W pubie śmierdziało tytoniem i alkocholem. Ze starej szafy grającej słychać było cichą balladę rockową. Ogólnie panował spokój. Gdzieś ktoś grał w bilard, ktoś inny w rzutki. Jedni głośno się śmiali, inni podejrzanie szeptali.
Jeszcze inni siedzieli przy ladzie wpatrując się w do połowy upite naczynie alkoholu.
W tej grupie był Sam. Patrzył na kufel, który nawet do tej połowy nie był upity.
Był między młotem, a kowadłem.-Stary co ci ten browar zrobił, że tak go torturujesz?
Z myśli wyrwał go męski głos z prawej strony.
-Co?
Odwrócił głowę w jego stronę. Był na pewno starszy od niego, wysoki blondyn.
-Zazwyczaj mam wyjebane w ludzkie problemy, ale nie mogę patrzeć jak ktoś znęca sie nad alkocholem, więc aby mu pomóc wysłucham tego co leży na wątrobie.
-Nie powinienem gadać o tym z nieznajomym.
Sam wrócił do patrzenia na naczynie.
-Jestem Baltazar, ale mów mi Balt. Teraz już nie jestem nieznajomym. Gadaj co jest.
-Ehhr. Mój brat wrócił z wojska. Jest żołnierzem korpusu marynarki wojennej...a raczej był. Wrócił na wózku. Okazało się że był 2 miesiące w śpiączce. Pokłóciliśmy się o to, że powinien zająć się swoją niepełnosprawnością. Miałem iść jutro do lekarza z jego badaniami i dowiedzieć się jak z nim pracować, ale...moja narzeczona jest w ciąży. Dziś mi powiedziała. Teraz jestem w dupie, bo nie wiem czy dam sobie radę zająć się bratem i nią. Wszystko zwaliło mi się na głowę na raz.
-Trzeba twojemu bratu ogarnąć jakiegoś rehabilitanta.
-Tu jest kolejny problem. Ja nie zarabiam jakoś dobrze. Kończę studia, a obecnie pracuje jako instruktor yogi. Moja narzeczona też studiuje i dorabia sobie w barze. Teraz pójdzie na ciążowe...będę musiał odpuścić studia i zająć się dodatkową pracą. Nie wiem jak ja to pogodzę.
-Hm...chyba mam rozwiązanie twojego problemu.
-Jakie?
-Daj mi minutę.
Baltazar wyciągał komórkę i wybrał pewien numer.
-No hej braciak. Gdzie obecnie stacjonujesz?...mhm..kansas, to niedaleko. Co powiesz na to, że mam dla ciebie robotę w nebrasce?...były żołnierz na wózku...Jego brat znęcał się nad alkoholem. Musiałem zaprzestać tej patologii. To jak?...Świetnie, podeśle ci jegi numer i adres za chwilę.
Rozłączył się.
-Kto to?
Zapytał Sam.
-Mój powiedzmy brat przyrodni. Cas od jakiegoś czasu zajmuję się prowadzeniem rehabilitacji i innymi takimi. Nie jest lekarzem, ale ma doświadczenie i tak dalej. Co więcej zajmie się weteranem za darmo, albo za ile się tam ugadacie, ale raczej zrobi to za frajer. Podasz adres i numer? Wyśle mu to jak będzie w pobliżu, to skontaktuje się z tobą.
To była bardzo podejrzana i niezbyt bezpieczna sytuacja, jednak Sam mu zaufał. Podał mu informacje, o które prosił, a później dopił piwo i wrócił do domu.
Jessica leżała już na boku i zasypiała. Sam ściągnął z siebie ubrania, założył koszulkę do spania i położył się obok niej na łyżeczkę, całując ją w kark.
Rano obudzili się równo. Leżeli na plecach i rozmawiali.
-Nie mówmy na razie Deanowi, że jestem w ciąży. Brakuje tylko tego, żeby mylnie czuł, że przeszkadza.
CZYTASZ
Sierżant Wiewiór [DESTIEL]
FanfictionSierżant Dean Winchester aka Wiewiór zawsze wracał pełen optymizmu. Miał swój pewien obyczaj, że pierwsze co robił po przekroczeniu progu to zostawinie swoich rzeczy i udanie się na przejażdżkę chevrolettem impalą z 1967 roku. Tym razem tak nie jes...