- Potter! - nagłe głośne uderzenia w białe drzwiczki i krzyk kobiety zbudziły dziesięcioletniego o kruczoczarnych włosach chłopca - Wstawaj! Koniec spania. - kolejne uderzenie - No już. - otworzyła zamek, po czym odeszła. Chłopiec westchnął i ubrał duże okrągłe złamane na nosku i sklejone taśmą okulary na nos, przysłaniając nimi piękne duże szmaragdowo zielone oczy. Szybko ubrał się w zbyt duże przetarte dżinsy i zbyt duży czarny podkoszulek, na to założył granatowo popielatą w kratę koszulę. Ze zmęczonym spojrzeniem wyszedł z komórki na szczotki, znajdującej się pod schodami. Ruszył do kuchni, gdzie w momencie wyczuł zapach boczku smażonego na patelni razem z jajami. - Pilnuj bekonu. Tylko nie spal mi go. - warknęła wysoka brunetka z trwałą. Jej szczupłe, wręcz wychudzone dłonie obejmowały pieszczotliwe pucułowate dziecko.
- Jasne. - odparł chłopiec.
- Przynieś moją kawę! - odezwała się trzecia osoba w kuchni. Był to mężczyzna z wąsem, czytający gazetę. On i pucołowate dziecko byli pokaźnej wielkości masowej. Obaj byli krótko rzecz ujmując, otyli. Mężczyźnie tłuszcz zasłonił szyję, że jej praktycznie nie miał. Jeśli chodzi o chłopca, który ku obrzydzeniu szczupłego Pottera pożerał z talerza jeden ze stosu plastrów mięsa świni i trzech jajek sadzonych. Małych dziesięciolatek szybko podał kawę mężczyźnie i wrócił .
- Proszę wujku Vernonie. - wielki mężczyzna nawet na niego nie spojrzał.
- No nasz Dudziczek kończy dziś swoje dziesiąte urodziny. - zaszczebiotała kobieta i wytarła mu pieszczotliwe z tłuszczu i jajek usta i brody, bo ilość masy tłuszczowej była zbyt duża i tworzyła kolejne podbródki. - Wstań Skarbeczku. - pogłaskała go i zakryła mu oczy. - Dziś dzień musi być pierwszorzędny, po czym zaczęła go prowadzić do salonu. Zabrała dłonie. Otyły chłopiec spoglądał swoimi małymi blisko osadzonymi oczami na stosy prezentów urodzinowych, po czym zmarszczył brwi.
- Są policzone? - zapytał nerwowo.
- Aż trzydzieści sześć. - odezwał się z szerokim uśmiechem Vernon, odkładając gazetę. Odpowiedź nie spodobała się jego synowi.
- Trzydzieści sześć?! - wykrzyknął wściekły - W zeszłym roku było trzydzieści siedem.
- Niektóre są okazalsze...
- Mam to w nosie! - szczupła kobieta z niepokojem przykucnęła przy wściekłym synu.
- No już... już. - zaczęła spokojnym i miłym głosem - Jak wyjdziemy kupimy ci jeszcze dwa prezenty. - te słowa udobruchały brunet, który zaczął odpakowywać prezenty. Przez ten czas chłopiec w okularach po kryjomu zjadł jeden plasterek boczku. Z ulgą odetchnął, kiedy żadne z trójki innych domowników tego nie spostrzegło. Po śniadaniu, w którym mały ubrany w łachmany kompletnie nie uczestniczył stanął przy swoim miejscu spania. Przepóścił wpierw kobietę i jej syna.
- Petunio wzięłaś wszystko?
- Tak. - odpowiedziała mężowi. - Dudley, kochanieńki zmykaj do samochodu. - popchnęła go leciutko, głaskając go jednocześnie po głowie. Harry wyszedł za ciocią. Vernon zamknął drzwi domu i zamknął też drzwi od samochodu, gdzie chciał wejść zielonooki.
- Jeden wybryk Potter... Tylko jeden, a nie dostaniesz jedzenia przez tydzień. - zagroził mu.
- Tak jest. - odpowiedział pokornie.
- Wsiadaj. - po czym Vernon zajął miejsce jako kierowca i odjechali z domu o numerze 4 na ulicy Privet Drive. Udali się jak się okazało do zoo. Dudley był wniebowzięty. Biegał od klatki do klatki, trzymając wielki rożek pełny gałek lodów. Harremu przypadła tylko jedna gałka sorbetu cytrynowego.
Kiedy przeszli do wystawy gadów Dudley ze złością chciał, by boa w terrarium się poruszył. Vernon zapukał delikatnie w szybę, ale u spadkobiercy Dursleya delikatność była na samym końcu czegokolwiek załączonego z ostrożnością. Praktycznie uderzył w szybę. Harry przyglądał się temu ze smutkiem. Straszy chłopak odszedł do innego jaszczura.
CZYTASZ
Historia Opowiedziana Inaczej // Harry Potter 🔵
FanfictionOpowiadanie o treści homoseksualnej: Snarry Co by było kiedy podczas pierwszego roku Harry poczuł podczas rozmowy z Tiarą Przydziału, że musi ukryć się i być ostrożny w tym świecie... że musi poznać głębię siebie samego... że pozna czym jest prawdzi...