Oboje dobrze znali ten zapach zesniętej krwii i wilgotnych kamiennych ścian. Dobrze pamiętają ból zmęczonych mięśni, które muszą unieść ciężar ich ciał.
Mimo worków na ich głowach, rozumieli doskonale, gdzie są.
Takich rzeczy nie da się wyplenić z pamięci.-Cass!? Jesteś tu?
Krzyknął Dean.
-Jestem, tuż obok. Spokojnie jesteśmy w.
-Czarnej dupie.
-Bardzo trafna uwaga sierżancie.
Usłyszeli znajomy głos i nagle worki z ich głów zostały zdjęte.
-Nic się nie zmieniliście, może trochę się postarzaliscie. Uwielbiam tą nostalgię, kiedy ponownie spotykam swoich byłych ludzi.
Można powiedzieć, że jesteśmy rodziną. Cóż za zbieg okoliczności, że mój przyrodni braciszek związał się z byłym, najlepszym pracownikiem.Dean patrzył na Lucyfera z mordem w oczach. Castiel bez zrozumienia.
-Jakim pracownikiem? Co ty wygadujesz?
-Castielu, to ty nic nie wiesz, o przeszłości swojego żołnierzyka? Naprawdę szkoda, że jakoś udało wam się w podobnym czasie zniknąć.
Nie ważne. Jesteście profesjonalistami, więc zanim was zabiję mam dla was propozycję. Przeżyjecie, ale będziecie pracować dla mnie.-Pracowałeś dla niego?! Dlaczego nic nie..
Cass miał w poważaniu słowa brata.
Lucek przewrócił.-To nie tak Cass..
-Rozumiem, że trzeba dać wam czas na kłótnie małżeńską. Wrócę za kilka minut. Niestety nie dam wam się pogodzić. Może dacie sobie radę wisząc. W sumie mam to w dupie.
Lucyfer wyszedł. Ostatnią jego kwestię chłopaki już olali.
-Dean?
-Daj mi wytłumaczyć… wstydziłem się, bo… bbo nie dałem rady.
-Do rzeczy Dean.
-Zabrali nas jako jeńców. Torturowali i raz dostałem propozycję… Ja strasznie żałuję, że byłem taki… słaby. Jaaa. Miałem tego dość… prawie się zabiłem. W podobnej celi, ale… ktoś mnie wyciągnął z tego piekła i do dziś mu nie podziękowałem.
-Tyle lat miałem u swego boku tego biednego chłopaka.
-Przepraszam.
-Kocham cie, ale musimy się stąd wydostać.
-Nie problem. Ja już.
Dean wydostał się z kajdanek podwieszonych na rusztowaniu. Chwycił się wiążącego obok Castiela.
-Kiedy i jak ty?
-Mam swoje sposoby aniołku. Mógłbyś mnie przytrzymać swoimi kolanami?
Winchester rozkuł Castiela. Podeszli do stołu z narzędziami tortur i wzięli sobie coś do obrony. Cass musiał podtrzymywać swojego partnera.
Już mieli wyjść, kiedy drogę zatorował im ciemnowłosy, niski mężczyzna z watahą ogromnych psów, ogarów, które były tak ohydne, że aż przerażające. Przypominały stwory piekielne.-Hello boys. Gdzie to się wybieramy?
-Son of the Bitch.
-Ohh ja tu przyszedłem z pomocną dłonią, a tu jeździmy po mojej okropnej matce. Całkiem miło.
Mam propozycję, która was zainteresuje.-Jaką?
Zapytał Cass.
-I mi i wam nie leży obecność Lucyny. Pomożecie mi zająć jego miejsce, a w zamian będziecie przez "piekło" nietykalni.
![](https://img.wattpad.com/cover/271295657-288-k40906.jpg)
CZYTASZ
Sierżant Wiewiór [DESTIEL]
FanfictionSierżant Dean Winchester aka Wiewiór zawsze wracał pełen optymizmu. Miał swój pewien obyczaj, że pierwsze co robił po przekroczeniu progu to zostawinie swoich rzeczy i udanie się na przejażdżkę chevrolettem impalą z 1967 roku. Tym razem tak nie jes...