p o s t 1 1
s o n g: a l o n e i n m y c a r - n i k i d e m a rPół roku wcześniej...
Mrok nocy rozpraszało ogromne ognisko usypane z chrustu na działce należącej do rodziców Caluma Hooda, niedaleko jeziora w Atlancie. Dźwięki ostrego rapu, co jakiś czas przerywało warczenie silników samochodów, które przyjeżdżały wypluwając wręcz z siebie kolejnych członków zabawy, ponieważ bez względu na to, jakie ścieżki obraliśmy po liceum, wszyscy chcieliśmy odpowiednio pożegnać przerwę letnią, jaką świętowaliśmy od zawsze o tej samej porze. Bardzo ceniłem swoich kumpli, choć widywaliśmy się rzadko, ewentualnie wymieniając parę wiadomości na grupowym czacie, odżywającym z reguły wówczas, gdy ktoś wracał do Atlanty i zbierał całą, starą paczkę, z zamiarem podsumowania ostatnich miesięcy rozłąki.
Nigdy nie myślałem, że dorastanie będzie takie bolesne, ale z drugiej strony satysfakcjonujące. Gdyby się zastanowić, parę lat temu końcem świata wydawał się egzamin z języka angielskiego, a wtedy to nie miało najmniejszego znaczenia, bo wszyscy byliśmy pewni, że nieważne czy być, czy nie być; szota i tak warto polać.
Kompletnie pijany poczułem dłoń Caluma na ramieniu, a zaraz za nim pojawił się mój kumpel Chester, który bezwstydnie skopiował ode mnie pomysł samotnej wycieczki dookoła Ameryki Północnej, chyba tylko po to, żebym jeszcze bardziej mu zazdrościł. W liceum trochę ze sobą rywalizowaliśmy, był na mnie cięty przez Lisę, bo wcześniej chodziła z nim, ale kilkukrotnie zaznaczył, że nie ma nic przeciwko naszemu związkowi. Czułem się z tym faktem dziwnie już wtedy, kiedy to padło, jakbym podświadomie oczekiwał zaprzeczenia, zresztą kiedy robiliśmy jakieś wypady grupą, to raczej kończyłem przewieszony przez kolana Chestera, nie Lisy, rzygając do rowu, z powtarzaniem: „stary, ja cię tak kocham!"
Patrząc na niego w tamtym momencie, wyłącznie uniosłem drinka i wymusiłem uśmiech, bo nie dość, że chłopak był pięknie opalony kalifornijskim słońcem, gdzie się zatrzymał, to jeszcze wydawał się najbardziej pogodzony z własnym ja człowiekiem na świecie.
- No dobra, gościu, wiemy, że ci się powodzi, ale opowiadaj!
- Dostałem ostatnio robotę przy produkcji filmu w Hollywood, dosłownie kurwa, niby robię tylko za kostiumowego, ale scenarzyści wzięli parę moich pomysłów do przeczytania. – Wsunąwszy dłonie w kieszenie, wzruszył ramionami.
Poczułem, że jeszcze jeden łyk wódki i zadrży mi powieka.
- Nie byłeś ostatnio managerem klubu nocnego? – Uniosłem jedną brew.
- Zwolniłem się, bo stresująca robota, ale przynajmniej opłaciłem mieszkanie do końca i jestem już właścicielem! – zawołał na tyle głośno, by usłyszała go kręcąca się w towarzystwie dziewczyn Cindy, czyli przyjaciółka szkolnych lat Lisy. – A co u was? Jak sesja?
- Luke ma poprawkę z historii konstytucji we wrześniu, ja już po wszystkim – powiedział Hood, dlatego po prostu dopiłem zawartość swojego kubka, ale wymusiłem jeszcze jeden uśmiech, gdy Chester poklepał mnie po ramieniu pocieszająco.
- Przykro mi, stary, poradzisz sobie. Powiedziałbym „szkoda, że nie pojechałeś", bo to była chyba szansa jedna na milion.
- No tak, niecodziennie trafia się na zapłakaną dziedziczkę fortuny, która się w tobie bez pamięci zakochuje, kurde, to mogłem być ja. – Pokręciłem głową.
- Może to dobrze dla mnie, zawsze miałeś większego farta do lasek, ale jak to mówią, kto nie ma szczęścia w miłości, ten ma w życiu, Cindy hej, co tam u ciebie?! – Chester przeprosił nas, odchodząc w kierunku chichoczącej, młodej kobiety, a ja oparłem się bardziej o Caluma, licząc w głowie do trzech.
CZYTASZ
boyshit {muke} ✓
Fanfic"Założyłem tego bloga, aby się dla was poświęcić, jakbym był bohaterem romantycznych uniesień, cesarzem rozmów o pogodzie, królem flirtowania i weteranem udawania, że zostawiłem włączone żelazko. Jeżeli spartaczyłeś randkę, nie martw się! Na pewno n...