Dni mijały dość szybko, za nimi również miesiące. Termin porodu Jess nastał niespodziewanie. Sam musiał wyjść w środku zajęć, gdyż dostał nagły telefon ze szpitala.
Wszystko trwało kilka godzin. Nastawały kolejne komplikacje. Życie kobiety i dziecka było zagrożone. W stresie byli wszyscy. Jedyną osobą jaka nie zjawiła się tego dnia pod salą porodową był John Winchester. Ojciec braci. Wyjechał jednego dnia i urwał kontakt z synami. John był wysoko postawionym żołnierzem, a potem awansował na agenta specjalnego specjalnej jednostki Stanów Zjednoczonych. Od tamtego momentu tak wyjeżdżał, więc dostarający jego synowie przywykli i nie martwili się o niego. Tak naprawdę to w ogóle go nie znali.Na świat przyszła śliczna, ciemnowłosa dziewczynka. Darła się wniebogłosy. Co było dobrym znakiem. Jessica była wykończona i została w szpitalu razem z dziewczynką miesiąc. Dali jej na imię Felicia. Przez tydzień Dean i Cass musieli się zająć tym wyjcem, gdyż Jess miała jakieś powikłania i Sammy musiał być przy niej przez ten czas.
-Wiesz jak zajmować się dzieckiem?
Zapytał Dean swojego partnera.
-Nigdy nie miałem małego człowieka na rękach.
-Ja opiekowałem się Samem. Damy radę. Weź ją na ręce. Musi coś zjeść, tylko pamiętaj, aby głowę podpierać.
-Nie, nie, nie, nie dawaj mi jej.
-Trzymaj, delikatnie. Nie ma się czego bać.
Winchester położył dziewczynkę na jego ramionach, a ten patrzył na nią wielkimi oczami. Bał się cokolwiek zrobić, ale ciche łkanie i kaszlenie maleńkiej sprawiło, że jego serce zmiękło. Uspokoił się i usiadł na fotelu.
-Ładnie razem wyglądacie.
-Tooo łoooł. Ona jest taka malutka…
Opieka nad Felicią nie była trudna. Od trzech tygodni wiewiór chodził już podpierając się o laskę. Zwykłą drewnianą, z wyżłobionymi nożem symbolami. Castielowi się nudziło i tak se skrobał z pamięci wzorki kultu. Jakieś pentagramy, znaki anielskie. Wszystko co mu przyszło na myśl.
5 lat później zdarzyła się straszna tragedia. W biurze, w którym była tego dnia Jess, nagle rozpętał się straszny pożar. Kobieta spłonęła wraz z innymi osobami tam zamkniętymi.
Sam po pogrzebie sie załamał. Zaczął pić i nie wracać na noc.
Dean i Cass byli zmuszeni opiekować się 5 letnią Felicią. Która Castiel nazywał Felcia.-Wuuujek? Gdzie tata? Obiecał mi bajkę.
Ciemnowłosa ciągnęła niebieskookiego za rękaw. Było już dawno po wieczorynce.
-Felcia… tata? Bardzo tęskni za mamą i potrzebuje trochę czasu. Żeby mu pomóc musimy być silni i dać mu wsparcie. Tobie też. Chodź. Ja ci opowiem.
Dziewczynka ja na swój wiek była bardzo inteligentna, sprytna, zadziorna i rozumna. Szybko się uczyła. Nie zaczęła płakać i narzekać, że tata obiecał, a go niema. Poszła posłusznie z wujaszkiem.
Cass wyszedł z pokoiku po 15 minutach. Od razu jak Felcia zasnęła.
Na korytarzu czekał już nabuzowany Dean.-Tak nie może być.
-Co masz na myśli?
-Nie zrozum mnie źle. Kocham tego urwiska, ale… Nosz kurwa. Nie możemy my ją wychowywać. Sam nienawidzi Ojca, bo tego nigdy nie było. A ten co teraz robi. Ide po niego. Choćbym miał mu dupe złoić.
-Czekaj. Nie idź sam.
-Muszę to z nim na osobności załatwić. Postaram się wrócić z nim jak najszybciej.
CZYTASZ
Sierżant Wiewiór [DESTIEL]
FanfictionSierżant Dean Winchester aka Wiewiór zawsze wracał pełen optymizmu. Miał swój pewien obyczaj, że pierwsze co robił po przekroczeniu progu to zostawinie swoich rzeczy i udanie się na przejażdżkę chevrolettem impalą z 1967 roku. Tym razem tak nie jes...