Maniek wybiegł szukać komisariatu policji, by ukraść stamtąd kajdanki. Czuł że nie zawaha się przed taką kradzieżą. Wolał nie biegać ponieważ w kieszeni trzymał pistolet. Kiedy wbiegł do komisariatu bez zastanowienia zaczął strzelać do wszystkich napotkanych policjantów. Jednemu z nich ukradł kajdanki, po czym uciekł z komisariatu. W drodze do domu ten sam nieznajomy który poinformował Bonka dziś rano że Maniek umrze. Facet zatrzymał go po czym zaczął do niego mierzyć z rewolweru. W tej samej chwili spotkał ich Bonk który zmartwiony zaczął szukać Mańka
-Co tu się kurwa dzieje?! -Spytał przerażony Bonk.
-Twój kolega i tak umrze prędzej czy później.
Po tych słowach Mańkowi udało się wyciągnąć pistolet z kieszeni i strzelić napastnikowi w kolano.
-K-kurwa...Maniek to ja! Brandon!
Po tych słowach Brandon puścił Mańka lecz dalej mierzył w niego.
-Odstaw tą broń! -Wykrzyczał Bonk.
-Zamknij kurwa ryj. -Odparł Brandon pogardliwie.
-Nie mów tak do niego. -Ostrzegł go Maniek.
-Nie mów mi co mam robić, pieprzony zdrajco!
-Daruj sobie, wiedz że już przegrałeś.
-To nie ja przegrałem. . .
Po czym Brandon wskazał palcem zza plecy Mańka. Maniek odwrócił się po czym zobaczył 3 policjantów mierzących do niego z karabinów.
-O kurwa. . .
-Jest pan zatrzymany pod zarzutem zabicia 5 funkcjonariuszy policji i kradzieży kajdanek.
Nagle Brandon zastrzelił 2 policjantów zakładających kajdany Mańkowi.
-UCIEKAJCIE! -Wykrzyczał Brandon
Maniek z trudem uciekał co chwile zerkając jak Brandon z wytrwałością przyjmuje kolejne pociski z pistoletu. Uciekli do domu Bonka a Maniek odrazu przykuł się do kaloryfera.
-Teraz będę tu siedział dopóki będzie trzeba mnie...no wiesz...
-Tak wiem
Bonk był przerażony myślą, że dni jego przyjaciela są policzone
Następnego dnia, Maniek zaczął być ledwo żywy... jego skóra przybrała lekko granatowy kolor i już zaczął wydawać dziwne dźwięki w losowych momentach.
-To chyba będzie ten dzień... -Powiedział zmęczonym głosem Maniek.