30

271 23 3
                                    

   Zestresowana podążała w stronę bramy. Dawno nie opuszczała tego miejsca. Także ze względu na Ann, która tymbardziej nie mogła opuszczać szkoły. Zorientowała się jak nieświadomie nauczyła się żyć bez męża. Nie wysyłał jej listow, a ona nigdy nie prosiła o kontakt. Od początku nie dążyła go żadnym uczuciem. Gdy ją dotykał, czuła obrzydzenie, dlatego ucieczka od niego było nauczanie w szkole. To było jak dar, że poszukiwali kobiet. Nie młodszych, nie straszych, tylko w jej wieku.
- Gotowa?- zapytała Angelina ubrana w długi beżowy płaszcz, owinięta grubym futrem, który zakrywał jej uszy.
- Nie wiem- nieprzekonana, spojrzała na bramę, a światło księżyca odbijało się od metalowych zdobień.  Wzięła ją pod rękę i ruszyły w drogę. Po raz pierwszy od wielu miesięcy przekroczyła teren szkoły. Powietrze było niby takie same, ale pluca jakby więcej go nabierało. Drzewa niby te same, ale gałęzie patrzały w niebo szukając chmur. Jak można inaczej opisać uwolnienie się od czegoś, do czego się wróci? To jak zaklejenie własnej klatki, po tym gdy dopiero co się ją zniszczyło.

Kobiety otoczone były ciemnością, a droga była delikatnie oświetlona żółtym światłem z latarni. Inni ludzie ubrani byli w szare garnitury, ponure żakiety. Nie było ich zbyt wielu, bo rzadko kto spaceruje o tej godzinie.
- Tak właściwie to gdzie idziemy?- przerwała ciszę Beth, troche niepokojac sie.
- Do takiej kawiarni. Chodze tam bardzo czesto- uśmiechnęła się lekko. Spojrzała na kobietę. Może gdyby nie była aniołem to mogłaby być jej przyjaciółką . Może gdyby były sobie pisane.
- Dlaczego uczysz w tej szkole?- spytała Angelina, spoglądając ukradkiem na Beth. Ta za to westchnęła cicho i zamilkła na chwile. Chciała się w sobie zamknąć. Jej życie przez ostatni czas wydawało byc się dziurawe, bez sensu i szczęścia. Czuła ze nie należy do nikogo i jeszcze miesiąc temu, uważałaby to za zaletę. Jednakże teraz przytłaczało ją to. Samotność rozcinała jej skórę i delikatnie skropiła ją wodą od środka. Wiedziała że to egoistyczne. Sama rozkochała w sobie Ann, a teraz zachowywała się jak ofiara. Jakby to ona była krzywdzona przez ostatnie tygodnie. Nie brała pod uwagę tego, że to ona stała swoim oprawcą.
- Mój tata był bardzo dobrym człowiekiem. Kochał mnie, a to już było coś jak na demona. Gdy wydał mnie za pewnego mężczyznę, nie byłam zadowolona, ale wiedziałam że nie zrobił tego bez powodu. On był bardzo bogaty, a my musieliśmy sprzedawać biżuterię mamy, aby się utrzymać. W końcu ustatkowaliśmy się. Wtedy pojawiła się oferta pracy w szkole z internatem. Wymagania były surowe, musiałam być w szkole cały czas, gdy potrzebowałam wychodzić w weekendy, musiałam o tym powiadomić. Nauczycielki miały wychowywać małe demonice na posłuszne i kobiece, stąd też miały mieć całodobową opiekę. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz było na rękę, ponieważ mój mąż coraz bardziej naciskał na dziecko, a ja tego nie chciałam. Podrobiłam jego podpis na piśmie, że zgadza się na moją pracę i spakowana, wyszłam z domu.

- Dziękuję że mi to powiedziałaś...- odezwała się, nie wiedząc jak zareagować na otwarcie się Beth. Nie myślała że kobieta zdoła jej powiedzieć cokolwiek o sobie. Może gdyby nie była demonem, mogłaby zostać jej przyjaciółką- Mąż nie kontaktował się z tobą? Nie próbował cię odzyskać?
- Wysłał mi jeden list, gdzie oznajmił że nie mam do czego wracać, bo znalazł sobie lepszą kobietę, która urodzi mu dziecko. Nikomu o tym nie powiedziałam bo było mi wstyd, chociaż nie wiem czemu. Dlatego praca stała się moim domem i nie wychodziłam w żaden weekend. Przejmowałam kazdy dyżur lub zmianę. Uczennice mnie kochały i ich miłość mi w zupełności wystarczała- w jej głosie oraz oczach była pustka. Może właśnie cos w niej pękło, ale nie chciala tego pokazać.
- Rozumiem. Wiesz... Mam chyba lepszy pomysł gdzie pójdziemy. Myślę że hałas w kawiarni nie zrobi nam dobrze- zatrzymała się i stanęła przed brunetka. Dokladnie przyglądała się jej twarzy. Mimo trzydziestki, kobieta wyglądała pięknie i młodo. Jej wargi były pełne i lekko poranione przez zagryzanie. Lisie oczy były podkreślone lekką kreską. Wlosy spadały jej na kości policzkowe i stopniowo  zwiększały swoją długość, aż sięgały piersi. Wygladała tak pięknie, że Angelina czuła na sobie jej ciało. Jej uroda spadła na nią i przydusiła do ściany.
Za to Beth próbowała zajrzeć jej w duszę. Zastanawiała się jaka tak naprawdę jest i czy może jej zaufać mimo tego, że jest innej rasy. Czy jej charakter był równie piękny co jej twarz, a w szczególności oczy, które wpatrywały sie w nią. Miala dosc rezygnacji i zmęczenia ludźmi. Jednocześnie potrzebowała osoby o którą może się oprzeć.
- W takim razie prowadź Angelino- odparła chwytając niepewnie jej ramię, nie wiedząc jaka będzie jej reakcja. Jednakze blondynka lekko uśmiechnęła się i pociągnęła ja za soba. Za moment znalazły się na ogromnym moście, oświetlonym kilkoma lampami. Na drodze nie było żadnych aut. Tylko one i szum rzeki, która przepływała pod nimi. Beth oparła się o barierki, a Angelina obserwowała ją, stojąc dwa kroki za nią.
- Dziekuje- usłyszała, a za chwile demonica obróciła się w jej stronę i uniosła delikatnie kąciki ust- Dziękuję że jesteś tu ze mną. To absurdalne bo znamy się z niewiadomej nienawiści do siebie, ale cieszę się.. cieszę się że cię poznałam. Jednak nie wiem czy...
- Czy możemy sobie zaufać? To głupie bo jedyne co w nas innego to kolor oczu. Czy to że mam niebieskie oczy sprawia, że chce cię skrzywdzić? Czy to że masz czerwone oczy, sprawia, że chcesz mnie zniszczyć?
- Nie, ale Angelino...- spuściła swój wzrok na buty, nie wiedząc co myśleć.
- Beth, spójrz na mnie- jej oddech przyspieszył gdy jeszcze raz zatopiła się w krwistosci jej oczu. Zrobiła krok do przodu- Nie zrobię ci krzywdy- powoli uniosła dłoń, która chroniła rękawiczka, a druga chwyciła delikatnie za nadgarstek kobietę- Nie zrobię ci krzywdy Beth- położyła jej rękę na swoją. Mimo tego że nie czuły swojej skóry, to ten moment był przełomowy dla nich. Beth nie poczuła bólu, a Angelina rozpalającego się ognia. Cudownie bylo dla nich obu poczuc sie przez chwile potrzebnym.
- Angelino nie wiem jak to ma wygladac. Nie chce ci zrobić krzywdy. Jestem taka słaba. Potrzebuje osoby ktorej moge zaufać. Ktorej wiem ze moge powiedzieć wszystko.
- Mozesz mi powiedzieć wszystko Beth, nie będę cię oceniać.
- Nie... nie będziesz chciała mnie znać.
- Zapewniam cię, że nie boję się prawdy- odparła, a Beth z niezadowolenia przegryzła dolną wargę i zacisnęła oczy.
- Dotykałam Ann. Dotykałam ją po piersiach i całowałam jej ciało. Nie wiem czemu i gdy o tym myślę to czuję się obrzydliwe ze soba. Mam ochote sobie napluć w twarz. Gdy to się stało ona przestała się do mnie odzywać wiec ja także przestałam. Bylam dla niej okropna i wtedy Ann- nie powstrzymała się i wybuchła płaczem. To w niej siedziało i rozwalało na kawałki. Czemu pozwoliła sobie na dotknięcie tak młodej osoby? Czemu pozwoliła Ann się w niej zauroczyć. Spadła na kolana i złapała się za brzuch. Czuła jakby miała zwymiotować. Płacz ściskał jej gardło. Angelina bez słowa uklęknęła obok niej i nie robiąc nic, czekała aż kobieta się wypłacze.
- Nie chciałam tego- wydusiła po czasie. Blondynka chwyciła jej dłoń i delikatnie głaskała kciukiem. Wzięła głęboki oddech, nie wiedząc co o tym myśleć. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, Beth siedziała by w więzieniu. Jednak nie wiedzieć czemu chciała znaleźć dla niej zrozumienie oraz wybaczenie.
- Nie powiem nikomu Beth.
- Pewnie czujesz do mnie obrzydzenie, więc czemu brzmisz jakbyś chciała nadal mnie znać. Jestem obrzydliwa.
- Beth myślę że poczułyście coś do siebie, ale nie potrafiłyście sobie z tym poradzić i... zakończyło się  zle- kobieta podniosła głowę aby spojrzeć na anioła. Nie myślała o tym z tej perspektywy. Moze naprawde  przez nie myślenie zniszczyła miłość, która nawet się nie zaczęła. Może nawet dobrze ze nie ma szansy się zacząć?

Anioł w ciele demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz