6 | rozdział szósty

280 40 32
                                    

— Nie dotykaj go, Bennett.

— O-okej! Mam tylko wrażenie, że...

— Zimno. Trzęsie się.

— Dokładnie! Zrobiliśmy z Razorem już wszystko, co mogliśmy, ale i tak...

Diluc zmarszczył brwi, próbując opanować dokuczliwe drżenie całego ciała. Było mu przeraźliwie zimno, a był pewien, że czuje szorstki materiał płaszcza na swoim ciele. Ktoś szybko położył mu dłoń na czole, ale ta chyba się ześlizgnęła i przez to dostał palcem w nos, na co gwałtownie (choć nie bez trudu) otworzył ciążące powieki. Próbował się rozejrzeć w panice, ale obraz był rozmazany. Czuł tylko chłód.

— Aj! Naprawdę przepraszam! — Niezidentyfikowany głos nadal rozbrzmiewał w uszach czerwonowłosego, więc zamrugał kilka razy, żeby przynajmniej częściowo odzyskać zmysł wzroku. Chłopak z ciemnoblond włosami zaczerwienił się właśnie ze wstydu i podrapał się po karku. — Przepraszam, to było niechcący — spuścił wzrok, ale Diluc jedynie podniósł dłoń do twarzy, w nadziei że to odrobinę pomoże na szybko narastający ból.

— Nie podnoś się jeszcze. — Ktoś kucnął obok i przyłożył mu zimne palce do czoła, a potem prychnął. — Niedługo będzie cały i zdrowy. Właściwie już jest. To tylko lekkie przeziębienie. Przysięgam, jeśli będę musiała przenocowywać kolejne dwie osoby przez następny tydzień...

— Nie zostanę tu długo. Muszę znaleźć brata — odparł Diluc przez zaciśnięte zęby, bo lekceważący ton damskiego głosu zaczynał go powoli irytować. To prawda, był wdzięczny, że ktoś go uratował, ale nie musieli tego tak bardzo przeżywać. Jeśli stanowił problem, mógł natychmiast się wynosić. Przez chwilę był zaskoczony tym, jak słabo brzmiał jego głos, ale przełknął ślinę i spojrzał prosto w oczy młodej dziewczynie z czarnymi włosami, związanymi w dwa kucyki po obu stronach głowy. Patrzyła na niego odrobinę zdegustowana, ale nie przerwał kontaktu wzrokowego, więc to ona pierwsza westchnęła i odwróciła się od niego.

— Ile to jeszcze potrwa? — Wstała, odzywając się do kogoś innego i już wiedział, że rozmowa skończona. Chłopak z wcześniej i jego przyjaciel z rozczochranymi, szarymi włosami, patrzyli na niego ze współczuciem. Diluc słyszał, jak dwie osoby w tle rozmawiają, ale ani myślał się rozglądać. Zamiast tego oparł się na dłoniach i wyprostował.

Leżał na drewnianej podłodze, na rozłożonych skórach nieznajomego pochodzenia, tuż przed jakimś paleniskiem przypominającym kominek. Nadal było mu zimno, ale teraz odzyskał trochę jasność umysłu i mógł zacząć przygotowywać swoje ciało na dalszą podróż. Konfrontacja z czarnowłosą dziewczyną była na tyle otrzeźwiająca, że przynajmniej pamiętał, co jest jego celem.

— Wy dwoje — odezwał się do siedzących przed nim, starając się nie brzmieć zbyt niemiło. — Wiecie może, co z moją przyjaciółką? — Z trudem przypomniał sobie ciężar nieprzytomnej Jean na jego plecach wcześniej, zanim jeszcze po raz drugi w krótkim odstępie czasu sam stracił przytomność. Miał nadzieję, że nic jej się nie stało, ale wiedział też, że byle upadek z konia (nawet jeśli dość gwałtowny) by jej tak łatwo nie pokonał. No i nie czuł się na tyle silny, by się zamartwiać.

— Tak! — Blondyn, który wcześniej go przepraszał, pierwszy wyrwał się do odpowiedzi. — Na razie wciąż jeszcze śpi, ale pani Lisa mówiła, że wszystko będzie w porządku.

— To dobrze — odetchnął z ulgą i zrzucił z siebie kolejne grube futro. Ktoś musiał zdjąć z niego dwie warstwy ciepłych płaszczy, bo został w samej koszuli i spodniach. — Kiedy się obudzi, powiedzcie jej, że pojechałem dalej. Niech za mną nie jedzie, tylko wraca do Mondstadt.

frozen | genshin impactOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz