Ginny od zawsze uwielbiała święta. Już jako mała dziewczynka skakała na myśl o pierniczkach, piosenkach, pysznej kolacji i oczywiście prezentach, które, pomimo że raczej skromne, były cudowne. Kochała przygotowania i siedzenie ze swoją mamą trzy dni w kuchni. Zawsze chichotała, kiedy opierniczała Rona albo tatę o zjedzenie czegoś NA ŚWIĘTA.
Doskonale pamiętała pierwsze święta po zamieszkaniu z Harrym. Molly zapraszała ich do siebie, ale odmówili, spędzili je tylko we dwójkę. Były świetne. Na następny rok już zaprosili jej rodziców i rodzeństwo w tym Rona, i oczywiście Hermionę. I to stało się ich małą tradycją, chociaż były święta, które cała rodzina spędziła u jej ukochanego najmłodszego brata i żony. W tym roku było jednak inaczej. Oni wyjeżdżali, a Ginny bała się rozmowy z Albusem, miała jeszcze trochę czasu, ale nadal wpędzało ją to w nerwy. Jak mogła się tak zachować? Harry za to był uradowany, nawet nie zauważył zagwozdek kobiety. Od czasu, kiedy pewnego popołudnia wyszedł z domu, rzekomo pobiegać, był szczęśliwy, oczywiście wcześniej nie chodził smutny, był zajęty czytaniem tych swoich książek. Rudowłosa chciałaby go zrozumieć, ale jakoś ciężko jej to szło, nadal nie miała ochoty na te rozrywkę co jej mąż. Jak można od czterech miesięcy czytać o ty samym? Czy temat nie powinien się już dawno wyczerpać?
- Cześć, kochanie.- Jak na zawołanie w kuchni pojawił się jej mąż. Złapał kubek kawy w dwie ręce i napił się sporego łyka uśmiechając się. Ginny nie dociekała, gdzie wtedy był, bo niby po co? Ufała mu. Poza tym zdrada nie wchodziła w grę, bo to było jednorazowe wyjście.
- Nie idziesz dzisiaj do pracy?
- Idę, ale na późniejszą godzinę.
- Aha... - Mruknęła odwracając się. Może zacznie już zakupy? Ale co kupi Alowi, po tym jak go potraktowała? To musi być coś dużego, ale tak żeby nie wyglądało jakby go fawo...
- Ginny? - Jej myśli przerwał Harry. - Wszystko ok? - Objął ją ramieniem.
- Tak.
- Na pewno? Chodzisz ostatnio jakaś zmartwiona, a teraz ściskasz ten kubek jakbyś chciała go zgnieść. - Czyli jednak zauważył.
- To nic.
- Gin... - Usiadł przyciągając ją do siebie. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć.
- Wiem. - Westchnęła. - Ale nie chciałam się martwić, taki byłeś ostatnio zadowolony.
- Ginny ja po prostu... czuję, że uda mi się naprawić wszystko między mną, a Alem.
- Tak wiem... a ja się boję.
- Och, kochanie, nie ma czego.
- Łatwo Ci mówić!
- Naprawdę, zrobiłaś już wszystko co mogłaś.
- Tak, ale niektórych rzeczy już się nie da naprawić...
- Dlatego nie powinnaś się tym martwić. Daj sobie spokój, nie możesz cały czas się o wszystko obwiniać.
- Ale to moja wina!
- Nieważne czyja, to już nieważne. - Gładził jej dłoń.
- Al nie zapomina tak szybko jak ty...
- Ale jeżeli się postarasz na pewno to doceni na swój sposób.
- Nadal się boję.
- Czego?
- Że będzie miał przez to niegodne życie. Czarodzieje nie są tolerancyjni...
- Dlatego musimy go wspierać! Chcesz jedną z moich książek?
- Nie dziękuję. - Zaśmiała się nerwowo.
- Weź chociaż "Rodzice z tęczowymi dziećmi" Opowiada o losach dwójki homoseksualnych dzieci w bardzo nietolerancyjnej rodzinie, nie będę więcej spoilerować! - Widać było jego podniecenie lekturą. - Daję dużo do myślenia i nie zawiera surowych faktów.
- Za dużo czasu spędzasz z Hermioną. - Harry zaśmiał się cicho.
- To jak?
- Zastanowię się, ale jak zobaczę Cię chociaż jedną noc bez tych tęczowych gaci. - Ginny właśnie wtedy wpadła na pomysł prezentu dla męża.
- Dobrze, kochanie, jedna noc. - Pocałował ją śmiejąc się cicho.
Tymczasem u państwa Weasley panował istny chaos. Hermiona latała w te i we te z różdżką w ręku, wrzucając różne rzeczy do kufrów.
- Herm! Uspokój się, mamy jeszcze trzy tygodnie!
- Tak, a jak czegoś zapomnę?!
- Daj spokój, nie rozwalaj nam połowy mieszkania, nie mieliśmy jeszcze zaprosić Gin i Harry'ego przed wyjazdem? Na wczesne "święta". Czy jak ty to tam nazwałaś. Nie oszukuj mnie, nie przyjmiesz ich do takiego syfu.
- O rany boskie. - Szatynka złapała się za głowę siadając na jednej z walizek, w kolorze kukurydzianym.
- Ale spokojnie! Możemy przecież iść do ich. - Ron pomachał rękami, rozumiejąc, że pogorszył sprawę.
- Nie będzie się do nich wpraszać, oszalałeś?!
- Herm, to nasza rodzina, nie przesadzasz? Po prostu powiemy, że mamy zamieszanie w związku z wyjazdem i czy możemy to zrobić u nich, przyniesiemy jedzenie.
- Ale...
- Żadnych ale. Mogę już teraz zadzwonić, jak chcesz.
- Ale mamy jeszcze 3 tygodnie do wyjazdu Ronaldzie.
- No chyba sobie żartujesz!
Od autorki:
Króciutki, ale żebyście wiedzieli co tam u naszego niezastąpionego Golden Trio!
Buziaki i do następnego ♥
CZYTASZ
Kochać inaczej ||Scorbus||
FanfictionAlbus i Scorpius, w przeciwieństwie do ich ojców, przyjaźnią się od pierwszego roku. Ta relacja zawsze sprawiała im obu niemałe problemy, a ma być jeszcze gorzej. Kiedy Albus po raz kolejny ma być rozczarowaniem swojego ojca, bo niby jak ma mu powi...