21

391 37 6
                                    

- Potrzebuje kawy, bo zaraz padne- odparła Beth, wchodząc do dyżurki Lyndy, która nie spodziewając się żadnych odwiedzin, zaczęła układać plakaty z hasłami krytykującymi dyrektorkę demonów. Zestresowana, popchnęła pudło pod stół i błyskawicznie obróciła się na pięcie do koleżanki, mając na twarzy nerwowy uśmiech.
- Możesz dopić moją, bo i tak ostatnio za dużo jej pije- uniosła lewy kącik ust, wskazując na czarny, przezroczysty kubek stojący na komodzie.
- Co masz w tym pudle, hm?- podniosła lewą brew, kosztując napój. Jednakże po chwili odłożyła go, a następnie zbliżyła się do blondynki.
- W p-pudle? Nic. Stare modele dzwonów, bo... Szukałam naszego, aby go naprawić!- odparła dumnie, unosząc przy tym podbródek.
- Lynda, stuknij się w czoło, przed chwilą był dzwonek na lekcje i normalnie działał. Jeszcze widziałam, jak w niego bijesz- przewróciła oczami, schylając się po karton. W ostatniej chwili jasnowłosa kopnęła pojemnik, a on sam poturlał się aż do kanapy.
- O co ci chodzi? Jakbyś co najmniej miała tam zakazane substancje, które sprzedajesz uczennicom. Uwierz mi, że nigdy bym cię za to nie zgłosiła. Każdy orze jak może...
- Co?! Czasami nie mogę uwierzyć w twoją głupotę Beth. Słuchaj... Ann u mnie ostatnio była i cię szukała- skłamała, próbując odwrócić uwagę przyjaciółki.

Lynda i Beth znały się już bardzo długo. Można było je porównywać do komicznych sióstr, które znały się jak łyse konie. Kobiety poznały się przypadkiem, bo jako dzieci, chodziły do tej samej szkoły. Neutralni i anielscy zawsze byli pokojowo do siebie nastawieni. W polityce przez to często tworzyły się spiski przeciwko demonom.
Przenosimy się właśnie do pierwszego dnia wiosny. Panienki w kwiecistych spódnicach z przewiewnymi sweterkami w kolorze lawendy biegały po korytarzach najlepszej szkoły we wsi. Neutralno-anielska Szkoła dla Kobiet- taka była dokładna nazwa. Więcej było tam neutralnych oczu, jednakże niebieskookie nie czuły się przez to osaczone. Wręcz przeciwnie- były wyróżniające. Przedziały były następujące: pierwsza klasa 10-12 lat, druga klasa 13-15 lat oraz dodatkowa klasa o profilu pedagogicznym od 16 do 19 lat. Obie dziewczynki były wtedy w pierwszej klasie. Lynda pochodziła z nie za biednej rodziny- mieli na jedzenie oraz wodę, jednakże nie mogli pozwalać sobie na jakieś dogodności. Beth za to miała zamożnych rodziców, którzy starali się nie rozpieszczać swojej jedynej córki.
- Wypadło ci- odparła mała blondynka, szturchając długowłosą, ubraną w piękną sukienkę. Były praktycznie tego samego wzrostu.
- Oh! Moja bransoletka!- rozszerzyła oczy i delikatnie wzięła z dłoni rówieśniczki beżową z perłami bransoletkę- Dziękuję...- powiedziała, jednakże, zamiast założyć ją z powrotem na swój nadgarstek, powoli i ostrożnie włożyła ją na rękę dziesięciolatki.
- Jak ci na imię?- spytała po chwili, uśmiechając się nieśmiało.
- Lynda, a tobie?
- Beth. Chciałabyś może pójść ze mną na huśtawkę?
- Naprawdę mogłabym...?
- Jasne! Przy okazji poznam cię z moim kotkiem!- i tak wyglądała ich pierwsza rozmowa. Przez następne lata, dziewczyny nie miały innych przyjaciół. Nie potrafiły się dopasować ani do nikogo innego zagadać, jednakże w swoim internacie, dzieliły pokój jeszcze z Elizabeth. Eli- bo tak na nią mówiono- była cichą myszką, która dotrzymywała obietnic i popierała zdanie w każdej sprawie swoich współlokatorek. Niestety, kontakt im się urwał po skończeniu ostatniej klasy.

- Ann mnie szukała?- podniosła brwi, wstając z brudnej podłogi, a jednocześnie zahaczając o stare zdjęcie. Brązowowłosa od razu je podniosła- To my... Oh i Eli!- uśmiechnęła się szeroko, siadając na zakurzoną kanapę. Pyłki rozproszyły się w powietrzu, przez co nauczycielka kichnęła, podskakując na sofie.
- Zdrówko- zaśmiała się, siadając obok koleżanki- Oczywiście, że mam. To był ostatni dzień przed naszą rozłąką- westchnęła, opierając się plecami o zimne oparcie.
- Ciekawe, w jakiej szkole uczy.
- Może niedaleko. Była demonem, więc nie miała zbyt dużego wyboru. Szczególnie że byłyśmy rocznikiem uzupełniającym braki. Tam, gdzie dostała ofertę, tam poszła- wzruszyła ramionami.
- Podkochiwała się w tobie! Nie zapomnę, jak jej kot wskoczył na twój dekolt gdy spałaś, a ona cała czerwona ci go zdejmowała- zaśmiała się donośnie, klaszcząc w dłonie.
- I dowiaduje się o tym dopiero teraz?! Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że coś do mnie czuła!
- Tajemnica państwowa, kochana. Teraz po latach mogę ci powiedzieć, bo i tak się raczej z nią się nie spotkasz, a jak już, to na sto procent ma kogoś.
- Nieważne... Właśnie! Jak tam z twoim mężem?
- Nie wysyła listów już od dobrych kilku miesięcy. Przynajmniej mam spokój. Czekam, aż będzie chciał rozwód- wywróciła oczami, zakładając nogę na nogę. Kobieta miała wrażenie, że mężczyzna, który wybrał jej ojciec, był jednym wielkim błędem. Tak naprawdę to go nie zna. Wie, jak ma na imię, ile ma lat oraz jak wygląda, ale jakie jest jego ulubione danie? Jak nazywa się jego rodzeństwo? Kim są z zawodu jego rodzice? Nigdy nie rozmawiała z nim na takie tematy. Jeśli bywała w domu, to tylko po to, aby ugotować mu obiad, a on nawet nie zapyta się, jak się czuje.
- Ah... Współczuję ci. Mnie nikt nie miał wybierać męża. Tato zmarł, dziadka nie ma. Może to i dobrze- uniosła lewy kącik ust.
- Małżeństwo jest tylko na papierku.

***

- Jesteś!- krzyknęła szeptem Caroline, znajdując Catherine z tyłu szkoły. Zawsze się tam umawiały.
- Oto i ja!- uśmiechnęła się szeroko. Miała beżowe włosy, które nigdy się nie kręciły, kwadratową twarz oraz szczupłą sylwetkę. Wyglądała, jakby miała duże powodzenie u płci przeciwnej, co najprawdopodobniej było też i prawdą. Rozłożyła ramiona, w które za chwilę wtuliła się niższa dziewczyna.
- Masz aparat?- zapytała, gdy w końcu się od siebie odkleiły.
- Pewnie, że mam, ale za niego musisz się na coś zgodzić- uniosła brwi i prawą rękę z niedużym pudełkiem.
- Na co mam się zgodzić?- zmarszczyła brwi, kładąc obie dłonie na biodrach.
- Na randkę słoneczko!
- Żartujesz?- prychnęła, stojąc jak wryta.
- Nie, nie żartuje. Jesteś tak seksowna, że nie mogę oddać cię komuś innemu- mruknęła, puszczając do niej oczko. Szatynka od dłuższego czasu w końcu się zarumieniła, a jej żołądek ścisnął się na komplement- Więc...
- Zgadzam się- powiedziała cicho.
- Hm?
- Zgadzam się!- pokazała szereg swoich śnieżnobiałych zębów- Nigdy nie opuszczałam szkoły w weekendy. Nie miałam dla kogo- westchnęła.
- Teraz każdy weekend będziesz spędzać ze mną.- odparła i na odchodne, podarowała młodszej aparat- Sobota, 17:00 i ja przed szkołą. Zapamiętaj słonko!

***

- Jest tu może Anne?- zapytała Beth, wchodząc do sypialni A3. Brakowało także Brooke, Alice oraz Caroline, która w tym czasie wracała do szkoły z aparatem.
- Nie, ale powinny zaraz wrócić- odparła Amy.
- Mhm, pójdę ich poszukać- skrzywiła się i wychodząc z klasy, zauważyła, jak sylwetka jakiejś dziewczyny idzie w stronę dyżurki Lyndy. Nauczycielka wzruszyła ramionami i ruszyła właśnie w tamtą stronę, a gdy była już przy dzwonie, zatrzymała się, podsłuchując rozmowę:
- Dzisiaj prawie Beth otworzyła karton z plakatami. Dziewczyny, musicie jej w końcu powiedzieć, bo to się wyda! Prędzej czy później!- mówiła zdenerwowana szarooka.
- Boje się jej reakcji... Szczególnie jak jest w to wmieszana Angelina- wyznała Ann.
- Może mogłaby nam jakoś pomóc?- odezwała się Alice.
- Wątpię.
- Brooke, jak zwykle tryska optymizmem- przewróciła oczami Ann- Gdzie jest ta Caroline? Miała nam pomagać.
- Szła po aparat do swojej muzy- zaśmiała się Alice.
- Um... Pani Beth?- nagle zza pleców brunetki wyłoniła się szatynka, która trzymała w rękach podarunek. Jednak starsza nie odpowiedziała, a po prostu szarpnęła młodszą za nadgarstek i weszła do dyżurki.
- Pani Be...- zaczęła Ann
- Musimy sobie porozmawiać.

------
1167 słów
Wena, wracaj do mnie ::)
Jak myślicie, jak zareaguje na to wszystko Beth?
Bye 💚

Anioł w ciele demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz