Rozdział 1

154 5 4
                                    

3 sierpnia. Moje urodziny, czyli najgorszy dzień mojego życia. Świetnie. A ja akurat włóczę się koło Sibiu. Ah, jak ja kocham to miasto. Pomyśleć, że zaledwie za kilka kilometrów od niego świat się zupełnie zmienia. Nie ma bogatych domów bogatych rodzin lecz są biedne romskie osady. Nic ciekawego. Ale to nie ważne. Dzisiaj są moje urodziny więc wypadałoby je jakoś uczcić. Może wreszcie popełnię samobójstwo?

Coraz bardziej zbliżam się do miasta. Czas założyć kaptur i ukryć te okropne białe włosy oraz bliznę na twarzy. Kto normalny tak wygląda?! I to w Rumunii?! No cóż, wyglądu zewnętrznego się nie wybiera, ale lepiej nie rzucać się w oczy.

Idąc przedmieściem, przypominało mi się dzieciństwo. Już dawno przestałem rozpamiętywać to co się wydarzyło, ale zawsze, gdy byłem w Sibiu nachodziły mnie myśli typu: Dlaczego mnie to spotkało? Co takiego zrobiłem, że nie mogę żyć normalnie? Natychmiast je przerwałem. Nie znam odpowiedzi na nie. Za to wiem, że ludzkie okrucieństwo nie ma granic.

I wtedy ich zobaczyłem. Chyba nie mogłem sobie wyobrazić lepszego prezentu urodzinowego. Moi dawni rodzice szli jakieś 10 metrów przede mną. Nie byli sami. Szedł z nimi chłopiec z takimi samymi białymi włosami jak ja, tylko krótszymi. Miał około 7-8 lat. Trzymał rodziców za ręce, wszyscy troje wesoło rozmawiali. Nie ukrywam, lekko mnie zamurowało. Widać nie długo zamartwiali się po mnie i natychmiast zastąpili mnie kolejnym dzieckiem (nie miałem wątpliwości kim był ów dzieciak). Po głowie kołatało mi się tylko jedno słowo: zemsta. Zapomniałem o wszystkim. Nie zwracałem uwagi na nic. Zignorowałem to, że miałem być ostrożny. Czułem tylko palące pragnienie zemsty na moich rodzicach, przez których byłem skazany na życie włóczęgi, złoczyńcy...

Zaciągnąłem kaptur i ruszyłem w ich kierunku, starając się ukryć wśród ludzi na ulicy. Zacisnąłem rękę na nożu, który miałem w kieszeni. Trzy metry... dwa... serce zaczęło mi mocniej bić. Wystarczy tylko dorwać się do tego dzieciaka. Nie chcę nikogo zabić. Muszę być szybki...
Chwilę później miałem w ręku nóż, trzymałem go przy szyji białowłosego chłopca. Usłyszałem krzyk kobiety, mojej dawnej matki. Starałem się uspokoić oddech.

- Odsuńcie się, chyba że chcecie by on zginął.
- Kim... kim ty... właściwie jesteś? Czego chcesz od naszego syna?!
Na twarzy mojego ,,ojca" malowało się przerażenie, ale było też coś jeszcze. Zadając to pytanie sam znalazł odpowiedź. Po prostu  bał się w nią uwierzyć.
- Kim jestem? Czego chcę? -zaśmiałem się chłodno- Oh, naprawdę mnie nie poznajesz?!
Państwo Roeger wyglądali jakby mieli zemdleć, co nie ukrywam dawało mi satysfakcję. ,,Ojciec" poruszał ustami jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Nie miałem dużo czasu. Zaraz mogłaby się zjawić policja, więc przeszłem do sedna.

- Jeśli zależy wam by ten chłopak wrócił cały i zdrowy, żądam 5 000 rumuńskich lejów.* Spokojnie, dam wam dużo czasu do namysłu czy ta cena jest warta waszego syna. W pełni zrozumiem jeśli jednak się na to nie zdecydujecie. A więc za 3 dni w południe, za północną stroną Sibiu? O! I oczywiście, byłbym zapomniał, nie informujcie policji. Jasne?
Oboje kiwneli głowami. Nigdy nie myślałem, że ktoś może być tak blady.
-Jeśli jednak nie zależy wam na nim, sprzedam chłopca jakiemuś handlarzowi, czy kupcowi. Niech także pozna jak okrutny może być świat.

Zacząłem biec z tym chłopcem przez tłum. Wciąż trzymałem nóż, ale musiałem uważać by nikogo nie skaleczyć. Nie to było moim zamiarem.
- Dlaczego mnie porywasz?!- zapytał roztrzęsionym głosem dzieciak- Co ja... co ci  takiego zrobiłem?
- Siedź cicho i biegnij. Nie mam zamiaru zostać złapanym przez gliny.

Wybiegliśmy z przedmieścia Sibiu i skierowaliśmy się w stronę lasu. Uważałem,  że mój plan zemsty był świetny. Sprawić by kolejne dziecko Roeger'ów zostało porwane oraz przetestować czy przyjdą, czy nie. Grałem na ich uczuciach. Ale teraz uciekając z miejsca zdarzenia, czułem dziwny niepokój. Czy naprawdę lubiałem popełniać przestępstwa? Przestań! O czym ja kurde myślę?! Zniszczyli mi całe życie, a ja się zastanawiam czy nie zasługują na porwanie dziecka?!

Chwilę pobłądziliśmy po lesie. Robiłem to specjalnie, żeby zmylić chłopca, w razie gdyby chciał uciekać. Znałem dobrze te okolice, aż za dobrze. Schowałem nóż i zwolniłem tępo, ciągle przytrzymując mojego... no niech w końcu to powiem... mojego brata.
- Nie boisz się, że ucieknę?
- Dlatego cię trzymam- odpowiedziałem chłodno- i tak prawdopodobnie byś zabłądził. Trudno się odnaleźć w tym lesie.
Mały spojrzał na mnie ni to ze smutkiem, ni z wyrzutem, po czym powiedział coś niespodziewanego:
-Mam na imię Tim. A ty?
Nie wiedziałem czy on żartuje, czy co. Który normalny siedmiolatek pyta swojego porywacza o imię? Powinien być przecież przerażony i płakać. Zignorowałem to.
-Nie chcesz, to nie mów- zaczął Tim- ale to niesprawiedliwe, że mnie porywasz, a ja nawet nie wiem dlaczego. Nikomu nic nie zrobiłem. Pierwszy raz widzę cię na oczy!
-Śwait jest niesprawiedliwy. Przyzwyczaj się.
Chłopak zrobił obrażoną minę, ale się nie odezwał.

Szliśmy przez las. Godzina około 3 po południu. Za jakieś 4 km wyjdziemy. I gdzie by tu się skierować, hmm? A tak! Jasne! Do stolicy rozbójników i przestępców- miasteczka (jeśli można tak je w ogóle nazwać) Givar. Tam przetrzymamy te trzy dni. To najlepsze miejsce jeśli chce się ukryć. A więc czeka nas jakieś 15 km drogi. Chyba zostaniemy dzisiaj na noc przy wschodniej granicy lasu.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

*lej rumuński = 0,92 zł

Hej, jestem nowa na Wattpad, ale mam nadzieję, że to opowiadanie Wam się spodoba. To dopiero początek i mam jeszcze kilka pomysłów, więc myślę, że nie będzie aż tak nudno :) Planuję pisać 2-3 rozdziały tygodniowo przynajmniej w wakacje, chyba że będę gdzieś wyjeżdżać, ale to Was jeszcze poinformuję. A więc do zobaczenia;)

amethisthy

Podwójne porwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz