Rozdział 16

27 2 2
                                    

- A więc tak jak zarządził Mistrz, po paru dniach spędzonych w łóżku, przyszedłem do niego na górę. Wspiąłem się po schodach i ruszyłem korytarzem. Pierwsze drzwi po lewej były otwarte. Znajdowała się tam olbrzymia biblioteka, chyba największa jaką w życiu widziałem. Trochę kusiło by ją lepiej zwiedzić, jednak spotkanie z Mistrzem było wyznaczone w innym miejscu, dlatego też powstrzymałem się. Gdy odszukałem już właściwy gabinet jeden z foteli był zajęty. Siedział w nim Mistrz i patrzył przez duże okno. Widok rozpościerał się na cały teren wokół posiadłości i dalej. Daleko majaczył nawet niewyraźny zarys gór. Nie wiem czemu ale wówczas bardzo urzekł mnie ten krajobraz. Później wiele razy siedziałem w tym pokoju podziwiając ten piękny widok.

Słuchałam uważnie opowieści, choć mogło wydawać się, że jestem rozkajarzona. Często gdy się na czymś skupiałam, popadałam w taki dziwny trans: nie widziałam tego co obok mnie, wyobrażałam sobie to co, w tym przypadku, słuchałam. Historia Ariana wydawała się nieprawdopodobna, zwłaszcza ten fragment o jakiejś magii, który jak się domyślałam, miał zostać jeszcze bardziej rozwinięty. Pewnie nie dowierzałabym mojemu towarzyszowi, gdyby nie to jaką trudność sprawiało mu opowiadanie tego. Nie znaliśmy się długo, ale już wcześniej wiedziałam, że dużo przeżył. Ciągle udawał, że jest twardy i nikogo się potrzebuje. Natomiast w jego oczach widzialam ogromny ból, smutek oraz zagubienie. Bałam się tego wszystkiego, ale czułam, że muszę mu pomóc. Byłam pewna, że on tego potrzebuje, choć w życiu by tego nie przyznał. Dlatego też wierzyłam w jego dziwną opowieść.

- Mistrz wskazał mi drugi fotel, a potem zaczął mowić: -Widzisz dawno temu, w pradawnych dziejach świata, u kolebki ludzkiej cywilizacji, narodzili się Wielcy Magowie. To oni dali początek całej wiedzy magicznej. Było ich czterech, tak jak cztery żywioły. Każdy miał władzę nad jednym. Pomagali oni zwykłym ludziom, zwierzętom i żyli w przyjaźni z Naturą. Niewiele o nich wiadomo, bowiem Magowie nie pisali autobiografii lecz Księgi Wiedzy, w których zawarte były zaklęcia i inne tajniki magii. Później przekazali je następnym pokoleniom, ponieważ zdolności magiczne zaczęły objawiać się u coraz większej liczby osób. Przez lata wiedza o magii została rozwinięta oraz powstała niezliczona ilość ksiąg. Co prawda oryginały zaginęły, ale to już inna sprawa... Chyba wystarczy tyle gadania, bo najlepiej pokazać, jak coś działa, na przykładzie.
Gdy skończył to mówić, wyciągnął przed siebie rękę, a wokół palców zatańczyły małe białe iskierki, jak gdyby światła. Byłem wtedy niezwykle zaciekawiony tym nowym tajemniczym światem magii, pragnąłem wiedzieć więcej, ba, ja TEŻ chciałem tak potrafić. Dlatego też gdy Mistrz zapytał czy chcę się jeszcze czegoś dowiedzieć, z entuzjazmem przytaknąłem. Nie ma dnia ani godziny, w której bym nie przeklinał mojej decyzji. Ale cóż ciekawość to zguba człowieka, zwłaszcza młodego...

Poczułam, że Arian spojrzał na mnie kątem oka. W sumie to miał rację...

- Od tamtego dnia codziennie, po wypełnieniu swoich obowiązków, przychodziłem na górę. Mistrz oprowadził mnie jeszcze po kilku pomieszczeniach, w tym po tej wspaniałej bibliotece, która w większości zawierała zbiory ksiąg z zaklęciami, informacjami o czarnoksięstwie lub tomy, w których magia była tylko wspominana i nie wiele można było się z nich dowiedzieć. Znajdowały się tam jednak też inne książki: normalne encyklopedie, powieści, tomiki z wierszami oraz podręczniki do nauki języków. Z tych ostatnich najwięcej skorzystałem, ponieważ Mistrz był poliglotą i zachęcił mnie do uczenia się rumuńskiego oraz angielskiego. Pradawnego Języka Magii nie chciał mnie z początku uczyć, twierdził że zwykli ludzie nie powinni go znać, ale później jego nauka i tak okazała się zbędna... Poza tym opowiadał mi o swoim doświadczeniu z magią i, czasem, pokazywał pewne zaklęcia, choć zawsze nadmieniał, iż magii nie wolno nadużywać, ani tym bardziej wykorzystywać do złych celów. Dowiedziałem się już w pierwszych dniach obcowania z magią, że chodzą po świecie także źli Magowie, czego raczej można było się spodziewać. Dodatkowo, swoją wiedzę pogłębiałem z książek, do większości miałem bowiem dostęp, z wyjątkiem tych dotyczących bardzo zaawansowanej magii. Tak więc, gdy Mistrz zajmował się swoimi sprawami i nie miał czasu mnie uczyć, studiowałem różnorakie woluminy. Oczywiście, durny ja, nie poprzestał na teorii. Chciałem sam zasmakować magii. Jednak gdy pierwszy raz poprosiłem Mistrza by nauczył mnie jakiegoś prostego zaklęcia, on mnie wyśmiał, mówiąc:
- Nie każdy posiada ten dar i nie można się go tak po prostu nauczyć. Z tym trzeba się urodzić, więc nie ważne ile byś próbował i tak ci się nie uda. Poza tym jesteś zbyt niecierpliwy, porywczy, łatwo wpadasz w gniew. W tym kunszcie natomiast liczy się opanowanie. To ono pozwala na kontrolowanie mocy.
Twierdząc, że jestem zbyt mało opanowany miał rację. Nawet taka prosta choć dosadna odmowa wywołała u mnie gniew. Poprzysiągłem sobie wtedy, że udowodnię mu jak wielką posiadam moc. Może było to głupie, spierać się z doświadczonym czarodziejem, kiedy dopiero wchodziłem w cały ten podziemny świat, ale nigdy nie zależało mi na czymś aż tak mocno. Czytając, ucząc się tego wszystkiego czułem, że jest mi to jakoś bliskie, wyczuwałem energię i potrafiłem sobie wyobrażać to co studiowałem. Dlatego też od tego czasu za każdym razem, gdy byłem sam, próbowałem przywoływać jakiś Żywioł. Najczęściej skupiałem się na wodzie, zwłaszcza w stałej postaci, lub powietrzu, ponieważ, jak przeczytałem w jakiejś księdze, Żywioły utożsamiają się z cechami wyglądu albo charakteru. Myślałem jednak, że z tak nietypowymi włosami jakie posiadam, musi to być to pierwsze. Jednak moje próby tworzenia "zamieci" lub "toranada" spaliły na panewce. Po miesiącu poddałem się, ograniczając nawet czas spędzany na górze i w bibliotece. Niechętnie wróciłem do swoich obowiązków. Mistrz także przestał dażyć mnie szczególną uwagą jakby to wszystko wcale się nie wydarzyło...

Podwójne porwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz