Rozdzial 21

1.7K 133 42
                                    

-Y/n? Tak się nazywasz? Wilbur mi trochę o tobie opowiadał- zaśmiał się
-T-tak-odpowiedziałam niepewnie
-zaraz skończy mi się paliwo, ale to nie problem zatankuje- dopowiedział ranboo
-yhy...- „wymruczałam"

Dojechaliśmy na stacje paliw. Ranboo wysiadł i podszedł do automatu. Zaczął napełniać swój bak paliwem. Miałam już plan co i jak. Pójdzie zapłacić a ja mu zwieje. Nie był on skomplikowany a mogłabym nawet żec że dziecinnie prosty. Ranboo otworzył drzwi

-idę zapłacić, zamknę auto ale tylko na chwilę- zapewnił

Wiedziałam. No po prostu wiedziałam. To nie mogło być tak łatwe. Cholernie się przestraszyłam ale teraz albo nigdy. Poszedł zapłacić a ja grzecznie czekałam aż wróci. Po jakiś dwóch minutach zaczął iść w stronę auta. Spojrzał na mnie i otworzył drzwi kluczykiem (w sensie z daleka). Poczekałem aż podejdzie bliżej, w tedy jest mniejsze prawdopodobieństwo że mnie złapie. Gdy był po drugiej stronie auta uciekłam. A w zasadzie po prostu wysiadłam z pojazdu. On jak poparzony wstał z miejsca siedzenia i popatrzył jakby chciał mnie ostrzec. Ja spojrzałam na niego natomiast nie trwało to długo bo wyciągnął ręce próbując mnie złapać. Schyliłam się dzięki czemu mnie nawet nie dotknął. Zachichotałam. Nie wiem czy był to dobry pomysł. Nie ważne, nie umiem podejmować dobrych decyzji...

Ranboo zaczął powoli przesuwać się w moją stronę. Ja natomiast robiłam to samo (pewnie wiecie o co chodzi, jakby ganiany w koło jakiejś rzeczy) tylko że w odwrotną. Był wyższy więc stawiał większe kroki ale i tak do teraz mnie nie złapał.

-Y/n, pobawiliśmy się. Było zabawnie ale wracajmy do auta- zaproponował zmęczony

-nie-odpowiedziałam krótko

-tak-kłócił się

-nie.

-tak, wracaj will będzie się martwić-przekonywał

-nie, nie będzie

-nie znasz wilbura?-zapytał ironicznie

-nie, daj mi odejść-powiedziałam

-nie Y/n, obiecywałem Wilburowi że przyprowadzę cię do jego domu-zaczął

-widzisz... coś ci nie wierze

Ranboo na chwile stanął

-co mam zrobić byś mi wierzyła?-spytał

Podszedł bliżej, na co ja odsunęłam się. Nie wiem co chce zrobić. Nie wygląda na kogoś złego albo kogoś kto zrobiłby mi krzywdę ale lepiej zostać bezpiecznym.

-nie masz się czego bać-zaśmiał się

-wiem że jestem wysoki ale chyba nie straszny-dokończył

-nie nie...-zachichotałam niezręcznie

-wracając, to jak. Mam nie wiem, zadzwonić do willa?-zaproponował

-raczej nie... po prostu puść mnie wolno

-ale ja nie mogę, wilbur potrzebował pomocy to jako jego dobry przyjaciel zjawiłem się-tłumaczył

-z resztą może ci się coś stać, ostatnim razem zemdlałaś. W tym lesie, No wiesz. Nie wiadomo co gdybym to nie był ja.-skwitował

-ehhh-westchnęłam

-dobra, zadzwoń do wilbura. Ale dajesz mi go do telefonu

-dobrze-zapewnił

Mogłam równie dobrze teraz uciec. I to zrobiłam... gdy robił coś na telefonie pobiegłam w stronę wyjazdu z stacji. Obróciłam się za siebie a tam zobaczyłam pospiesznie wsiadającego ranboo do auta. Nie ufałam mu, nic dziwnego w końcu nigdy brunet mi go nie przedstawił a ja sama go nie znałam. Biegłam tak szybko byleby zgubić to auto. Ale pojazd to pojazd więc jest szybszy. Dogonił mnie, otworzył szybę zwalniając do mojego tępa.







________________________________
HEEEEJ <333
NIE MOGE UWIERZYC  ZE MAMY 3k WYSWIETLEN I 300 GWIAZDEK AWWWWW
dziekuje wam wszystkim strasznie za to ze jestescie i czytacie to dalej. Piszac to myslalam ze zobaczą to tylko 6-7 osob. Kocham was wszystkich <333

Jesli macie jakies pytania mozecie zadawać, na wszystkie z chcia odpowiem <333

~𝐖𝐢𝐥𝐛𝐮𝐫, 𝐲𝐨𝐮 𝐬𝐚𝐯𝐞𝐝 𝐦𝐞~ |wilbur x reader|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz