Pov Frank
- Kim jesteś i co tutaj robisz? - zapytałem intruza wstając z łóżka. Jak on tu w ogóle wszedł...?
- Ooo...! Jaki ładny zeszycik! - nieproszony ktoś zaczął obłąkańczo hihotać i niebezpiecznie zbliżył się do mojego Pamiętnika zajebistej księżniczki.
- Łapy precz, zgrzybialcu! - moja reakcja była natychmiastowa. W ułamku sekundy zabrałem mój kochany pamiętniczek sprzed nosa intruza i szybko oddaliłem się od niego na bezpieczną odległość.
- Ale dlaczego nie dasz mi tego zeszyciku?
- To nie jest jakiś tam "zeszycik"! To jeden z moich nielicznych powodów do życia! - ten gość mnie wkurza. Gdzie jest ta parszywa ochrona?!
- Daj mi go - intruz zaczął do mnie podchodzić.
- NIE! - wycofałem się na sam tył sali, jednak chłopak wciąż się do mnie zbliżał.
Nie pozostało mi nic innego, jak się bronić.
Chwyciłem mój pamiętniczek w obie dłonie i zacząłem nim walić po głowie intruza.
- CZEGO NIE ROZUMIESZ W SŁOWIE "NIE"?! - krzyczałem na niego wciąż bijąc go po łbie.
Gościu zaczął się chwiać i nagle do sali wbili łajzy ochroniarze i zmurszała Barbara.
- Co tutaj się dzieje?! Dlaczego go nie pilnowaliście?! - zaczęła oburzona piguła.
- My tylko poszliśmy zrobić sobie kawkę...
- Teraz to nieważne kretyni. Lepiej łapcie tego chłopaka!
Trzy gnojki obezwładnili mnie. Krzyczałem, że ten gość wbił mi do sali, a ja się tylko broniłem, jednak ci nie chcieli mnie słuchać.
- ZA CO WAM PŁACĄ?! NAWET NIE POTRAFICIE WE TRZECH JEDNYCH WALONYCH DRZWI PILNOWAĆ! - krzyknąłem, a Barbara podeszła do mnie i wyciągnęła sporą strzykawkę z igłą i nieznaną mi zawartością. Zacząłem się bardziej wyrywać, bo naprawdę miałem dość tych zastrzyków.
Pomimo moich licznych protestów i sprzeciwów, Barbara wbiła igłę w moją skórę i po chwili zacząłem tracić przytomność. Ostatnim co zobaczyłem, był ten dziwny chłopak, który chciał ukraść mój pamiętniczek.
***
Obudziło mnie pukanie do drzwi i wołanie ochroniarzy. Po chwili ogarnąłem sytuację i nerwy wróciły mi na nowo.
Nieco uspokoił mnie widok mojego pięknego pamiętniczka. Na szczęście ten zgrzybialec go nie ukradł.
Drugi plus to to, że nie zapieli mnie w pasy. Po tylu akcjach mają mnie już pewnie dość. Cóż, ja ich też.
Rozbudzony wstałem z łóżka i z impetem otworzyłem drzwi, kogoś nimi uderzając. Ups.
A tym kimś okazał się Bob.
- Bob?! Przepraszam! Nie chciałem Cię uderzyć! - naprawdę miałem nadzieję, że to któryś z tych gnojków lub grzyb Baśka.
- Nie szkodzi - chłopak się nawet lekko uśmiechnął, więc chyba nie był zły.
Za chłopakiem stały te trzy niedorajdy, na których widok od razu podskoczyło mi ciśnienie.
- Kiedy wychodziłeś z gabinetu dyrektora, to wypadło Ci z kieszeni - z niedowierzaniem patrzyłem na przedmiot znajdujący się w dłoni chłopaka.
- Mój długopis... Bob, nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczny - uświadomiłem blondyna odbierając moją zgubę.
- Nie ma za co...
- Nie. Naprawdę. Odwdzięczę Ci się, tylko powiedz jak.
- Wiesz... Jest taka jedna sprawa...
CZYTASZ
mad band || mcr
FanfictionMy Chemical Romance w jednym szpitalu psychiatrycznym. Gerard Arthur Way - osobowość wieloraka Michael James Way - depresja Frank Anthony Iero - sadyzm Raymond Manuel Toro - schizofrenia Robert Cory Bryar - masochizm ! ff pisane w celach humorystycz...