29

226 21 2
                                    

- Ta szkoła jest beznadziejna! Jak mogliście dopuścić do próby samobójczej Ann! Jesteście nieodpowiedzialni. Domagam się zwolnienia jej z tej szkoły- krzyczał wujek Annie, a jego głosu nie zatrzymały nawet ciężkie drzwi gabinetu dyrektorki. Trzy przyjaciółki wsłuchiwały się w rozmowę, zmartwione całą sytuacją. Prawda jest taka, że nawet nie wiedziały, czy nadal są przyjaciółkami dziewczyny. Przyjaciel to osoba, której ufasz, która wie o tobie więcej niż rodzice. Jest twoim prawym skrzydłem, gdy ty jesteś jego lewym. Razem stanowicie jedność. Jednak gdy odrywasz po kolei pióra, jak macie razem lecieć?
- Proszę się uspokoić panie Dover. Nie mieliśmy wpływu na zachowanie tej dziewczyny. Nie możemy zwolnić panienki Ann, ponieważ pan nie jest jej opiekunem. W dodatku, gdy skończy ona szkole, nie będzie mógł jej posiadać już żaden mężczyzna, ponieważ ukończy 18 lat. Będzie wolna. To ma na celu ta szkoła, dać wolność dziewczynom. Jednak trafiają tutaj dzieci zazwyczaj zbłąkane lub niechciane, żeby należały potem tylko do siebie- odparła pani Summler.
- Żenada! Nie wiem, po co mój brat ją tutaj oddał, żaden ojciec nie chciałby wolności i niezależności dla swojej córki!- jego oczy stały się tak krwiste, że wyglądały jak źródło wylewającej się lawy.
- Albo się pan uspokoi, albo zabierze pana ochrona. Chce się dogadać na spokojnie- odezwała się dyrektor. Tylko wychowawczyni dziewczyny stała cicho, za fotelem swojej szefowej. Nie drgnęła. Oblewał ją wstyd, bo dziewczyna, której ciało kochała kilka dni temu, chciała popełnić samobójstwo. Czuła, że ma w tym udział. Jej ręce drętwiały, gdy przypominała sobie, w jaki sposób dotykała jej klatkę piersiową, która teraz powoli się podnosi i opada, a wszyscy mają nadzieję, że się nie zatrzyma. Było jej tak wstyd, bo zamiast zachować się jak na swój wiek, uciekała wzrokiem i obgryzała skórki przy paznokciach.
- Dobrze, przepraszam. Pani jest wychowawczynią Ann, spędza z nią pani najwięcej czasu. Nic nie było widać po niej? Nic?- usiadł zrezygnowany. Ubrany był w obcisłe spodnie garniturowe oraz biała, przyżółkłą koszulę. Jego włosy opadały na oczy, wyglądały jakby, nie mył ich przez kilka dni. Beth podskoczyła na wzmiankę o niej. Podniosła przerażona wzrok, oddychając ciężko.
- Annie.. Jest bardzo skryta, od pierwszej klasy była cicha i raczej nie mówiła dużo- odpowiedziała wymijająco. Mężczyzna westchnął. Zakrył twarz dłońmi i nie chciał do siebie dopuścić, ze nie uda mu się odebrać córki jego brata.
*
Usiadła na krawędzi ławki przed szkołą i wpatrywała się w wielkie bramy, które oddzielały prawdziwy świat od problemów i zmartwień. Ostatnio nic nie szlo jej dobrze. Kończąc na romansie z własną uczennica, co było tak żałosne i nieodpowiedzialne. Czułą jak jej ręce ociekają obrzydliwa mazia jak gniją i zostają tylko szare kości. Czuła jak jej usta pieką od każdego pocałunku. Jak mogla to zrobić. Kiedy z córki stała się jej kochanka.
- Jestem obrzydliwa- powiedziała, bo nie mieściła w głowie wtrętu do siebie. W jej oczach kryły się łzy które zdradzały tęsknotę za zapachem Ann. Nie za zapachem pożądania tylko za tym, które wszedł z nią za pierwszym razem, gdy weszła do gabinetu.
- Mogę się dosiąść?- słodki i kojący glos dotarł do ucha Beth. Pani Angelina
-Wiem, ze nie poznałyśmy się w najlepszych warunkach i nasze rasy się nie za bardzo lubią, ale nie mogę patrzeć na tak przygnębioną istotę bez nikogo obok siebie- uśmiechnęła się lekko a Beth skinęła głową bez słowa.
- Co się stało?- spytała blondwlosa.
- Anioły jeszcze nie wiedzą? No tak, próbują to ukryć żeby nie myśleli ze nie mają wszystkiego pod kontrola- zaśmiała się kpiąco pod nosem.
- To znaczy?
- Nie powinnam ci tego mówić, pewnie wszystko wyśpiewasz swoim- odparła oschle. Tak naprawdę chciała komuś się wyżalić jednakże odsuwała od siebie pomoc. Nie zasługuje na pomoc, na słowa pocieszenia, bo to nie ona jest ofiara. Jest nią Annie, która w wieku 17 lat szuka miłości w starszych kobietach, które dadzą jej bezpieczeństwo jak mama. Dziecko które straciło szybko rodzica, przez cale życie jest wiatrem, które szuka swojego miejsca w każdym miejscu, ale nigdzie nie zostaje na długo. Beth miała być jej opiekunka. Wychowawczynią, która da jej to, czego jej matka nie zdążyła dać. Nie przewidziały tego, ze obie nie znają definicji macierzyństwa i przekroczyły granice etyki. Obejrzały swoje ciała i sprawiły sobie przyjemność, nie wiedzac, jaką krzywdę sobie robią.
- Nie powiem, jeśli tego nie chcesz.
- Ann. Ann próbowała się- nie mogla powiedzieć tego słowa. Nie mogla przełknąć poczucia winy. Gdyby tylko z nią porozmawiała, gdyby nie była oschła, gdyby nie mieszała jej w głowie. Zorientowała się ze po policzkach spływają jej łzy. Poczuła na ramieniu dłoń, która chroniona była rękawiczka z delikatnego materiału. Nauczycielka przybliżyła się do niej. Nie wiedziała czy może ja przytulić, jednak czerwono oka sama położyła głowę na jej ramieniu, obejmując ja w pasie. Dawno nie poczuła takiej ulgi dzięki dotykowi.
- Jestem taka żałosna. Nic z tym nie zrobiłam. Patrzałam jak cierpi i ze strachu stałam się najgorsza wersja siebie. A teraz płacze w ramionach nauczycielki, której nie lubiłam- Angelina cicho zaśmiała się na ostatnie słowa Beth. Odwzajemniła uścisk i trwały tak bardzo długo. Podobało jej się to, ze kobieta nic nie odpowiedziała. Czuła się wysłuchana i tylko tego potrzebowała. Podniosła się, a wtedy błękit nieba wylał się na czerwone piekło.
- Dziękuje Angelino. Powinnam już iść- powiedziała łamiącym się głosem.
- Chciałabyś opuścić to miejsce? Mam przepustkę, mogłabym cię zabrać ze sobą- wstała, robiąc krok w stronę Beth, która szla w stronę wejścia do szkoły demonów. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Wiatr targał jej włosy, a wzrok wlepiony miała w anioła.
- Przyjdź tu jutro, godzinę przed północą.

Anioł w ciele demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz