Rozdział VIII

124 11 5
                                    

Nie miał pojęcia, jak długo ani dokąd szedł. Po prostu podążał przed siebie, pragnąc uciec od rzeczywistości, jak najdalej było to możliwe. Nie myślał o niczym innym, niż o chęci zniknięcia z powierzchni planety. Nie radził sobie z tym, co — nawet już nie wiedział kiedy — zobaczył. Przestał zwracać uwagę niemal na wszystko wokół; na ludzi, budynki, pogodę, czas.

Chciał jedynie uciec. Od wszystkiego, co go otaczało.

— Anakinie! — usłyszał nagle w oddali czyjeś wołanie. Z początku myślał, iż to było tylko złudzenie. Bo kto chciałby jeszcze z nim rozmawiać? Może spotkanie z Padmé również nie było rzeczywiste, a było to jedynie urojenie?

Wołanie powtórzyło się jeszcze co najmniej dwa razy. Sprawiło to, że Anakin w końcu uwierzył, iż nie było ono jedynie jego wymysłem.

Znał ten głos, jednakże nie potrafił sobie przypomnieć, do kogo należał. Przestał myśleć racjonalnie i przyswajać to, co działo się wokół. Nie radził sobie z tym, co się stało, a ta bezradność z nim bezapelacyjnie wygrywała.

Zatrzymał się i odwrócił w kierunku, z którego dobiegał owy głos. Dopiero po kilkusekundowym wpatrywaniu się w oblicze zbliżającej się postaci, rozpoznał w niej kanclerza Palpatine'a.

— Wszędzie cię szukałem — rzekł Palpatine, pospiesznie zbliżając się do Anakina. — Stało się coś? — zapytał, zoriętowawszy się, że Skywalker w żaden sposób nie zareagował na jego słowa, a jedynie przypatrywał się mu z, niepasującym do niego, smutkiem w oczach.

— On nie żyje — powiedział słabym głosem, nadal wpatrując się w Palpatine'a, jakby ten miał unicestwić wszystkie nieszczęścia, które go spotkały. Nie wiedział, czemu wyjawił to akurat jemu, a nie Padmé, która prawdopodobnie lepiej zrozumiałaby, co mógł wtedy przeżywać.

— Qui-Gon? Niestety tak — słowa Skywalkera nie wstrząsnęły Palpatine'em tak, jak powinny były zmartwić kanclerza. — Nie on pierwszy i nie ostatni. — dodał po chwili zobojętniałym tonem. Gdyby nie szok, jakiego doznał wcześniej Anakin, z pewnością rekacja Palpatine'a wydałaby się mu podejrzana. — Chodźmy stąd. Lepiej by było, gdyby nikt nas teraz nie widział. — mówiąc to, chwycił Anakina za lewe ramię i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Nie zaintersował się nawet faktem, iż Anakin nie miał prawego przedramienia, co zdążył już zauważyć.

— Darth Maul. To on go zabił — powiedział Anakin po chwili milczenia, jaka między nimi zapadła.

— Tak — zgodził się z nim Palpatine. — Ale nie pomyślałeś, dlaczego to zrobił?

— Dlaczego? — zapytał wyraźnie zdezoriętowany.

— Z twojej winy — odparł tak, jakby mówił o pogodzie. Niczym niewzruszony. Nie patrzył na Anakina. Wzrok miał utkwiony gdzieś przed sobą i prowadził tam Skywalkera.

— Jak to z mojej? Nie rozumiem — Anakin, z jeszcze większym zdezoriętowaniem, wpatrywał się w idącego dwa kroki przed nim Palpatine'a, nie zwróciwszy w ogóle uwagi na znajdujący się na horyzoncie statek, do którego najprawdopodobniej prowadził go kanclerz.

— Darh Maul walczył z tobą, czyż nie? — zapytał Palpatine. Nie czekał jednak na odpowiedź Anakina, tylko kontynuował — więc gdybyś był lepszym Jedi, to TY byś go zabił, a Qui-Gon by nie zginął. — mówił to z wręcz niewyobrażalnym spokojem. Nie pasował on bowiem do obecnej sytuacji a tym bardziej rozmowy.

Prawdę mówiąc nie tak miał wyglądać jego plan, ponieważ Darth Maul powinien być w tym momencie u jego boku bądź, ewentualnie, czekać przy statku. Nie przypuszczał też, że owy Sith pozbawi Ankina prawego przedramienia. Nie taki był przecież plan! — pomyślał.

Mimo to musiał wszystko doprowadzić do końca. Nie mógł pozwolić, by strata Dartha Maula poszła na marne. Nie, kiedy był już tak bliski osiągnięcia swojego celu...

W głowie Anakina natomiast nieustannie wybrzmiewało jedno słowo: lepszy. To słowo Skywalker wielbił i nienawidził zarazem. Odkąd tylko pamiętał, starał się być w każdej możliwej dziedzinie lepszym. Na Tatooine chciał w ten sposób pokazać, że nie był nic niewartym niewolnikiem. Później próbował zapewnić Qui-Gona, że się co do niego nie mylił, a jeszcze później zapragnął, by wszyscy go docenili. Kiedy więc usłyszał od Palpatine'a, że powinien być lepszy, ponieważ dzięki temu Qui-Gon Jinn by nie zginął, a on nie byłby uznawany za winnego tego czynu, ponownie zaczęła wypełniać go złość. Był zły, głównie na siebie. Bo to wszystko przecież było jego winą. Zamiast udowodnić każdemu kto w niego wątpił, że był zdolnym Jedi, tylko utwierdził ich w przekonaniu, że nie zasługiwał na ten tytuł, ani na miano wybrańca. Gdy wiadomość o ostatnich wydarzeniach się rozniesie, wszyscy go znienawidzą. Będą go uważać za nic niewartego, za tego najgorszego.

A co pomyślałaby Padmé? Właśnie, Padmé. Anakin za wszelką cenę starał się być jak najlepszy w tym, co robił, ponieważ dawało mu to nadzieję, że dzięki temu wkrótce ponownie się z nią zobaczy, i że w ten sposób wymaże błędy popełnione przeszłości. Te błędy, które ich rozdzieliły.

Tymczasem spotkali się kompletnie niespodziewnie, do tego Anakin ponownie pokazał, że był nic niewarty.

Więc co mam teraz zrobić? — zapytał Anakin, gdy wraz z Palpatine'em zatrzymali się nieopodal zaparkowanego statku.

— Nie możesz tu zostać, będziesz uznawany za zdrajcę — oznajmił kanclerz, obserwując, jak złość i gniew powoli przejmowały władzę nad Skywalkerem. — Powinieneś lecieć z nami. — wskazał powolnym ruchem ręki znajdujący się w pobliżu statek. — Tylko po ciemnej stronie dowiesz się, kim naprawdę jesteś.

Ciemna strona. Anakin słyszał o niej wiele. Zawsze mawiano, że była ona złą drogą, natomiast jasna strona tą właściwą. Wahał się, czy powinien odejść wraz z Palpatine'em, czy może zostać na Coruscant.

Ale przecież był zdrajcą.

Straci wszystko w oczach swojego mistrza i rady Jedi lada moment.

Odbiorą mu wszystko.

Złość, spowodowana tym wszystkim, zwyciężała.

Palpatine wszedł na statek z Ankinem u swego boku.

Black Star ★ Anidala AU ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz