XX. Jesteś takim głupkiem.

507 42 7
                                    

- Ty idioto! Głupku! Kurwa mać. - Wrzeszczała Rose, kiedy tylko usłyszała co się stało, takie słownictwo nie było do niej podobne. - Natychmiast do niego wracaj! Czyś ty się z ghulem na rozumy pozamieniał?!

- Byłem w szoku, nadal jestem! Nie wiedziałem co mam z zrobić.

-Al, merlinie, tak bardzo tego chciałeś, a kiedy w końcu się udało to uciekłeś? I myślisz, że co on ma teraz w głowie! Musisz w tym momencie tam wrócić.

- Cholera, masz rację! Ja w to nie wierzę, co jak to jakieś nieporozumienie?

- Nie pieprz mi tutaj! Zabieraj dupę do niego, ale już i lepiej żeby Cię nikt nie złapał, bo za pięć minut jest cisza nocna, a do lochów masz daleką drogę.

- Już idę. - Zerwał się na równe nogi.

- Al.

- Tak?

- Cieszę się, że się udało, leć żeby tego nie spieprzyć.

Albus wybiegł z wieży gryfonów, szedł ostrożnie, rozglądał się na boki żeby nie wpaść czasem w taki głupi sposób, ślizgoni prowadzą w pucharach domów, nie mógł tego zepsuć. Nie obchodziło go to jakoś szczególnie, ale domownicy nie daliby mu żyć. Przechodząc obok damskiej łazienki wydawało mu się, że słyszy z niej jakieś szmery, zatrzymał się, był dopiero na drugim piętrze. Dźwięki jednak ucichły, więc na palcach skierował się w stronę schodów. Stresował się, w pokoju wspólnym nikogo nie było, co go ucieszyło, popędził w stronę swojego dormitorium. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi, nie miał pojęcia jak ma się zachować, przede wszystkim to chyba mu wszystko wytłumaczyć. Ciekawe jak przyjmie to, że wcale nie miał żadnej dziewczyny i jest stu procentowo homoseksualny. Czy będzie wściekły? Otworzył drzwi, dopiero po chwili do niego dotarło, że jego stres był niepotrzebny, bo Scorpiusa tam nie było.

Al pół nocy leżał w łóżku zastanawiając się, gdzie jest do cholery jego przyjaciel. Gdzie mógłby uciec? Gdzie śpi? Martwił się i obwiniał. Jak miał zmrużyć oczy po czymś takim? Końcowo przespał łącznie może dwie godziny, czuł się jak zdjęty z krzyża, marzył tylko o mocnej kawie. Scorp nadal nie zjawił się w dormitorium. Do śniadania zostało jeszcze trochę czasu, ale Albus nie był w stanie już wysiedzieć, uznał, że przejdzie się chwile po szkole, może przy okazji znajdzie Scorpiusa, a później pójdzie na śniadanie.

Korytarz na drugim piętrze był pusty, wszyscy uczniowie szykowali się do nowego dnia w swoich pokojach, przemierzał go samotnie, kiedy nagle zza zakrętu wyłoniła się znajoma postać. 

- Boonie!- Krzyknął do dziewczyny.

- Albus? Co ty tu robisz?

- Nieważne, muszę Ci coś opowiedzieć!

***

- I co teraz? 

- Nie jesteś zła? - Zachował się jak głupek, Rose miała rację. 

- Nie dziwię się, że tak zareagowałeś każdy byłby w szoku. 

- Nie mam pojęcia jak mam się teraz zachować. - Przyznał, unikając jej wzroku.

- Al. - Spojrzała na niego z determinacją w oczach. - Jak ty tego nie zrobisz to ja sobie z nim pogadam.

- Nie! - Pisnął, wiedział, że sam musi to załatwić.

  Właśnie wtedy spostrzegł osobę stojącą obok łazienki, patrzyła na nich wielkimi przestraszonymi oczami. Boonie odwróciła się widząc jego spojrzenie, to był Scorpius! Stał tam z rozwalonymi włosami i w wygniecionych ciuchach, kiedy zobaczył, wzrok "pary" szybko się odwrócił i zaczął uciekać. Al wstrzymał powietrze. Ile usłyszał?

Kochać inaczej ||Scorbus||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz