0 | prolog

1.1K 78 46
                                    

— Kaeya! Kaeya, wstawaj! No wstawaj, rusz się! — chłopiec leniwie podniósł głowę, przecierając zaspane oko. Za oknem było jeszcze ciemno, ale jego starszy brat ubrany w jedwabną piżamę nie omieszkał się go właśnie obudzić, wyjątkowo czymś podekscytowany. Ciemnowłosy wyjrzał na moment przez okno, a w międzyczasie Diluc ściągnął z niego kołdrę jednym szybkim ruchem. — Śnieg!

Faktycznie padał śnieg. Ośmioletni Kaeya na ten widok niemal wstrzymał oddech, a następnie szybko wyskoczył z łóżka za swoim szczęśliwym bratem, który nieprzerwanie od kilkunastu minut się uśmiechał. Było naprawdę wcześnie, więc mieli sporo czasu dla siebie, zanim ich rodzice się obudzą. 

— Kaeya — Diluc spojrzał na niego błagalnie — Pokażesz mi to? No wiesz, proszę — złożył swoje drobne ręce, tak jakby wcale nie był jego starszym bratem, księciem i pierwszym w kolejce do tronu. Teraz byli sobie równi, jak zwyczajni bracia, mając osiem lat i biegnąc wesoło przez korytarze pałacu. Budynek miał w środku wiele nieużywanych, ogromnych sal, dlatego to właśnie jedną z nich chłopcy wybrali na swoją poranną zabawę.

Młodszy z braci uniósł powoli dłoń, a wtedy, na czarno-białym marmurze pojawiła się cienką warstwa lodu, na którą Diluc z ochotą wskoczył.

— Ale super! — krzyknął, ślizgając się po oblodzonej posadzce, dopóki lód się nie skończył. Wtedy uderzył plecami o twardą podłogę.

— Diluc! — podbiegł do niego zmartwiony Kaeya, ale czerwonowłosy tylko leżał z rozłożonymi rękami, z zaczerwienionymi od chłodu policzkami i głośno się śmiał. Młodszy z chłopców również się poślizgnął i niezdarnie upadł obok, krzywiąc się z bólu, ale zaraźliwy śmiech brata musiał się również przenieść na niego. Przez chwilę leżeli razem na posadzce, śmiejąc się aż rozbolały ich brzuchy.

— Jesteś niesamowity, Kaeya — stwierdził Diluc, podnosząc się z ziemi, a z jego twarzy nie zniknął szeroki uśmiech w którym brakowało jednego zęba. — Naprawdę niesamowity.

Chłopiec rozpromienił się.

— Następnym razem musimy zaprosić Jean i Barbarę. Spodobałoby im się — ciągnął starszy, po czym wstał i wyciągnął dłoń — Mamy jeszcze dużo czasu, zanim rodzice się obudzą — wyszczerzył zęby, a Kaeya natychmiast zrozumiał, o co mu chodzi.

Przyłożył ręce do podłogi, a wtedy, tuż pod ich stopami wyrosła ogromna góra śniegu i lodu. Diluc zareagował na to głośnym okrzykiem ekscytacji, nie mogąc się doczekać rozrywki z bratem na ich własnym, ogromnym placu zabaw.

Ród Ragnvindr adoptował małego Kaeyę, kiedy tylko król Crepus zobaczył siedmioletniego chłopca z obandażowaną głową stojącego na skraju lasu w środku zimy. Razem z zespołem wiernych rycerzy od razu zawrócił z polowania, rozkazując jedynie dowódczyni, Frederice Gunnhildr, przeszukać teren w razie gdyby jego rodzic wciąż znajdował się gdzieś w pobliżu i jedynie zostawił swoje dziecko gdzieś w bezpieczniejszym niż głębiny lasu miejsce. Niestety, nikogo nie udało się znaleźć, a także nikt później nie poszukiwał siedmiolatka z granatowymi włosami i zranionym okiem. Wtedy to oficjalnie Kaeya został drugim księciem, stając się młodszym bratem Diluca Ragnvindr.

Diluc do tej pory, nie mając żadnego rodzeństwa, za przyjaciółkę miał tylko córkę dowódczyni rycerzy, Jean, ale choć jego rodzice byli przychylni ich znajomości, matka dziewczynki uparcie twierdziła, że jej priorytetem musi być trening – w końcu miała zostać jej następczynią i nauczyła się trzymać miecz od razu po nauce chodzenia.

Kiedy byli sami, Jean zawsze powtarzała mu, że nie chce być rycerzem, a Diluc to rozumiał. Sam nie zawsze chciał być księciem, zwłaszcza, że miał dopiero osiem lat, a pół dworu już powtarzało mu, jakim będzie wspaniałym królem. To było okropne, kiedy dorośli już chcieli planować im przyszłość. I on i Jean tego nie znosili. 

frozen | genshin impactOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz