałem się zasnąć.

Najpierw utrudniało mi to rozmyślanie na temat mojej przeszłości, a potem koszmary. To stanowczo nie była dobra noc. 12 lipca. Pamiętam to, jak gdyby było to dzisiaj. Dzień, w którym moje życie zostało wywrócone do góry nogami... dzień, w którym zostałem porwany.

Było to trzy dni po tym jak wraz z rodzicami, przyjechaliśmy do Sibiu, aby tam zamieszkać. Bogata rodzinka z Niemiec. Ojciec pracował w firmie budowlanej, miał wysokie stanowisko, podróżował po całej Europie. Pewnego dnia dostał propozycję przeprowadzki do Rumunii- jednego z najbiedniejszych krajów europejskich. Pan Roeger miał tam budować pożądne osiedla i domy dla obcokrajowców, którzy mieli uświetnić ten kraj, spychając ludność romską na najniższe warstwy społeczeństwa. Oczywiście wyjazd był sfinansowany przez firmę oraz jej kierownika. A więc rodzina Roeger'ów wyprowadziła się do Sibiu. Wszyscy niezwykle się z tego cieszyli, dopóki mały chłopiec, syn bogatego inżyniera nie został porwany. Hmm, brzmi to jak jakąś bajka z przestrogą dla małych dzieci, tylko w nich, zazwyczaj ofiary wracają do domu, heh, no nieważne.

Siedmioletni Mivar (tak, tak dawniej miałem na imię), został porwany, ale nie dla pieniędzy. Jak się później okazało porywacze, pracowali dla kierownika firmy budowlanej, który chciał wypędzić pana Roegera z Rumunii. Oczywiście w celu uniemożliwienia mu budowy osiedli. Cóż  mój ojciec zbyt cenił swoją pracę (i przede wszystkim korzyści jakie mu ona dawała), żeby z niej zrezygnować dla swojego jedynego dziecka. Po 2 dniach tułania się z porywaczami, ich szef stwierdził, że państwo Roeger, jednak nie przyjdą zabrać syna. Miał rację. Zgodnie z wcześniejszym układem, Mivar miał zostać zabity. Ale czy przyniosłoby to korzyści porywaczom? Raczej nie. Nie mogliby skrócić cierpienia i rozpaczy chłopca, poprostu go zabijając. Sprzedali mnie jakiemuś wędrownemu kupcowi, który z kolei znowu mnie sprzedał itd. Nie za bardzo pamiętam tamtego czasu. Byłem w ciągłym szoku jak to się stało. Dlaczego rodzice po mnie nie przyszli? Zawsze myślałem, że kochają mnie nad życie. Nie chciałem uwierzyć w rzeczywistość, ale musiałem.

Tak, jak mówiłem, niewiele pamiętam z tamtych dwóch lat, podczas których podróżowałem po Rumunii z różnymi ludźmi. Niektórzy traktowali mnie lepiej, inni gorzej, ale generalnie okropnie. Niemal zatęskniłem za moimi porywaczami, którzy musieli o mnie w miarę dbać. Ostatni handlarz był wyjątkowy okrutny, bił mnie, jak i innych swoich podwładnych. Kiedyś, będąc u kresu sił, nagle zrobiło się ciemno. Myślałem, że mdleję albo umieram. Dopiero, gdy usłyszałem krzyki innych podwładnych i pana, zrozumiałem, że coś jest na rzeczy. Nie zdążyłem długo się zastanawiać, bo poczułem, że ktoś podniósł mnie i posadził na koniu. Prędkość. Wiatr. Wieźli mnie do mojego Mistrza, ale ja jeszcze o tym nie wiedziałem. Zasnąłem.

Nie no, zasnąłem naprawdę. Znaczy chodzi mi o to, że w teraźniejszości, a nie w moich wspomnieniach.

Wracając do moich koszmarów. Przez te rozmyślania, później śniło mi się moje porwanie. Świetnie. Super. W sumie to byłem przyzwyczajony. Większość, jak nie wszystkie moje koszmary, dotyczyła porwania, przeszłości i... czegoś do czego nie byłem przyzwyczajony. Czegoś, czym nie potrafiłem się nie przejmować. Zawsze, gdy śnił mi się koszmar z owym czymś, budziłem się i nie mogłem już zasnąć. Nie potrafiłem sobie wybaczyć...

Podobnie było i tym razem. Najpierw porwanie, niespokojny sen. Później widziałem wielką rezydencję. Spacerowałem po niej. Było tak wspaniale, tak chciałbym znowu się w niej znaleźć. Zobaczyłem mojego Mistrza. Biegłem w jego kierunku. I nagle wszystko się zmieniło. Ogień, krzyki, ból...

Obudziłem się zlany potem. Dlaczego ciągle śni mi się to samo i w ten sam sposób?! Czy to kara, za to co zrobiłem? A może zaklęcie Mistrza? Jakaś klątwa? Wiedziałem, że już nie usnę, a obstawiałam, że jest około 4 rano.

Trudno się mówi. Pasowałoby znaleźć coś na śniadanie. Jestem głodny, mały napewno też. Woda również się skończyła. Tim jeszcze spał, ale ze względów ostrożności, cicho podeszłem do niego. Sznurek, którym miał skrępowane ręce, przywiązałem do drzewa. Poszedłem znaleźć wodę i jedzenie, pamiętałem, że w tych okolicach był mały strumyk. Dopiero, gdy oddaliłem się trochę od naszego ,,obozu", zdjąłem z głowy kaptur. Tak, cały czas w nim byłem, a nawet spałem.

Miałem rację, niedaleko był strumyk. Nalałem trochę wody do manierki i już chciałem odejść, ale coś mnie zatrzymało. Patrzyłem się w wodę i swoje odbicie. Postać, którą widziałem, miała tak jasne włosy, że aż białe, opadały na ramiona. Piwne oczy, niegdyś wesołe, teraz były zamglone smutkiem, bólem i nienawiścią. Na prawym policzku widniała paskudna blizna. Gdy ją dotknąłem, zacząłem płakać. Tyle okropnych rzeczy się wydarzyło, tyle przestępstw popełniłem. A teraz? Porwałem chłopca. Nie żałowałem tego. W końcu miałem się zemścić na moich dawnych rodzicach. Ja poprostu nie mogłem wytrzymać tego, że ten dzieciak jest podobny do mnie. Z wyglądu różniły nas oczy (on miał zielone), długość włosów i blizna. Ale z charakteru... Tim był dokładnie taki jak ja kiedyś... Jak ja... przed porwaniem...

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Rozdział może trochę nudny, ale dużo dowiedzieliśmy się o przeszłości głównego bohatera. Czy Arian żałuje porwania?

Do kolejnego rozdziału, pozdrawiam :)
amethisthy

Podwójne porwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz