2 | rozdział drugi

510 45 29
                                    

Ajax nagle gdzieś popędził, bez żadnego słowa pożegnania lub choćby ukłonu, na który mógłby się zdobyć chociaż z szacunku, ale Diluc był zbyt zajęty przez usłyszany właśnie dźwięk, przez który spora część sali rozpierzchła się na boki, a obserwujący uroczystość rycerze wyjęli miecze, wcześniej bezpiecznie przypasane.

Próbował przedostać się do samego środka sali, żeby jako dobry władca sprawdzić, co jest powodem nagłego zamieszania. 

Ujrzał tylko swojego brata, właśnie wyciągającego dłoń do jakiejś kobiety na podłodze. Oboje szeroko się uśmiechali i zdawali się nie zwracać uwagi na otaczające ich spojrzenia i szepty. Czerwonowłosy machinalnie zacisnął pięści, bo beztroski charakter brata zaczynał go powoli denerwować. To była ważna uroczystość, sam Diluc był wściekły na nadwornych doradców, którzy przymusili go do zostania królem w komicznie młodym wieku, a Kaeya ani myślał go w tym wesprzeć czy chociaż z nim porozmawiać. Czy zapomniał o tym, co mówił ojciec przed śmiercią?

Przeszło mu przez głowę, że może dla Kaeyi się to nigdy nie liczyło. Może dla niego Crepus Ragnvindr nigdy nie był prawdziwym ojcem, może przez to, że ich rozdzielił, Kaeya patrzył na to inaczej. W końcu kiedyś też miał inną rodzinę. Zaciśnięte pięści Diluca nieco się rozluźniły, w samą porę, ponieważ akurat zbliżała się do niego królowa Liyue, wyższa od niego kobieta z niemal białymi włosami, ta sama, na którą wcześniej wpadła Jean w wyniku niefortunnej podmianki. Najwidoczniej skończyły już swój taniec, a na twarzy kobiety malowało się znudzenie, chociaż może to był jej zwyczajny wyraz twarzy…

— Wspaniałe szaty, Wasza Wysokość — podkreśliła dwa ostatnie słowa, tak jakby wcale nie widziało jej się go tak nazywać i wystawiła dłoń delikatnie przed siebie, co było wyraźnym sygnałem, że powinien ją ucałować, co też i zrobił — Proszę mi wybaczyć zachowanie kapitan mojej floty — najwyraźniej chodziło o kobietę, którą Kaeya właśnie uniósł z ziemi w niezbyt wytworny sposób, za jedną dłoń; królowa właśnie ją wskazała, a jedwabny rękaw jej białej szaty zalśnił w świetle ogromnego żyrandola pod sufitem — Nie chciałam przybywać tu z całą flotą, ale Qixing nalegał. Obawiają się ataku, ze strony… możliwych rebelii.

Nie był królem nawet jeden dzień, a już mu dogryzano. Ningguang z Liyue była dość znana ze swoich uszczypliwych uwag, chociaż nigdy nie mówiła ich wprost, ale miał nadzieję, że mu chociaż odpuści. W końcu był nowy.

— Proszę mi wybaczyć ciekawość — zmieniła temat, nawet nie dając mu czasu na odpowiedź — Ale, Wasza Wysokość, kto zarządza waszą armią?

No pięknie. Znowu zaczynała go kwestionować. Jego oczy momentalnie powędrowały w stronę Jean, która właśnie rozmawiała o czymś z delegacją z Sumeru, czyli grupą ludzi dużo starszych od niej. O kilka dekad.

— Moja prawa ręka, obecna Arcymistrzyni Jean Gunnhildr — odparł, starając się utrzymać chłodny ton podobny do tego, którego używała Ningguang, bo właśnie powiedział coś absurdalnego, sądząc po jej zmarszczonych brwiach, więc pośpiesznie dodał jeszcze: — Mistrz Varka wyjechał na ekspedycję parę lat temu, też ma nad nimi władzę, ale aktualnie jest niedysponowany. 

— Ach, Varka — Ningguang chyba go znała, a zmarszczka między jej brwiami nieco się wygładziła — Rozumiem. Wydawało mi się, że Mondstadt naprawdę lubi zostawiać wszystko w rękach nieletnich. Proszę wybaczyć — dygnęła i po prostu odeszła, tak jakby wcale go właśnie nie obraziła, a Diluc mógł się tylko patrzeć jak Jean rozśmiesza grupę staruszków. 

Usunął się z przejścia, z nadzieją, że nikt nie zaczepi go, aby z nim porozmawiać i przeszedł gdzieś pod ścianę, gdzie skinął głową do rycerzy stojących na warcie, starając się nie myśleć o tym, co czeka go w najbliższej przyszłości. Będzie królem, będzie musiała wypełniać dotychczasowe obowiązki jego ojca, chodzić na narady, jeździć na spotkania z innymi władcami, którzy będą traktować go jak dzieciaka…

frozen | genshin impactOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz