Rozdział 9

27 3 0
                                    

- Oj, z przykrością stwierdzam, że takie szukanie nie ma sensu, jeszcze zbłądzimy i tyle będzie. W tym lesie są miliony kryjówek, skrótów, przejść i nawet ludzie mieszkający od urodzenia w jego cieniu, nie znaleźliby śladu dwóch chłopców.

Przyjaciel państwa Roeger'ów, znany jako Buttinks, po godzinie łażenia przy wejściu do lasu nieopodal Sibiu, stwierdził dobitnie. Miał rację. Znaleźć tutaj jakikolwiek ślad czy poszlakę, graniczyło z cudem. Jednak ludzie w rozpaczy oraz bezradności, imają się każdych, nawet bezsensownych rozwiązań.
To też dlatego, troje dorosłych, znajdowało się gdzie się znajdowało. O wezwaniu policji nie było mowy, Mivar jasno postawił tą sprawę w swoich warunkach. Roeger'owie dobrze pamiętali też, jak informowanie stróżów prawa, skończyło się ostatnim razem. Pamiętali to aż za dobrze. Teraz mogli jedynie sami lub z pomocą przyjaciół (takich jak Buttinks) szukać syna... synów. Oczywiście pan Roeger zapewniał żonę, że zapłaci okup, nieważne jaki by on nie był, nieważne co by musiał oddać czy stracić. Lecz czy naprawdę miał takie zamiary? Natomiast ona, była w rozsypce. Nie wiedziała czy ma wierzyć mężu, czy zaufać, dlatego na razie czekała jak dalej potoczą się sprawy, potajemnie zmagając się ze smutkiem oraz bólem.

Ściemniało się. Alan Roeger już miał zacząć krzyczeć na Buttinks'a, o tym że się nie podda tak łatwo, że muszą być jakieś poszlaki itd., ale sam dostrzegł jak beznadziejne jest ich położenie. Nie był śledczym, ani detektywem, nie miał żadnego sprzętu... Teraz jedyną nadzieją pozostawał samolot, którym znajomy pilot (jeden z wielu znajomych Buttinks'a) miał latać w okolicach lasu. Szukał dymu z ogniska, który w gęstym lesie mógł być jedyną wskazówką ( Roeger'owie nie wiedzieli, że ich starszy syn przewidział taką wyłączność) albo samych chłopców. Kto wie? Może Mivar chciał w tej puszczy zgubić jedynie trop, a później wyjść i skierować się gdzie indziej. Pytanie tylko gdzie. Po to właśnie miał być samolot. Trudno było przewidzieć, gdzie teraz kierują się chłopcy, czy też kryją się w lesie.

Roeger'owie wraz z przyjacielem zawrócili. Następne kilka dni, nie miały być dla nich ani trochę przyjemne.

                                       ●

Tak, wszystkiego bym się spodziewał, ale nie tego, że ten dzieciak po prostu mnie przytuli. Na początku nie zrozumiałem co chce zrobi, więc odruchowo go odepchnąłem. Na szczęście nie zrobiłem tego zbyt silnie. Tim spojrzał na mnie niezrozumiale.
- Przepraszam- wytłumaczyłem się szybko, choć te słowa nie sprawiały mi przyjemności- Ja nie chciałem... po prostu zapomniałem, jak to jest, gdy ktoś cię przytula...
Mały jeszcze raz zbliżył się, by mnie uścisnąć.

Nie kłamałem, to uczucie było czymś obcym. A teraz siedmioletni chłopiec, mój brat, mi je przypomniał. Łzy, zaczęły spływać mi po policzkach, nie próbowałem ich powstrzymywać. Czułem się, jeśli w ogóle można to tak nazwać, dobrze, jakby komuś na mnie zależało... Może było to żałosne, ale w tej właśnie chwili, nie przejmowałem się tym.

- Dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałeś- wyszeptał Tim- Po co ukrywałeś prawdę, Arian? Jesteś dobrym człowiekiem i... cieszę się, że jesteś moim bratem...
- Przepraszam Tim... przepraszam... Myślałem, że nie powinieneś o tym wiedzieć... nie na tobie chciałem się zemścić.

Myśli Tim'a
Po tych słowach, wszystko stało się całkiem jasne. Rysowały się kontury, których wcześniej nie mogłem dostrzec. Arian, chciał się zemścić na swo... na naszych rodzicach, porywając mnie i wprawiając ich w ogromne yyy... zakłopotanie. Założył, że będą rozdarci, przeszłość da o sobie znać, a wyrzuty sumienia, staną się nie do zniesienia. Chciał ich przetestować, sprawdzić czy po mnie także nie przyjdą. Wnioskujac po ich minach, w chwili gdy Arian się pojawił, pewnie myśleli, że on nie żyje. Mój... brat zdawał sobie sprawę, że jestem niewinny, dlatego... no właśnie... co dlatego? Nie chciał mi tego mówić, bym ich nie znienawidził, przez to jak go zostawili? Ale ta jedna rzecz nadal nie ma sensu... ja... nie wierzę, że mama i tata byliby w stanie zostawić własnego syna, dla... pracy... Ale czuję, gdzieś w głębi serca, że to prawda... Dlaczego oni... czy oni naprawdę są tacy?
Teraz, będąc daleko od nich, nie czułem nienawiści... Może byłem na razie w zbyt wielkim szoku? Niby wszystko było jasne, ale te pytania... Czy ja naprawdę odpowiedziałem sobie na nie?

Po co przytuliłem Ariana, gdy wyznał mi prawdę? To mogło wydawać się dziwne, ale czułem, że to właśnie powinienem zrobić, że on tego potrzebuje i... może ja również? On nie był złym człowiekiem, po prostu spotkało go wiele okropnych rzeczy.

Wierzyłem w to, rozumiałem mojego brata, nawet jeśli to on mnie porwał, byłem gotowy mu przebaczyć. W tym momencie, jakoś niezrozumiale, nie byłem osamotniony, ani się tak nie czułem...

                                        ●

Nadal płakałem. W oczach Tim'a również  błyszczały łzy. Mimo to, pierwszy raz od dawna czułem... szczęście. Prawie zapomniałem, o wszystkich winach, na chwilę przestałem nienawidzić, nawet ten, zawsze niedający zmrużyć oka żal, jakby tracił na mocy. To było niesamowite... Pragnąłem, aby ta chwila trwała wiecznie, aby wraz z moim bratem, chłopcem który miał w sobie tyle dobra, a którego porwałem, w nieskończoność mogliśmy znajdować się na tej odludnej uliczce... sami... obok siebie...

Lecz czy kiedykolwiek, w moim życiu, szczęście mogło tak po prostu trwać? Czy mogło pozostać w nienaruszonym stanie, zamknięte w swoim własnym, małym światku? Nie. Gdy już naiwnie wierzyłem, że nikt nie jest mi w stanie tego odebrać, wtedy, za każdym razem, ktoś niszyczył ten stan. Przeszłość wraca... zawsze... i tak samo okrutnie...

- Ojej, jak uroczo- usłyszałem znajomy głos oraz towarzyszący jemu, zimny śmiech- A więc jeszcze żyjesz?
- Ten mały- zapytał drugi głos- kto to?
Normalni ludzie (jak chociażby Tim, który tak zareagował) od razu odwróciliby głowy. Mnie natomiast sparaliżowało coś na kształt strachu, gniewu i szoku. Dlaczego? Jak? Skąd oni... znaleźli się tutaj? Te dwa głosy... poznałbym ich wszędzie, o każdej porze...  Tak samo okrutne... Mówili po niemiecku, śmiejąc się z drobnego szczęścia innych, które właśnie zniszczyli. Moi porywacze...

Jednak dobrze wydawało mi się, że ich widziałem...

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Hej! Bardzo przepraszam Was za to, że tak dawno nie było rozdziału. Wyjechałam nad morze i nie ukrywam, dopadła mnie trochę choroba Leniusbrakwenus. Spokojnie, nie jest zakaźna (tak przynajmniej myśli, mój nic niewiedzący o medycynie mózg ;)), ale chorują na nią od czasu do czasu autorzy opowiadań, jak i inni artyści. Leniusbrakwenus charakteryzuje się lenistwem oraz nie pomaga w wymyślaniu dalszych rozdziałów (jak i w ich pisaniu). Jeszcze raz przepraszam, zapowiadam również, że wyjeżdżam w te wakacje na kolonie, a tam raczej nie znajdę wiele czasu. Mimo to w tym oraz następnym tygodniu, na pewno wstawię kolejne rozdziały. Dziękuję i papa :))
amethisthy

Podwójne porwanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz