13 | epilog

428 44 23
                                    

Zima ustąpiła, ale mimo tego, że wszyscy przywódcy krajów mogli wrócić do siebie, prawie cała grupa zgodnie zdecydowała o tym, że pozostaną w Mondstadt jeszcze na tydzień.

No, może poza Signorą, Scaramouche i Ajaxem. Pierwsza dwójka miała tyle szczęścia, że złapali ich tylko patrolujący rycerze, a w przypadku kobiety, jeszcze kapitan Beidou, która akurat zdołała zadać jej ostateczny cios pięścią w twarz. Scaramouche, bo to właśnie było jego imię, padł nieprzytomny na zamarzniętą taflę jeziora właśnie w tamtym pamiętnym momencie, kiedy król Mondstadt otarł się o śmierć. 

Rudowłosy natomiast został praktycznie zepchnięty z Dragonspine i na okręcie powrotnym do Snezhnayi pojawił się spętany gałęziami wierzby i oblepiony śniegiem, a także z podbitym okiem i podpalonym ubraniem. Powód tych szkód był nieznany nikomu, ale chłopak jedynie padł na pokład i błagał załogę o szybki powrót do domu. 

— Obiecuję, że spotka ich kara, panie. — Zakapturzony dyplomata skłonił się przed stojącym czerwonowłosym i położył dłoń na piersi. — Daję słowo, że Tsaritsa o wszystkim się dowie.

Signora mruknęła coś z tyłu. Na jej twarzy, konkretnie na policzku, rysował się fioletowy siniec powstały po gwałtownym kontakcie z pięścią Beidou. Scaramouche tylko patrzył w ziemię, a cała trójka siedziała właśnie z rękami przywiązanymi do masztu, mierząc się z rozbawionymi spojrzeniami załogi. 

— Dziękuję. — Diluc ukłonił się, po czym zszedł z pokładu i ruszył po kamiennej ścieżce, żeby wydostać się z przystani i po raz kolejny spojrzeć na miasto, jego miasto, które jakimś cudem udało mu się wyrwać z tej mroźnej zimy.

Rozejrzał się po placu przed główna bramą pałacu, a jakaś dziewczynka przebiegła mu pod nogami i wręczyła mały, żółty kwiatek. Podziękował jej, uśmiechając się, po czym z mniszkiem w dłoni uniósł głowę, podziwiając jak służba pałacowa zdołała się postarać i w ciągu jednego dnia przyozdobić zamek nawet piękniej, niż wyglądał pierwotnie, na jego pierwszej koronacji. 

Uroczystość miała teraz zostać powtórzona, bo wtedy, nawet jeśli korona została włożona na jego głowę, to nie czuł się jakby okoliczności czyniły ten fakt dokonanym. Teraz, kiedy wszyscy obecni w zamku byli pokojowo nastawieni, wszystko powinno przebiec zgodnie z planem.

— Panie Diluc! Och, to znaczy, Wasza Wysokość!

W jego stronę pędził Bennett, a za nim utrzymywał się Razor, trochę onieśmielony ilością ludzi obecnych w mieście, ale jasnowłosy chłopak obiecał, że będzie się starał aby jego przyjaciel poczuł się tutaj dobrze. Diluc nie był pewny, czy mu to dobrze wychodziło, zwłaszcza kiedy chłopak potknął się i wywrócił tuż pod jego nogami.

— Bennett! — Uklęknął szybko obok, ale sam poszkodowany tylko się roześmiał i podniósł z ziemi, otrzepując odświętną koszulę i przekrzywiony krawat. 

Czerwonowłosy westchnął pod nosem i wyciągnął dłoń, żeby poprawić ubiór, na co Bennett wyszczerzył zęby w przepraszającym uśmiechu.

— Przepraszam! Nigdy nie byłem na koronacji, to naprawdę ekscytujące… Nigdy nie byłem też w Mondstadt, to też jest ekscytujące… I nigdy nie miałem na sobie takich ładnych ubrań! I w ogóle nigdy… — gadał jak najęty, ale Diluc na to jedynie się uśmiechnął i położył jedną dłoń na jego głowie, a drugą na rozczochranych włosach Razora, który do tej pory się nie odzywał. Nie wyglądał jakby było mu wygodnie w koszuli i brązowej kamizelce.

— Cieszę się, że tu jesteście, wy dwaj. 

Uśmiechnął się do nich ostatni raz z rozbawieniem, widząc radosne spojrzenia obu chłopców, po czym przekroczył główną bramę pałacu by dostać się na ruchliwy dziedziniec.

frozen | genshin impactOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz