9

87 8 0
                                    

Wieczorem, po kolacji Cass poszedł z Deanem do łazienki. Dziś nie powinien musieć go myć, ponieważ zakupili taboret łazienkowy, który postawili pod prysznicem.
Winchester ściągnął koszulkę, kiedy Castiel go zatrzymał.

-Najpierw pomogę ci tu wejść.

Powiedział, po czym przystąpił do działania. Podniósł podopiecznego i posadził na taborecie. Ten zaparł się rękami o uchwyt przybity do ściany prysznica.

-Dasz radę sam? 

-Przekonamy sie. Możesz mnie puścić.

Niebiesko oki odsunął się. Sierżant próbował jedną ręką pozbyć się odzienia, ale mimo, że miał teraz bardziej stabilną pozycję, nie był w stanie zrobić tego sam.

-Son of the Bitch.

Przeklął szybko wiewiór.

-Spokojnie. Umyję cię.

-Do cholery musimy być jakiś sposób, abym mógł umyć sie sam.

-Możemy przerobić prysznic na wanno prysznic, ale i tak będę musiał cie do tego wsadzać i wyciągać. Poza tym, pomaganie tobie sprawia mi przyjemność. 

Deanowi na twarzy pojawił się lekki rumieniec na te słowa, a potem ten kolor zaczął przybierać mocniejszej barwy, gdy Cass ściągnął koszulkę, aby nie zmoczyła się przypadkiem.

Pomógł Winchesterowi ściągnąć resztę odzienia. Wzrok Cassa zatrzymał sie nad linią bioder. Mimo iż pokusa była wielkich gabarytów, nie zerknął niżej. Zdawał sobie sprawę, że sytuacja jest mało komfortowa. Nie chciał pogarszać sytuacji. 
Natomiast Dean nie umiał oprzeć się zerkaniu to na klatkę piersiową, to na usta mężczyzny, gdy ten był bardzo blisko.
W końcu Castiel zaczął myć jego ciało szorstką stroną gąbki.
Myjąc jego obojczyki na chwilę podniósł wzrok na jego oczy. Patrzyli na siebie chwilę w ciszy. Najpierw sierżant popatrzył na usta rehabilitanta i wrócił do oczu, potem ten zrobił to samo. Byli tak blisko. 
W pewnym momencie jakby umysł niebieskookiego otrzeźwiał. Facet odchrząknął i wrócił do oczyszczania skóry zielonookiego.
Wiewiór obrócił głowę w bok, aby w minimalnym stopniu ukryć powracające rumieńce.
Po kilkunastu minutach Dean owinięty ręcznikiem wyjechał z łazienki, a Cass poszedł pod prysznic.
Tym razem zajęło mu trochę dłużej.

-Jeszcze rehabilitacja przed snem.

Powiedział Castiel poprawiając jeszcze trochę mokre włosy.
Poprawił Winchestra, tak aby mogli zająć się ćwiczeniami.
Rozkład czynności był taki sam co rano.
Podczas wykonywania ruchów z kolanem Deana przylegającym do jego klatki piersiowej, nagle do pokoju wszedł Sam.
Pozycja jaką zobaczył nieco go zaskoczyła i trochę speszyła. Jedna noga jego brata opierała się o bark mężczyzny, który niemalże leżał na nim, uciekając niektóre miejsca na udach, dosyć wysoko.

-Um. Może przyjdę później. Nie będę przeszkadzał.

Powiedział Sammy.

-Mi nie przeszkadzasz. Dean?

Odezwał się Cass.

-Mi też nie. Co jest brat?

-Chciałem się dowiedzieć czy czegoś nie potrzebujesz.

-Pasowałoby przerobić mój prysznic na wanno prysznic.

-Taboret nie działa?

-Działa, ale muszę sie cały czas trzymać uchwytów.

-Dobrze, zobaczę co da sie zrobić. To ja już pójdę.

-A Sammy! Jutro rano jedziemy jakby co.

Sierżant Wiewiór [DESTIEL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz