3

842 37 87
                                    

- Co się stało? - Spytałem.
- chodzi o Willa.- Usiadła na moim łóżku.

-Coś mu jest? - Usiadłem obok niej.
- Chodzi o to że Will ma od pewnego czasu koszmary. - Powiedziała nie pewnie.
- Z kąt to wiesz? - Spytałem.
- Czasem budzi się z krzykiem, a czasem ja się budzie i nie mogę zasnąć więc idę do niego i widzę jak się wierci a potem budzi się gwałtownie wstając, rozgląda po pokoju i ledwo duszy. To jest okropne. Ale spokonie na moje moce nie są to koszmary o demogorgonie czy tam tym drugim głównie.
- Opowiadał ci o tych koszmarach? - El podkręciła głową na nie.
- Nie z tąd domyślam się że to nie są sny prorocze jak by były to by powiedział.- Stwierdziła.
- Tak pewno by tak było, ale i tak to jest okropne.- Wstałem, Jane powtórzyła moje ruchy.
- Wiem, a teraz chodź do reszty. - Uśmiechnęła się, ja odwzajemniłem uśmiech i zszedłem na dół za Eleven.

Nim doszliśmy do salonu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi ja z wiekiem uśmiechem na twarzy pobiegłem otworzyć drzwi. Byłem przekonany że to Will miał być już godzinę temu.

Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Willa. Uśmiechnąłęm się chłopak odwzajemnił gest. Wszedł do domu i odrazy skierował się do salonu gdzie od razu rzuciła mu się na szyję Max. Boże czemu znów poczułem ukucie w sercu. Może to zawał jakiś? Jezu o czym ja myślę jaki zawał. Czy ja jestem zazdrosny o Willa?
A może o Max?
Nie prędzej o Willa, albo to na prawdę zawał.

Rozmawialiśmy tak z trzy godziny śmiejąc się. Niestety nadeszła ta chwila gdzie wszyscy musieli iść i dostałem tylko ja i Willy. Chyba czas z nim porozmawiać w końcu nawet nasze mamy wyszły a tata jest w pracy. Tak to chyba ten moment. Ale co jeśli Will nie będzie chciał gadać?
Jezu ja znowu pisze czarny scenariusz.

- Gdzie śpię? - William przerwał moje rozmyślenia.
- Em może nie wiem w sumie tak jak zawsze. - Uśmiechnałem się.
- Zawsze czyli w piwnicy? - Spytał a ja polowałem głową. Will zacząć się śmiać a ja nie do końca wiedziałem z czego.
- Z czego się śmiejesz? - Zapytałem.
-.Zdajesz sobie sprawę jak to brzmi? Spytał a ja po chwili śmiałem się razem z nim.
-Dobra nie ważne ja pójdę odłożyć tam moje rzeczy a ty nie wiem chodź ze mną albo coś tam nie wiem, rób co chcesz.- Powiedział i poszedł na dół, a ja zaraz za nim bo i tak nie miałem co robić a musimy pogadać.

- Will? - Usiadłem na kanapie. William spojrzał na mnie, ściągnął walizkę z łóżka i usiadł obok mnie.
- Coś się stało? - Spytał.
- Nie tylko powinniśmy pogadać. - Powiedziałem zgodnie z prawdą.
- Em okej to mów ja słucham. - Patrzyliśmy sobie tak w oczy przez kilka sekund, aż ja nie zacząłem mówić.
- Chodzi o naszą kłótnie tą wiesz którą? - Chłopak pokiwał głową na tak.
- O co ci chodziło kiedy mówiłeś że nie lubisz dziewczyn, bo wiesz mogło ci chodzić że nie lubisz El i Max albo nie lubisz dziewczyn. - Will ziął głęboki wdech poczym wydech.
- Chodzi o to że ja nie lubię dziewczyn w ogóle mi się nie podobają, rozumiesz? - Spytał a ja mogłem zauważyć, że ma łzy w oczach.
- Wiesz co? - Chłopak popatrzał na mnie.
- To nie ma znaczenia czy jesteś Homo czy Hetero sam jestem bi i cię rozumiem nie zerwę przyjaźni przez głupią oriętacie i również nie będę ci wmawaił że to tylko na chwilę i że ci przejdzie, wiem że tacy się rodzimy i no nic na to nie poradzimy. Może i czasem lepiej być hetero, ale my tego nie wybieramy. Rodzimy się tacy i tacy będziemy. Może i jest to nie sprawiedliwe, ale takie jest życie. Nie sprawiedliwe. - Przytuliłem Willa. Od odwzajemnił uścisk. Will wie, że nie mam nic do niego to chyba pierwszy krok aby poczół się jak kiedyś i żeby było mu lepiej tu niż tam.

- A tak w ogóle to kim jest ten Stanley? - Spytałem bo przecież muszę się czegoś dowiedzieć o moim rywalu.
- Stan? - Spytał na co ja pokiwalem głową.- To jeden z klubu frajerów, jest fajny naprawdę miło się z nim gada i w ogóle.- Uśmiechnął się.
- Skoro jest taki fajny to czemu jest frajerem? - Zadałem kolejny pytanie.
- Jest żydem to dlatego do tego kluby należą sami odrzutki Bill jąkała, Richie okularnik, Eddie z astmą, Bev jej tata jest woźnym, Ben chłopak z nadwagą, Mike inny kolor skóry i Stanley żyd.- Mówiąc to był bardzo uśmiechnięty.
- I ty? - Spytałem na Will pokręcił głową.
- Ja jasne że nie ja ma was, wydaje mi się że jesteś zazdrosny. - Zaczął się śmiać.
- Ja zazdrosny wydaje ci się? - Zaprotestowałem, bo w końcu nie dam za wygraną.
- Tak jasne jasne wmawiaj sobie.- Mówił to przez śmiech.
- Co oni w ogóle mają do innego koloru skóry? - Spytałem.
- A jest tam taki gang Browersa i to oni biją do słownie wszystkich są gorsi niż ci u nas mają po metr 1,80 i nie podkładają tylko nóg albo kopią, oni naprzykład Benowi H na brzuchu nożykiem wycięli. To takie okropne. - Westchnął.
- A tobie nic nie zrobił? - Spytałem z wielką nadzieją że odpowie nie.
- Kilka razy mnie pobił ale na cóż bywa.- Wzruszył ramionami jak by to było nic.
- Kilka razy czemu tego nigdzie nie zgłaszacie?! - Zadałem kolejne pytanie.
- Oh Mike, Dyrektorka jej mamą jednego albo jednej z nich, ja matka Eddiego to zgłosiła to miał jeszcze bardzo przesrane niż przed, a ja wolę nie ryzykować.- Westchnął a ja polowałem głową na znak że rozumiem.
- A tak w ogóle to- Nie dokończyłem bo Willowi zadzwonił telefon.
- Oh to Stanley poczekaj ja odbiorą.- Uśmiechnął się i nie odchodząc odebrał telefon.

Will.

- Hallo? - Powiedziałem do telefonu.
- O hejka! - Usłyszałem nie znany mi głos.
- Kim jesteś? - Spytałem.
- A jestem Richie Tozier przyjaciel Stanleya, patrzę na jego telefon i o huj ja nie wiem kim jesteś i czyj to numer dobra walić to dzwonię. No i jestem.- Mogłem stwierdzić że jest bardzo szeroko uśmiechnięty.
- A to ciekawe?- Bardziej zapytałem niż powiedziełem.
- Tak bardzo masz może jutro czas bo wiesz Stanley nie może mieć kumpli o których ja nie wiem to jest nie dozwolone.- Powiedział a ja zaśmiałem sie.
- Okej rozumiem, chyba jutro nie może po jutrze? - Zaproponowałem.
- Ale czemu jutro nie? - Zapytał.
- Jestem w Hawkins i wiesz są dwie godziny drogi a mi się na prawdę nie chcę.- Czułem wzrok Mike'a na sobie czo mnie bardzo wkurzało.
- To my przejdźmy byliśmy już w Hawkins więc się nie zgubimy jutro przed galerią o 13:00 - Zaproponował, w sumie to lepiej, bo poznają moich przyjaciół z tą i tamtąd.
- Pewnie to do jutra? - Spytałem.
- TAK DO JUTRA, JUŻ NO STANLEY CZEKAJ NO KURDE EJ TY GNOJU ODDAJ TO, PA! - Usłyszałem po czym się rozłączylem.

- Jesteś jutro z kimś umówiony? - Mike popatrzał na mnie wzrokiem jak by chciał mnie zabić.
- Tak jutro wszyscy o 13:00 i tak ty też.- Mike od razu się uśmiechął.
- Zadzwoń do Eleven i Max ja drynknę do Dustina i Lucasa- Powiedział a ja zrobiłem to kazał.

1143 słowa

Kiedyś Będzie Lepiej |Byler | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz