Jesień często jest przygnębiająca. Grzejące Słońce zmieniające się w gorzkie, ciemne chmury. Spadające liście w odcieniach złota i rubinu do dziur pełnych błota, zmętniałej wody. Chowające się pająki, uciekające ptaki do ciepłych miejsc na świecie. Nie każdy lubi dreszcz wywołany przez zimny wiatr bądź padający deszcz. Arthura zdecydowanie inspirował ten stan. Fotografia jest dla niektórych jak najpiękniejszy żonkil, który swoją żółtą barwą rozświetla plany na przyszłość. Godzina 7:34. Mężczyzna pod ogromną kamienicą, spokojnie patrzy w górę, licząc w głowie, że nie trafi na kolejną niepokojącą osobę. Pracował w prasie, więc miał podejście do ludzi, jednakże nie przepadał za ciągłym słuchaniem o kotach bądź upadającej gospodarce. Westchnął cicho pod nosem i przetarł spocone czoło, a następnie ruszył do wejścia. Środek budynku wyglądał normalnie i standardowo jak ja tamte czasy. Czarno białe, brudne kafelki i betonowe schody, prowadzące aż do nieba. Może nie do nieba... Ale na pewno jakby ktoś z nich spadł, to do nieba by trafił. Po trzech minutach wchodzenia do góry, zatrzymał się przy drewnianych, ciemnych drzwiach. Dwa wdechy. Spokojnie opadająca klatka piersiowa. Szmer. Kusz unoszący się w powietrzu. Podrapanie nosa. Dwa puknięcia.
- Oh! To pan pewnie z tej gazety?- otworzyła radosna blondynka, które swoje włosy miała spięte w niedbały kok. Ubrana była w schludną, ale poplamioną spódnice oraz koszulę z dwoma rozpiętymi guzikami. Wpuściła go pewna siebie do mieszkania. Takie małe powierzchnię nie wyróżniały się niczym szczególnym jak na tamte czasy. Tapety, białe ściany, kremowo-brązowe deski i ozdobne wzorki na rogach sufitu.
- Tacy jak pan zazwyczaj prawią mi komplementy na temat stroju, cieszę się, że pan tego nie robi. Przechodząc do sedna, wnioskuje, iż chce zrobić pan zdjęcia moich dzieł. Niestety na razie pracuje nad jednym, a modelka mi uciekła i nie mam go jak dokończyć... Ah te młode dziewuszki. Raz są, potem im nie ma, bo znalazły męża z własnej woli bądź z przymusu rodziny. Oj! Znowu zbiegam z tematu. Nie mam do zaoferowania rarytasów. Musiałabym chyba jakiegoś chłopa z pola wziąć, żeby mi nie uciekł podczas robienia pracy! Ta inteligencja jest nieznośna... Najlepiej to nas, artystów, na wojnę dali! Niewdzięczni pijacy- mówiła, mówiła i tak bez końca. Słynna pani Pavor bez męża i potomka, która zwariowała na punkcie kilku farb i pędzli. Opisywali ją jako wariatkę, niezdrową psychicznie. Jednak Arthur nawet się uśmiechnął na jej styl chodzenia czy mówienia. Bo ona miała styl.- Właściwie to...
- O! Dzięki panu wpadłam na wspaniały pomysł! Proszę, proszę tu usiąść.- odparła, a wysoki chłopak zbliżył się do krzesła obok ogromnego płótna- Bez walizki!- krzyknęła ciszej, a facet od razu odłożył sprzęt na ziemię, a wykonawszy polecenie kobiety, słuchał ją dalej spłoszony.
- Teraz trzymaj to...- wzięła biustonosz i przyłożyła mu do klatki piersiowej, a ten po chwili trzymał to dokładnie tak samo, jak kazała mu malarka. Kobieta zadowolona chwyciła za pędzel i pełna pasji wypełniała farbami następne puste miejsca na płótnie. Za to Artur poczuł zupełnie nowe uczucie.Jakby gotowało się w nim od środka. Poczucie podniecenia i bezradności w jednym. Z jednej strony chciał rzucić kobiecą rzecz w kąt, a z drugiej strony dawało to mu czucie bezpieczeństwa. Nie mógł niczego zrobić. Coś go przy tym trzymało, a rozum podpowiadał, że gdy to ściągnie, będzie kompletnie nagi. Przełknął głośno ślinę i pokryjomu delektował się dotykiem ramiączka. Czuł się jak przed stosunkiem, jednakże to nie on był w nim mężczyzną. Był niewinną panienką, która zawstydzona, a zarazem świadoma pokazywała swoje ciało przed mężem. Te emocje przygniatały go. Przed oczami robiło się ciemno, a dudnienie serca odbijało się echem w jego torsie. Krople potu powoli pojawiały się pod jego lokami. Jeździł dłonią po miękkim staniku oraz bezkarnie wyobrażał sobie nieskromne rzeczy. Nie potrafił tego opanować.
- Idealnie!- krzyknęła w pewnym momencie blondynka, a fotograf wręcz podskoczył w miejscu, upuszczając damską część garderoby. Jakby przyłapany na czymś nieczystym podszedł do walizki i chwycił ją nerwowo. Spojrzał na obraz. Ukazywał już nie kobietę, a jego. Nagiego jego. Nagiego jego z biustonoszem, zasłaniającym miejsce, gdzie znajdują się piersi u kobiet. Zmieszany, popatrzał na autorkę.
- Oh, chyba się pan nie gniewa? Myślę, że to świetny pomysł i wzbudzi wiele kontrowersji. Taki model to skarb! Może chciałby pan więcej dla mnie pozować?- zapytała i urywając kawałek kartki, napisała kilka cyfr- Proszę dzwonić- uśmiechnęła się i wpakowała do jego płaszcza ogryzek. On za to odchrząknął i zrobił zdjęcie dzieła- po wyjęciu aparatu. Jednak od razu po tym skinął głową i opuścił szybko mieszanie.***
Time skipSamotność
Samotność
Samotność
Samotność
Krzyk, płacz, pustka. Ogień. Wszędzie ogień, który zaraz gaśnie. Chwyciła się za głowę i załamana szarpała swoje włosy.
- Jak mogłam tak powiedzieć?! Ty głupia diablico! Jesteś okropna!- mówiła, wyzywając siebie. Znajdowała się w lesie przy szkole. Nie umiejąc dłużej trzymać ognia w sobie, postanowiła wyżyć się na świeżym powietrzu.
- Beth...- usłyszała ten znajomy głos za sobą. Obróciła się nerwowo. To była Ann, opierająca się o jedno z drzew. Zmartwiona podbiegła do niej i otarła jej twarz z łez.
- Nie płacz Beth- odparła kojąco i przytuliła się do jej ciała, które od razu zrobiło się cieplejsze dzięki jej obecności.
- Nie chciałam Anne, nie chciałam. To pod wpływem impulsu. Jestem taka głupia. Nie chcę cię stracić. Nie potrafię bez ciebie żyć- łkała w jej tors.
- Musisz nauczyć się określać swoje uczucia, bo krzywdzisz wszystkich na około. Co do mnie czujesz? Co czujesz do Lyndy? Co czujesz do innych uczennic? Odpowiedz sobie na to szczerze Beth.
- Ann...
- Beth.- Beth! Obudź się do cholery jasnej!- z trzeciej osoby ta sytuacja wyglądała komicznie, ponieważ Beth przez sen goniła Lynde po całym gabinecie z ogniem w dłoniach.
- Beth!- krzyczała, a gdy w końcu kobieta otworzyła oczy, przewróciła się. Syknęła z bólu, przewracając się na plecy.
- Dobrze ci tak demonie! Zachciało ci się gonienia mnie z ogniem w rękach! Co ci się śniło? Czemu akurat ja musiałam zostać ofiarą?- mówiła z wyrzutami sumienia, opadając bez sił na kanapę. Beth cicho prychnęła śmiechem, jednak trochę zawiedziona podniosła się z podłogi. Miała nadzieję, że to wszystko było prawdą. Niestety. Mijały już dwa tygodnie, a październik powoli dobiegał końca. Śnieg okrył już całą powierzchnię. Nie widać było zielonej trawy, złoto-pomarańczowych liści czy kwiatów. Demony niczym zombie chodziły po korytarzach, czekając na koniec tej okrutnej męczarni.
- Przepraszam... Śniła mi się Ann.
- To już 10 raz z rzędu. Zadzwonić po psychologa czy raczej po grabarza?
- Niesamowite, że nawet teraz humor ci dopisuje...- wywróciła oczami.
- Oj tam, wiesz, że chce dla ciebie jak najlepiej. Jednak sądzę, że powinnaś do niej podejść. Kobieto, nie możesz jej unikać, skoro ją kochasz!
- Nie kocham jej!
- To fantazje o niej świadczą o bliskiej przyjaźni?!
- Nie!
- To co chcesz od niej?
- Nie wiem...- westchnęła, zakrywając twarz w dłoniach. Nagle w pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Nauczycielka podeszła do drzwi i ujrzała trzy nastolatki. Brooke, Caroline i Alice.
- O...- zaczęła wystraszona kobieta.
- Pani Angelina zamknęła się z Ann w jednym pokoju. Nie możemy się do nich dobić od godziny.----
Czy ktoś jeszcze pamięta o moim istnieniu :^)?
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału! Przez natłok obowiązków, zajęć i nauki nie mam czasu na nic. Mam nadzieję, że spodobały wam się moje wypociny. Przyjemnie było wrócić do tej książki. Nie obiecuję wam, że następny rozdział będzie szybko...
Dziękuję wam za przeczytanie!
Bye
💚
CZYTASZ
Anioł w ciele demona
RomantikŚwiat, który dzieli się na trzy rasy, które charakteryzują się swoimi tęczówkami: - Anioły z niebieskimi oczami - Demony z czerwonymi oczami - Neutralni z szarymi oczami Akcja rozgrywa się w dawnych czasach, a dokładniej w dziewczęcej szkole z inte...