19。

35 6 11
                                    

Pov Frank

- Kim jesteś i co tutaj robisz? - zapytałem intruza wstając z łóżka. Jak on tu w ogóle wszedł...?

- Ooo...! Jaki ładny zeszycik! - nieproszony ktoś zaczął obłąkańczo hihotać i niebezpiecznie zbliżył się do mojego Pamiętnika zajebistej księżniczki.

- Łapy precz, zgrzybialcu! - moja reakcja była natychmiastowa. W ułamku sekundy zabrałem mój kochany pamiętniczek sprzed nosa intruza i szybko oddaliłem się od niego na bezpieczną odległość.

- Ale dlaczego nie dasz mi tego zeszyciku?

- To nie jest jakiś tam "zeszycik"! To jeden z moich nielicznych powodów do życia! - ten gość mnie wkurza. Gdzie jest ta parszywa ochrona?!

- Daj mi go - intruz zaczął do mnie podchodzić.

- NIE! - wycofałem się na sam tył sali, jednak chłopak wciąż się do mnie zbliżał.

Nie pozostało mi nic innego, jak się bronić.

Chwyciłem mój pamiętniczek w obie dłonie i zacząłem nim walić po głowie intruza.

- CZEGO NIE ROZUMIESZ W SŁOWIE "NIE"?! - krzyczałem na niego wciąż bijąc go po łbie.

Gościu zaczął się chwiać i nagle do sali wbili łajzy ochroniarze i zmurszała Barbara.

- Co tutaj się dzieje?! Dlaczego go nie pilnowaliście?! - zaczęła oburzona piguła.

- My tylko poszliśmy zrobić sobie kawkę...

- Teraz to nieważne kretyni. Lepiej łapcie tego chłopaka!

Trzy gnojki obezwładnili mnie. Krzyczałem, że ten gość wbił mi do sali, a ja się tylko broniłem, jednak ci nie chcieli mnie słuchać.

- ZA CO WAM PŁACĄ?! NAWET NIE POTRAFICIE WE TRZECH JEDNYCH WALONYCH DRZWI PILNOWAĆ! - krzyknąłem, a Barbara podeszła do mnie i wyciągnęła sporą strzykawkę z igłą i nieznaną mi zawartością. Zacząłem się bardziej wyrywać, bo naprawdę miałem dość tych zastrzyków.

Pomimo moich licznych protestów i sprzeciwów, Barbara wbiła igłę w moją skórę i po chwili zacząłem tracić przytomność. Ostatnim co zobaczyłem, był ten dziwny chłopak, który chciał ukraść mój pamiętniczek.

***

Obudziło mnie pukanie do drzwi i wołanie ochroniarzy. Po chwili ogarnąłem sytuację i nerwy wróciły mi na nowo.

Nieco uspokoił mnie widok mojego pięknego pamiętniczka. Na szczęście ten zgrzybialec go nie ukradł.

Drugi plus to to, że nie zapieli mnie w pasy. Po tylu akcjach mają mnie już pewnie dość. Cóż, ja ich też.

Rozbudzony wstałem z łóżka i z impetem otworzyłem drzwi, kogoś nimi uderzając. Ups.

A tym kimś okazał się Bob.

- Bob?! Przepraszam! Nie chciałem Cię uderzyć! - naprawdę miałem nadzieję, że to któryś z tych gnojków lub grzyb Baśka.

- Nie szkodzi - chłopak się nawet lekko uśmiechnął, więc chyba nie był zły.

Za chłopakiem stały te trzy niedorajdy, na których widok od razu podskoczyło mi ciśnienie.

- Kiedy wychodziłeś z gabinetu dyrektora, to wypadło Ci z kieszeni - z niedowierzaniem patrzyłem na przedmiot znajdujący się w dłoni chłopaka.

- Mój długopis... Bob, nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczny - uświadomiłem blondyna odbierając moją zgubę.

- Nie ma za co...

- Nie. Naprawdę. Odwdzięczę Ci się, tylko powiedz jak.

- Wiesz... Jest taka jedna sprawa...

mad band || mcrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz